Miał nie tylko talent do układania tak pięknych, a zarazem bolesnych fraz, jak ta, użyta w tytule. Realizował się w wielu formach dziennikarsko-literackich. Kazimierz Kummer to postać niezwykła. Od niedawna odkrywana na nowo.
Gdyby żył, miałby 82 lata. A w dorobku nie tylko jedyną mikropowieść „Klatka”, kilkadziesiąt opowiadań, słuchowisk radiowych i reportaży prasowych, ale zapewne wiele innych dzieł porównywanych choćby z twórczością Ernesta Hemingwaya. Tragiczna śmierć Kazimierza Kummera nie pozwoliła rozwinąć mu literackich skrzydeł.
„Przyzna pan, że historia niezbyt często przechodzi obok człowieka” - mówi w powieści „Klatka” Konrad Milczyński, u którego bezimienny bohater tego dzieła na krótko znajduje schronienie, po wejściu Niemców do Bydgoszczy.
„Mnie to się zdarza po raz pierwszy” - powiada bohater „Klatki”.
Kummer nie jest bohaterem swojej powieści. Kiedy wybuchła II wojna światowa, miał pięć lat. Ale gdy w Polsce na dobre instalował się stalinizm, na własnej skórze odczuł, co znaczy żyć w kraju tak bardzo opresyjnym. W 1956 r. był świadkiem pierwszego wolnościowego zrywu poznańskich robotników i wielkich nadziei, jakie po październikowym przełomie towarzyszyły milionom Polaków.
Gdyby nie tragiczne wakacje w Jastarni, w lipcu 1962 r. wielka historia obok Kummera nadal by przechodziła. Co z tego stałoby się literackim tworzywem?
Tego nigdy się nie dowiemy.
Pochodził z Kujawsko-Pomorskiego, z Dąbrówki koło Tucholi, rocznik 1934.
- Zrobił prezent na Dzień Kobiet, bo urodził się 8 marca - żartuje Jolanta Kummer, wdowa po pisarzu, kobieta, która miała iść ze swoim ukochanym przez całe życie, a byli razem tylko kilka lat.
Wojna rozdzieliła rodzinę. Franciszek Kummer, ojciec Kazimierza, z zawodu nauczyciel trafił do obozu koncentracyjnego Gusen, który cudem przeżył. Jego żona Anna z d. Meloch wojnę przetrwała z dziećmi (Kazikiem i córką Urszulą) w Lubichowie pod Starogardem Gdańskim.
Po wojnie osiedli w Ogorzelinach, po c zym przeprowadzili się do Chojnic. W tamtejszym gimnazjum, w latach 1947-1951 , uczył się przyszły autor „Klatki”.
Studiował polonistykę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po okresie krótkiego „zaczadzenia” nową ideologią (od września 1948 r. był aktywnym członkiem Związku Młodzieży Polskiej) zaczął widzieć rzeczy takimi, jakimi one były naprawdę.
„Kazik pozbywał się złudzeń, wszczepionych mu przez działaczy ZMP, stawał się coraz bardziej nieufny wobec wszelkich modnych wówczas wartości” - pisał po latach o Kummerze jego kolega z poznańskiego okresu, Zenon Łukaszewicz.
Prawdziwa przemiana miała dopiero przyjść. Łukaszewicz pisze, że „na jednym z zebrań ZMP Kazik rzucił z gniewem legitymację organizacji, porównując jej działalność do działalności organizacji hitlerowskich”.
Gdy 5 marca 1953 r. „zgasło słoneczko ludzkości” (tego dnia zmarł Józef Stalin, przywódca ZSRR, zbrodniarz nad zbrodniarzami), Kummer nie tylko nie potrafił „ukryć dystansu do rytuału powszechnej żałoby”, ale jawnie nie zaprzestał opowiadać antyradzieckich dowcipów.
„Uboczna twórczość” przyszłego pisarza nigdy nie miałaby dramatycznych konsekwencji, gdyby nie donosiciele.
W przechowywanej w Archiwum UAM teczce sprawy dyscyplinarnej K. Kummera, którego oskarżono o przestępstwo z art. 22 „Małego kodeksu karnego”, czytamy:
„(...) w okresie od jesieni 1951 r. do marca 1953 r. w Poznaniu w rozmowach z kolegami głosił fałszywe poglądy dotyczące stosunków w Polsce Ludowej, ZSRR i Armii Czerwonej, mogące wyrządzić szkodę interesom Państwa Polskiego”.
Przykry epizod w życiorysie Kummera znamy w szczegółach od niedawna. Wszystko dzięki tytanicznej pracy, którą wykonała dr Dorota Niedziałkowska, literaturoznawca, redaktor w lubelskim Wydawnictwie Episteme. To właśnie w tej oficynie ukazała się w ubiegłym roku ponadpięćsetstronicowa publikacja, zawierająca nie tylko „Klatkę”, ale również 62 opowiadania i słuchowiska, autorstwa Kummera, z których część nigdy nie trafiła do druku.
Plon kwerendy dr Niedziałkowskiej w archiwum UAM zaskoczył nawet Jolantę Kummer. W rozmowie z Ewą Dąbską z Polskiego Radia PiK (zapis archiwalny na stronie radia, a także na płycie dołączonej do tomu Kazimierz Kummer „Opowiadania i słuchowiska. Klatka”) tak mówiła:
„(...)Pani Niedziałkowska nie tylko wszystko to odkryła, ale także ustaliła, za czyją przyczyną siedział w więzieniu, ustaliła cztery nazwiska kolegów, którzy donieśli na niego, że opowiedział antypaństwowy dowcip (...), nie opublikowaliśmy w żadnym miejscu nazwisk tych ludzi, ale sama świadomość, że my to wiemy, jest może przykra i to jest dla nich wystarczająca kara”.
29 czerwca 1953 r. Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym, na sesji wyjazdowej w Poznaniu, skazała studenta Kazimierza Kummera na dwanaście miesięcy obozu pracy, z zaliczeniem aresztu od 13 marca.
Za darmo „ludowa ojczyzna” karmić takich jak Kummer nie zamierzała. Oprócz więzienia była praca przy wznoszeniu Pałacu Kultury w Warszawie. Młody i silny Kazimierz wyrabiał 125 proc. normy, więc policzono mu jeden dzień jako dwa. Dzięki temu wolność odzyskał po ośmiu miesiącach.
Wrócił na studia po rozprawie dyscyplinarnej, w której brali udział... ci sami donosiciele, którzy „wpakowali” go do więzienia. Kummer miał dwa wyjścia - ukorzyć się, złożyć publicznie samokrytykę lub opuścić mury UAM. Wybrał to pierwsze. Polonistykę ukończył w 1956 r.
Jego pierwsze dziennikarskie wprawki przypadają na okres nauki w chojnickim gimnazjum. Jako korespondent wiejski „Gazety Pomorskiej” zamieszczał teksty z pobytu na wsiach - pisał nie tylko o nowym modelu chłopskiej gospodarki (np. „Małorolni i średniorolni chłopi z Ogorzelin zobowiązali się w 100 proc. wykonać plan skupu zboża” - GP z 1950 r. nr 261). Także o tym, co robi szkolna młodzież; brał się też za tematy kulturalne.
Debiutował podczas studiów we „Wrocławskim Tygodniku Katolickim”. Opowiadanie „Nie spiesz się, Estero” opublikował pod ps. Ryszard Remuk (Remuk to chyba anagram od Kummera, bez jednej litery „m”). Na fali październikowej odwilży pojawił się tygodnik studentów i młodej inteligencji „Wyboje”. Krótki żywot pisma też znaczony jest twórczością Kummera, który w 1957 r. z nakazem pracy trafił do Bydgoszczy.
Pisał reportaże w wielu tytułach (w prasie lokalnej i pismach ogólnopolskich), a w 1959 r. rozpoczął pracę w Rozgłośni Bydgoskiej Polskiego Radia, w redakcji audycji literackich.
„Przyszedł do nas zadziorny, nieutemperowany, z młodzieńczą pasją zmieniania świata, z potrzebą prostowania ludzkich charakterów.(...) Nie dał rady, ale i nie uznał się za pokonanego. Wziął się za bary z samym sobą(...) - pisał o Kummerze Jerzy Sulima-Kamiński.
W 1961 r. trafił do Oficerskiej Szkoły Piechoty we Wrocławiu, gdzie odbywał obowiązkową służbę wojskową; tam ukończył zaczętą w Bydgoszczy „Klatkę”, która - według Michała Misiornego - jest „najwybitniejszą polską powieścią o Wrześniu, oglądanym przez kompleks polsko-niemiecki”.
O „Klatce” mowa była przed tygodniem na „Spotkaniu z historią”, którego organizatorem było Muzeum II Wojny Światowej (w debacie, którą miałam zaszczyt prowadzić, wzięła udział Jolanta Kummer, dr Dorota Niedziałkowska i dr Tomasz Chińciński, historyk z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku).
Niezwykła powieść o nieprawdopodobnej - choć prawdziwej - historii człowieka uwikłanego w wydarzenia związane z niemiecką dywersją w Bydgoszczy (chojniczanin Kazimierz Zabłocki jest uznawany za pierwowzór bohatera, to jego Niemcy wsadzili do klatki i pokazywali gawiedzi jako „polskiego bandytę, który żołnierzom Wehrmachtu wykłuwał oczy”!) śmiało można nazwać literackim reportażem historycznym.
Jolanta Kummer pytana o genezę powieści mówi, że jest plonem spotkań i rozmów jej mężą z bydgoszczanami, którzy pamiętali to, co działo się w mieście 3 i 4 września, oraz w pierwszych miesiącach okupacji.
Autor nie tylko oplata losy bohatera „Klatki” różnymi epizodami, ale rozwija je na tle prawdziwych wydarzeń (naloty Luftwaffe na dworzec PKP i okolice, ucieczka cywilów przez miasto, walka z dywersantami strzelającymi m.in. z wież kościołów, powstanie Straży Obywatelskiej, realia życia w największym obozie internowania czyli w koszarach 15.pal, zbrodnie popełnianie przez Niemców, ślad ręki na murze, zakładnicy na Starym Rynku). Nie ukrywa, że w walce z dywersantami padali też miejscowi Niemcy (casus dentysty, w jego gabinecie bohater „Klatki” znajduje ciepły jeszcze mauzer, wcześniej z okien willi strzelano do polskich żołnierzy).
Dobra znajomość faktów każe przypuszczać, że Kummer mógł sięgać także po publikacje historyczne. Trzeba jednak zauważyć, że kiedy pisał powieść bibliografia dotycząca niemieckiej dywersji w Bydgoszczy była więcej niż skromna (dostępne były m.in. prace Mariana Pospieszalskiego, Ryszarda Wojana czy sięgająca 1945 r. broszura Józefa Kołodziejczyka). Gdyby dziś pisał, miałby problem z wyborem fachowej literatury.
Kazimierz Kummer zakończył życie w wieku 28 lat. Utopił się w Bałtyku. Pływanie było jego wielką pasją.
- Kiedy mój kuzyn zginął na szybowcu, to Kazimierz powiedział, że „szczęśliwi ludzie, którzy giną od swojej pasji. No i właśnie zginął od swojej pasji - mówiła w Radiu PiK Jolanta Kummer.
W tekście cytowałam fragmenty posłowia „Literatura i „dziennikarska febra”, autorstwa dr D. Niedziałkowskiej z książki Kazimierz Kummer, Opowiadania i słuchowiska. Klatka, Wydawnictwo Episteme, Lublin 2015.