Szpital ma świetny sprzęt i personel. Potrzebuje oddechu
-... i mniej krzywdzących plotek o prywatyzacji, której zapewniam: nie będzie - mówi nowy dyrektor.
- Zdaje się, że urósł pan przez ostatnie dwa tygodnie, choć ciężar problemów szpitala raczej powinien pana przytłoczyć.
- Nie urosłem. Nie rozpiera mnie jeszcze duma, ani też nie przygarbiłem się od problemów. Ale ich skala jest rzeczywiście dużo, dużo większa niż początkowo przypuszczałem.
- Przeanalizował je pan już dokładnie? Postawił diagnozę?
- Diagnozowanie musi trwać znacznie dłużej niż 2 tygodnie, które jestem w szpitalu. Mam nadzieję, że potrwa ok. 3 miesięcy. Potem wdrożymy program naprawczy, który - zapewniam - nie uderzy w pacjentów i personel biały. Jedno jest pewne. Szpital nie może się już dłużej zadłużać i nie może być nadal ciężarem dla miasta.
- Czy program naprawczy opracuje zewnętrzna firma?
- Sami nie damy rady tego zrobić bardzo solidnie i w tak krótkim czasie. Potrzebne będzie fachowe wsparcie z zewnątrz.
- W środę wiceprezydent ogłosił, że szpital jednak nie jest miejski.
- To są na razie opinie prawne. Wolałbym, żeby szpital pozostał w rękach miasta, bo władze miejskie mają ogromny wkład w budowę lecznicy. Ale decyzje nie należą do mnie. Realia przymuszają do szukania różnych rozwiązań w trudnej sytuacji.
- Jakie działania pan już podjął lub podejmuje, aby ratować lecznicę?
- Jestem po rozmowach z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, który - mam taką nadzieję - zgodzi się na odroczenie nam części zobowiązań. Chodzi o to, aby szpital złapał więcej oddechu. Decyzja ma zapaść w poniedziałek. Negocjujemy też z Narodowym Funduszem Zdrowia, aby zapłacił nam za nadwykonania za ubiegły rok i wcześniejsze lata. Pani Dyrektor NFZ w Bydgoszczy zapewniła mnie o swoim wsparciu. Czekam teraz na podpisanie wynegocjowanego porozumienia.
- O zapłatę za nadwykonania starał się już poprzedni dyrektor. Sprawy toczyły się w sądzie.
- Takie batalie trwają latami. A sądy i tak przyznają szpitalom 20-30 proc. wysokości nadwykonań. Zatem taka gra nie jest warta świeczki. Lepiej negocjować z NFZ niż włóczyć się po sądach. Mam nadzieję, ze realne efekty moich rozmów z NFZ zobaczymy już w przyszłym tygodniu.
- Znowu krążą w mieście plotki o rychłej prywatyzacji, o sprzedaży sali bankietowej…
- Słyszałem też o sprzedaży jednej z sal hybrydowych... Chcę podkreślić z dużą mocą: sianie tych plotek jest krzywdzące dla szpitala. Nie będzie żadnej prywatyzacji, nie będzie sprzedaży. Będzie tylko przyjrzenie się kosztom. I outsourcing, czyli wydzielenie ze struktury szpitala niektórych przedsięwzięć. Np. wynajem części gastronomicznej i każdej innej niezwiązanej z lecznictwem. Takie działania będą podejmowane tylko w takiej sytuacji, jeżeli będą korzystne dla placówki. Sam szpital powinien ograniczyć się wyłącznie do swojej działalności statutowej.
- Jak tylko został pan dyrektorem, radni opozycji przypuścili atak i wytknęli panu pracę w ZUS-ie.
- Żałuję, że sięgnęli do publikacji prasowych, a nie spojrzeli na mój dorobek, życiorys. Ale miałem bardzo dobre spotkanie z radnym Andrzejem Wiśniewskim. Przeprowadziliśmy merytoryczną rozmowę i wyjaśniliśmy sobie wszystkie wątpliwości. Rozmawialiśmy o planach związanych z naprawą szpitala.
- Będzie spotkanie z innymi rajcami oczekującymi informacji?
- Spotkamy się 11 kwietnia na posiedzeniu komisji budżetowej. Na tym zebraniu przedstawię im sytuację szpitala.
- Zwiedził pan już cały szpital? Co robi największe wrażenie?
- Rozmach, wyposażenie, możliwości dla pacjentów i pracowników. W Wielki Piątek byłem na sali hybrydowej i obserwowałem operację na otwartym sercu. Techniki operacji, działania personelu lekarskiego, pielęgniarskiego i anestezjologicznego utwierdziły mnie w przekonaniu, że szpital i personel działa na europejskim, światowym poziomie.