Szydło: - To Kaczyński nauczył mnie polityki. Ale jestem samodzielna [ROZMOWA]

Czytaj dalej
Fot. Bartosz Frydrych
Agaton Koziński, Paweł Siennicki

Szydło: - To Kaczyński nauczył mnie polityki. Ale jestem samodzielna [ROZMOWA]

Agaton Koziński, Paweł Siennicki

Donald Tusk wpisał się w powszechnie odrzucaną politykę uprawianą przez elity. Nie chce reform. Chce, aby było po staremu. To jest szkodliwa krótkowzroczność - mówi premier Beata Szydło w rozmowie z Pawłem Siennickim i Agatonem Kozińskim.

Rozmawiamy w dniu, w którym ogłoszono zwycięstwo Donalda Trumpa. Jakie wnioski my, Polacy, możemy z tej zaskakującej wygranej wyciągnąć?
W USA zwyciężyła demokracja - mówię to z satysfakcją. Przed wyborami obserwowaliśmy bowiem silną propagandę mającą przekonać Amerykanów do jedynego słusznego wyboru. Ale ostatecznie zwyciężył głos ludzi. Zwykli Amerykanie powiedzieli „mamy dosyć”.

Czego dosyć?
Dosyć polityki tylko dla elit. Wyborcy powiedzieli politykom: chcemy, żebyście wreszcie zajęli się nie sobą, ale naszymi sprawami. Ten głos zwyciężył już w Ameryce, Wielkiej Brytanii, na Węgrzech. Jest on coraz silniejszy we Francji, w Niemczech i we Włoszech. Jest on coraz silniejszy w całej Europie. Ten sam głos można było usłyszeć w Polsce rok temu, gdy wbrew mainstreamowi, wbrew mediom, wbrew sondażom wielu Polaków poparło Andrzeja Dudę oraz Prawo i Sprawiedliwość.

Jednocześnie wielu Polaków obawia się tego, co się stanie po wyborze Donalda Trumpa. Według Pani nie ma podstaw do takich obaw?
Polska jest najlepszym przykładem, że wybory niezgodne z wolą mainstreamu mogą być wyborami dobrymi i bezpiecznymi. Myśmy przez ostatni rok zrobili więcej dla Polaków niż poprzedni rząd, który miał bardzo mocne wsparcie elit, przez osiem lat.

Czyli na wybór Trumpa patrzy Pani z nadzieją?
Przede wszystkim głęboko wierzę w mądrość amerykańskiej demokracji. Jest ona na tyle stabilna, że możemy być spokojni o tok spraw w tym kraju. USA będą się zachowywać racjonalnie. Apeluję o to, aby nie straszyć Polaków.

Spójrzmy z perspektywy Polski. Jakie działania Trumpa nazwie Pani „dobrą zmianą”?
Oczekuję potwierdzenia tych deklaracji, które padły na szczycie NATO w Warszawie - i tego, że zostaną one zrealizowane. Liczę też, że Polska będzie nadal dla Stanów Zjednoczonych ważnym partnerem i że nasza współpraca jeszcze się pogłębi. Choć tuż po wyborach, jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem wyników, trudno snuć daleko wybiegające przypuszczenia. Trzeba prezydentowi elektowi Trumpowi gratulować i mieć nadzieję, że wbrew tej fali histerii, która się z niektórych środowisk wylewa, to będzie dobra także dla Polski prezydentura. Zresztą Donald Trump wielokrotnie bardzo ciepło wypowiadał się o Polakach, nie tylko tych, którzy mieszkają w Ameryce.

Szydło: - To Kaczyński nauczył mnie polityki. Ale jestem samodzielna [ROZMOWA]
Adam Guz

Mija rok od chwili, gdy została Pani premierem. Jaki to był czas? Spodziewała się Pani, że będzie łatwiej? Trudniej?
Tych 12 miesięcy minęło mi błyskawicznie. Łatwo nie było, gdyż trzeba się było zmierzyć z wieloma wyzwaniami. Już przed wyborami spodziewaliśmy się, że jeśli rzeczywiście będziemy realizować nasz program, to pojawi się natychmiast wielu krytyków naszych działań, którzy nie będą proponowanych przez nas zmian akceptować. Zaatakowano nas, bo stanęliśmy po stronie zwykłych Polaków, a nie jedynie po stronie elit. Wytoczono potężne polityczne działa przeciwko rządowi. Nie mieliśmy nawet symbolicznych stu dni spokoju.

Jak szło przełamywanie swoistej inercji rządowej administracji, gdy zaczęliście zgłaszać własne postulaty? Jak często słyszała Pani „nie da się”?
To zdanie słyszę non stop, odkąd zaczęłam się zajmować polityką - jeszcze na szczeblu samorządowym. Nigdy nie akceptowałam takiej postawy i takiego podejścia do pracy. Za punkt honoru postawiłam sobie, żeby skończyć z myśleniem „nie da się”.

Jak Pani definiuje jego źródło?
Jest wiele środowisk, osób, którym zależy na tym, by zostało tak, jak było. Żeby niczego nie zmieniać, bo mogłoby to uderzyć w interesy pewnych uprzywilejowanych dotąd grup. My stanęliśmy po stronie zwykłych Polaków, dlatego - choć czasem jest trudno - w naszym rządzie zwrotu „nie da się” staramy się nie używać.

Ale na takie sytuacje pewnie trafiacie nieustannie. Jak je rozwiązujecie? Ze wszystkim się udaje?
Nie, oczywiście, że nie ze wszystkim. Problem biurokracji ciągle jest nierozwiązany - i my cały czas z nim walczymy, zresztą także z tego powodu wytaczane są te działa przeciw nam. Próbujemy przebudować mentalność niektórych urzędników, sprawić, by zrozumieli, że ich praca jest służbą, a nie zwykłym zajęciem. Ale na efekty trzeba czasu. Potrzebni są ludzie z otwartymi głowami, niebojący się zmian.

Uważa się Pani za osobę spełnioną po tym roku?
To dopiero początek, umówiliśmy się z Polakami na co najmniej cztery lata. W pierwszym roku staraliśmy się wywiązać z zobowiązań, które obiecaliśmy spełnić w tym czasie.

I jak poszło? Ma Pani poczucie dobrze spełnionego obowiązku?
Zrobiliśmy naprawdę dużo - ale też zawsze można zrobić więcej. Z pewnością zrobiliśmy dla Polaków więcej niż nasi poprzednicy w osiem lat swoich rządów. Proszę porównać, ile w pierwszym roku zrobił dla Polaków rząd Prawa i Sprawiedliwości, a ile w pierwszych swych latach rządy Donalda Tuska czy Ewy Kopacz. Mam jednak świadomość, że kilka spraw mogliśmy przeprowadzić sprawniej. Dlatego z pokorą podchodzę do naszej pracy.

Co poszło nie tak?
Choćby sprawa podatku od sieci wielkopowierzchniowych. To jedna z tych spraw, w których przyznajemy się do błędu. Umiemy jednak wyciągać wnioski i ograniczać błędy. Choć to nie znaczy, że będziemy unikać trudnych zadań. Rozpoczęliśmy reformę edukacyjną, a wkrótce otwieramy reformę systemu zdrowia. Ona będzie jedną z trudniejszych, ale też jedną z najbardziej oczekiwanych. Uspokajam jednak. Działamy stopniowo - według ściśle założonego planu. Nasze reformy są przemyślane i zgodne z oczekiwaniami zdecydowanej większości Polaków.

Wspomniała Pani, że rząd nie dostał nawet stu dni spokoju. Czy te ataki na was od początku kadencji to były najtrudniejsze dla Pani momenty?
Na pewno protesty związane ze sprawą Trybunału Konstytucyjnego bardzo nas absorbowały. Nagle musieliśmy zacząć udowadniać za granicą, że nie jesteśmy przysłowiowym wielbłądem. Ale też pokazaliśmy, że mimo ataków, ostrej krytyki umiemy spokojnie bronić własnych racji oraz interesu Polski. Takie sytuacje jak chociażby przetarg na caracale - nie podpisaliśmy go z racjonalnych i oczywistych powodów. Nie dlatego, że chcieliśmy w ten sposób obrazić inne państwo, tylko dlatego, że nie był on korzystny dla Polski. Przecież żaden inny rząd, czy to francuski, czy niemiecki, nie zgodziłby się podpisać kontraktu, który się nie opłaca jego państwu.

Szydło: - To Kaczyński nauczył mnie polityki. Ale jestem samodzielna [ROZMOWA]
Marek Szawdyn

Mówi Pani o obronie Polski za granicą. W Strasburgu broniła Pani waszej polityki, podkreślając zaproszenie do nas Komisji Weneckiej. Tyle że później wasz obóz polityczny do zaleceń komisji się nie stosował - Pani też więcej do Parlamentu Europejskiego nie poleciała. To Pani nazywa „spokojem przy obronie przed atakami”?
Proszę przeczytać raport Komisji Weneckiej i zawarte tam
uwagi. Część z nich była merytoryczna, ale większość polityczna. Z nami nie chciano rozmawiać o merytorycznych podstawach zmian w TK. Poza tym panowie dobrze wiedzą, że członkowie Komisji Weneckiej nie są wolni od sympatii oraz wpływu ze strony środowiska prezesa trybunału. Prezes Rzepliński sam zresztą przyznał, że od lat zna szefa Komisji Weneckiej. Warto też zaznaczyć, że część uwag zgłoszonych przez Komisję Wenecką uwzględniliśmy później w ustawach dotyczących trybunału. My mamy po prostu inny punkt widzenia na to, w jaki sposób należy funkcjonować w relacjach z naszymi partnerami.

Pokazaliście to przy okazji przetargu na caracale. Twierdzicie, że ten kontrakt był niekorzystny dla Polski. To dlaczego wasi poprzednicy chcieli go podpisać? Uważa Pani, że działali w ten sposób na szkodę naszego państwa?
Wygrywają ci, którzy bronią własnego stanowiska i własnych interesów - bo w ten sposób pokazują, że są partnerem. Jesteśmy rządem, który mówi jasno: zamierzamy współpracować ze wszystkimi, ale na pierwszym miejscu stawiamy interes Polski. Natomiast poprzedni rząd zbyt łatwo godził się na rozwiązania narzucane z zewnątrz. Wierzył, że jest w ten sposób bardziej szanowany. A był ogrywany. Wykazywał naiwne przekonanie, że zaszczyt uściśnięcia dłoni jakiegoś ważnego polityka europejskiego jest wartością samą w sobie.

Czy takie podejście waszych poprzedników było konsekwencją ich polityki „ciepłej wody w kranie”, czy należy pójść krok dalej i postawić im zarzut działania na niekorzyść państwa?
Wolę powiedzieć, że ten kontrakt służył przede wszystkim chęci przypodobania się elitom europejskim i polskim. To przykład fałszywej interpretacji słowa „Europejczyk”, rozumianego jako unikanie za wszelką cenę krytyki na Zachodzie. A przecież widać wyraźnie, że europejskie elity, eurokraci z instytucji europejskich w wielu sprawach nie mają racji.

Dziś na czele Polski stoi triumwirat: prezes Kaczyński, prezydent Duda i Pani. Wydaje się, że w tym trójkącie Pani ma najsłabszą pozycję. Jak Pani się odnajduje w tej sytuacji?
W tej chwili w Polsce są trzy osoby, które ze sobą współpracują. Wspólnie realizujemy jeden program. Każde z nas ma inne możliwości działania. Mamy także większą odpowiedzialność - choćby dlatego, że rządzimy samodzielnie, nie możemy więc zrzucić winy na koalicjanta. Ja się w tym układzie sił dobrze odnajduję.

A jak się Pani współpracuje z prezesem Kaczyńskim? Kim on dla Pani jest?
Jest politykiem, który doprowadził do tego, że dziś Prawo i Sprawiedliwość zjednoczyło polską prawicę i rządzi samodzielnie. Przez lata przetrwał wielkie burze i sprawił, że dziś możemy się cieszyć ogromnym sukcesem, czyli możliwością sprawowania władzy. Władzy, którą w przeciwieństwie do naszych poprzedników rozumiemy jako służbę ludziom. Pokazał wielu z nas, że można na politykę patrzeć inaczej - tylko nie można się bać. Osobiście też wiele mu zawdzięczam. Jarosław Kaczyński dał mi szansę w 2005 r., gdy trafiłam do Sejmu - a później kolejne. Jest dla mnie nauczycielem trudnej sztuki, jaką jest polityka.

Jak wyglądają wasze relacje? W jakich sprawach ma Pani pełną samodzielność, a jakie musi Pani wcześniej uzgadniać wewnątrz waszego triumwiratu?
W każdej sprawie mam samodzielność. Ale też są tematy, które lepiej wcześniej skoordynować - to naturalne w polityce. Staram się być w stałym kontakcie z prezydentem i prezesem. Rozmawiamy, analizujemy, konsultujemy. Każdy z nas ma inne zadania, ale wspólnie idziemy do przodu, realizując założone przez nas reformy. I większość Polaków ocenia je dobrze. Dotrzymujemy obietnic wyborczych. Bez wewnętrznej zgody nie byłoby to możliwe.

Wcześniej wspomniała Pani o uczuciu niedosytu. Na ile wywołuje je sprawa podejrzenia o nepotyzm, kumoterstwo w spółkach Skarbu Państwa?
Pokora jest tym, co powinno być naszą najważniejszą cechą - ale po tym, jak objęliśmy rządy, część z nas o tym jakby zapomniała. Ale wyciągamy wnioski. Widać to po zmianach, jakie zachodzą w obszarze spółek Skarbu Państwa. Prowadzimy w nich intensywną kontrolę, zmieniamy także zasady nadzoru nad nimi. Wiadomo, że różne stanowiska mogą być pokusą. Ale na pewno nie będzie przyzwolenia dla kumoterstwa, popierania swoich, wykorzystywania władzy do własnych celów. My od poprzedników różnimy się tym, że z błędów wyciągamy wnioski. Oni w błędach trwali.

Szydło: - To Kaczyński nauczył mnie polityki. Ale jestem samodzielna [ROZMOWA]
Bartosz Frydrych

Właśnie został odwołany prezes Lotosu. Jak dużo tego typu korekt w zarządach spółek będziecie musieli jeszcze nanieść?
Cały czas trwa kontrola. Choć gdy zakończy się pierwszy etap, ona nie zniknie, będzie trwała cały czas. To jedno z zadań Mariusza Kamińskiego.

Widziała Pani raport CBA z pierwszego etapu kontroli?
Widziałam.

Jakie wrażenie po lekturze?
Zmiany w spółkach następują.

Było aż tak źle?
Po zakończeniu wszystkich kontroli przedstawimy raport, bo jesteśmy to Polakom winni. I będziemy wprowadzać zmiany, także po to, by zarządzanie spółkami państwowymi było w pełni profesjonalne.

Raport CBA będzie podstawą do postawienia komuś zarzutów prokuratorskich?
Jeśli będą do tego podstawy, to tak. Nie wykluczam tego.

Co by Pani miała ochotę powiedzieć Adamowi Hofmanowi, gdyby go Pani spotkała?
Obserwuję jego aktywność na Twitterze i widzę, że bardzo go wciągnął sport. Dużo biega.

Powrót do polityki Pani by mu odradzała?
Każdy polityk ponosi odpowiedzialność za to, co robi. Nie zajmuję się doradztwem politycznym.

Jak dużym problemem dla Pani okazuje się niewyparzony język niektórych Pani ministrów?
Kilku ministrów musiało ze mną odbyć poważne rozmowy z powodu swojego zbyt dużego temperamentu publicystycznego i medialnego. Musimy pamiętać o tym, że jesteśmy obozem rządzącym. Minister, wypowiadając się, musi się koncentrować na własnym resorcie. Mam wrażenie, że część kolegów nie umiała się przestawić - już byli ministrami, ale dalej wypowiadali się jak politycy z opozycyjnych ław.

W tych kategoriach postrzega Pani wypowiedź Antoniego Macierewicza o mistralach za dolara?
Czasami lepiej milczeć, niż mówić. Wszyscy musimy pamiętać, ponosimy odpowiedzialność za słowo. A to słowo w ustach ministra, przedstawiciela rządu, wybrzmiewa dużo mocniej niż polityka z ław opozycji. Każde nasze słowo waży po prostu więcej i może wywołać duże napięcia.

Donald Tusk zacytował swoją żonę, która miała powiedzieć, że jeden Donald w światowej polityce wystarczy.
Mnie kilku nie przeszkadza.

Czyli rząd udzieli rekomendacji Tuskowi na drugą kadencję w roli szefa Rady Europejskiej?
Ta dyskusja dopiero się rozpoczyna. W Polsce wydaje nam się, że to prosta decyzja - ale tak nie jest. Wpływ na taką decyzję ma wiele bardzo skomplikowanych czynników. Gra polityczna w Brukseli dopiero się zaczyna, wielu polityków ma duże ambicje.

Czy Polska ma dziś innego kandydata, który mógłby wejść do tej gry?
Dziś sytuacja w UE jest mocno niestabilna, trudno więc przewidywać rozwój zdarzeń. Sytuacja z Wielką Brytanią pokazała, że właściwie każdego dnia można się spodziewać komunikatów, które będą burzyły ułożony, wydawałoby się, scenariusz. Na pewno Polska potrzebuje swoich przedstawicieli piastujących ważne stanowiska w Unii. Ale te osoby powinny spełniać oczekiwania Polaków. Gdybyśmy mieli dziś powiedzieć, w jakich sprawach Donald Tusk wspiera Polskę, byłby kłopot. Nie chodzi mi o załatwianie dla Polskich jakichś spraw, ale o reprezentowanie naszych interesów.

Choćby w kwestii kryzysu migracyjnego Tusk mówił niemalże językiem PiS.
W pewnym momencie rzeczywiście tak się stało - ale wcześniej jako przewodniczący Rady Europejskiej doprowadził do przyjęcia za czasów premier Ewy Kopacz złych rozwiązań w tej sprawie. Wtedy Polska zgodziła się na przyjęcie 7 tys. migrantów.

Szydło: - To Kaczyński nauczył mnie polityki. Ale jestem samodzielna [ROZMOWA]
Marek Szawdyn

W skali naszego kraju to nie było dużo - a jednocześnie udało im się zablokować zasadę automatycznego rozdziału migrantów.
To była błędna polityka. Już wtedy trzeba było o tym powiedzieć. Teraz Donald Tusk zmienił optykę. Dziś wielu w Europie to nam właśnie przyznaje w tej kwestii rację. Lepiej późno niż wcale. Ale w tej sprawie nie chodzi tylko o ten kryzys.

A o co?
Dziś Unia potrzebuje głębokich reform. Mam za sobą rok rozmów w Brukseli i jestem po nim przekonana, że Unia w obecnym kształcie po prostu nie działa. Tam wszystko biegnie utartym szlakiem, wszyscy się przyzwyczaili do tego, że wszystko wygląda tak samo. By załatwić jakąś sprawę, trzeba dotrzeć do określonego urzędnika - to się liczy, a nie siła argumentów. Tak to się toczy.

Teraz stawia Pani mocne zarzuty. Co jest powodem tego stanu rzeczy? Bezwładność instytucjonalna czy więcej - układ korupcyjny wewnątrz UE?
To jest polityka elit, które zamknęły się we własnym świecie - jak się okazuje, w świecie znajdującym się obok życia zwykłych ludzi. Prowadzą oni grę własnych interesów politycznych, na którą jeszcze nałożyła się bardzo rozbudowana machina urzędnicza starająca się dowieść, że jest bardzo potrzebna. Tak się to toczy. Kryzys migracyjny obnażył słabość Unii.

Ten kryzys przewróci UE?
Unia jest potrzebna. Naszym obowiązkiem jest ją zachować, ale też zreformować. Trzeba dać jej nowe życie, pokazać, że jest naprawdę potrzebna, że zajmuje się sprawami ludzi. Teraz Komisja Europejska zajmuje się polityką, a nie tym, do czego została powołana. Przykład Polski jest tego najlepszym dowodem.

Chodzi Pani o procedurę praworządności wszczętą przeciwko nam?
Komisja koncentruje swoje siły na tym, żeby wykreować rzeczywistość, której nie ma. Dowieść, że Polska łamie standardy demokratyczne, przekracza prawo europejskie. Niestety dzieje się to także z inspiracji naszej opozycji, która nie może pogodzić się z demokratyczną decyzją Polaków, którzy odebrali jej władzę.

Mówi Pani o tym, że Unia stworzyła własny świat. Zwycięstwo Trumpa w USA będzie elementem przebijania tej bańki?
Wygrana Trumpa to sygnał końca pewnego etapu w polityce światowej. W Polsce skończył się on rok temu, wraz z wygraną wyborczą Prawa i Sprawiedliwości. W ten sposób kończy się polityka elit. Do głosu dochodzą zwykli ludzie. Wmawiano im, że głosowanie na nas doprowadzi do tragedii, ale mimo to się nie przestraszyli i nas poparli. Odnieśli z tego też realną korzyść. Nie możemy ich zawieść.

Donald Tusk był takim politykiem elit, który w Brukseli zapomniał, że jest Polakiem?
Elity polityczne nie dostrzegają chyba tego, co się dziś na świecie dzieje. Donald Tusk wpisał się w tak powszechnie już odrzucaną politykę uprawianą przez elity. Nie chce reform. Chce, aby było po staremu. Rozmawiałam z nim w czasie jego wizyty w Warszawie przed szczytem w Bratysławie. Powiedział mi jasno: nie trzeba żadnych zmian, nie otwierajmy kolejnych frontów, bo sytuacja jest niestabilna. Jest dobrze, więc co najwyżej wprowadzajmy poprawki. Ja stawiam tezę przeciwną - właśnie nicnierobienie otwiera kolejne fronty niepokojów. To jest szkodliwa krótkowzroczność. Z takim podejściem problemy będą tylko rosły. W interesie Polski musimy domagać się reform w UE.

Paradoksalnie Tusk ma rację - lepszej Europy niż dziś nigdy nie było. Widać chmury zbierające się na horyzoncie, ale one do nas nie doszły.
Jeśli nie zaczniemy wprowadzać zmian, to wkrótce dojdą, już są przecież za naszą zachodnią granicą. Europa musi być miejscem bezpiecznym, dobrym do życia. Dziś taka jest Polska, są Węgry, inne kraje Europy Środkowej. I wielu dalekowzrocznych Europejczyków to już widzi. U nas jest wzrost, tutaj troszczymy się o ludzi. Tego samego oczekują Europejczycy - gdyby było inaczej, nie byłoby Brexitu, nie byłoby protestów w wielu krajach. To nie w Polsce rodzą się partie, które bardzo ostro krytykują UE. Dlatego właśnie trzeba mieć odwagę rozmowy o przyszłości UE. Elity europejskie muszą się zmienić.

Jak dużo czasu daje Pani Mateuszowi Morawieckiemu na wprowadzenie zapowiadanych przez niego reform?
Mateusz Morawiecki otrzymał bardzo dużą władzę. Jest odpowiedzialny za sprawy gospodarcze w rządzie, ma duże zaufanie, i moje, i prezesa Kaczyńskiego. Wszyscy mamy świadomość tego, że powodzenie Planu Odpowiedzialnego Rozwoju to nasz priorytet. Bez niego nie zrealizujemy naszych projektów społecznych. W ciągu roku przekonamy się, jak przebiega jego realizacja.

Szydło: - To Kaczyński nauczył mnie polityki. Ale jestem samodzielna [ROZMOWA]
Marek Szawdyn

Wyniki gospodarcze w tym roku są słabe. PKB rośnie dużo wolniej od planów, osłabił się złoty, mocno skurczyły się inwestycje. Jak twierdzi prof. Jerzy Hausner, brak inwestycji to efekt działań wokół trybunału. Mówi Pani, że nie ma w Polsce tragedii - ale szału też nie ma.
Wyniki gospodarcze wcale nie są słabe. Bezrobocie jest rekordowo niskie, złoty, mimo że nieznacznie się osłabił, jest stabilny. PKB przecież stale rośnie. Uszczelniliśmy system podatkowy i będziemy uszczelniać go nadal. Rating mamy stabilny. Deficyt budżetowy jest niski. Ruszamy z inwestycjami. Awansowaliśmy z jednego z ostatnich na czwarte miejsce w Europie jako kraj wspierający rodziny. Dzieci rodzi się coraz więcej, a Polacy czują się bezpieczniejsi i dobrze oceniają swoją sytuację. Proszę zwrócić uwagę, że to wszystko w czasie jednego roku. Gdy obejmowaliśmy rządy, inwestycje wykorzystujące środki unijne były zwyczajnie nieprzygotowane - musieliśmy to szybko nadrabiać, musieliśmy sporo naprawić po naszych poprzednikach. Zgadzam się natomiast co do tego, że musimy przyspieszyć reformy, wykazać się większą determinacją. Zdaje sobie z tego też sprawę Mateusz Morawiecki.

Polską mocno wstrząsnęła dyskusja o kwestii aborcji. Czy według Pani kompromis w tej sprawie został zerwany?
Ten temat został wywołany przez tych, którzy chcieli doprowadzić do destabilizacji sytuacji w Polsce.

Nie udało się zdestabilizować poprzez TK, to wypłynął temat aborcji?
Każda okazja do tego, żeby sytuację w Polsce zdestabilizować, jest wykorzystywana przez tych, którzy stracili wpływ na rzeczywistość w kraju. Żałuję, że wykorzystano do tego tak wrażliwy temat, jakim jest aborcja. Oczywiście, opozycja jest od tego, żeby krytykować, punktować rządzących. Ale jeśli w ataku na rządzących zaczyna przeważać egoistyczny interes wąskich elit nad interesem państwa, zaczyna to być groźne.

Kończy Pani pierwszy rok rządów z kilkoma sukcesami. Jakie plany na kolejnych 12 miesięcy?
Do końca pierwszego roku rządów jeszcze kilka dni. W czasie kampanii obiecałam, że w ciągu pierwszego roku doprowadzę do obniżenia wieku emerytalnego. Natomiast w przyszłym roku najważniejsze będą gospodarka oraz reforma edukacji i służby zdrowia.

Agaton Koziński, Paweł Siennicki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.