Superbakteria New Delhi przechytrzyła człowieka
Bakteria New Delhi pojawiła się w 2009 roku, wykryto ją u Szweda, który leczył się w Indiach, a konkretnie w New Delhi. To bakteria bardzo niebezpieczna, bo odporna wobec wszystkich antybiotyków, także wobec karbapenemów, czyli tak zwanych antybiotyków ostatniej szansy.
My się przystosowujemy i bakterie także. Spożywamy coraz więcej antybiotyków, więc bakterie wykształcają enzymy, które uodparniają je na te substancje. I tak oto pojawiła się superbakteria, na którą nie mamy leków.
Superbakteria atakuje” - alarmują nagłówki gazet. Przekaz jest mocno niepokojący: „New Delhi, odporna na leki, pojawiła się także w polskich szpitalach. W 2018 r. odnotowano już kilkaset przypadków zakażenia. 10 osób zmarło. New Delhi jest wyjątkowo niebezpieczna. Nie działają na nią żadne antybiotyki. Bakteria jest w stanie wywołać sepsę, zapalenie płuc, inne śmiertelne choroby. Najwięcej osób zaraża się nią w szpitalach. Szczególnie narażeni na zakażenie są ci, którzy mają osłabioną odporność lub przez dłuższy czas zażywali antybiotyki.”
- Mamy problem, nie tylko w Polsce, ale w Europie, w ogóle na świecie - przyznaje prof. Józef Knap, lekarz chorób zakaźnych i doradca głównego inspektora sanitarnego. Bakteria New Delhi pojawiła się w 2009 roku, wykryto ją u Szweda, który leczył się w Indiach, a konkretnie w New Delhi.
- To bakteria bardzo niebezpieczna, bo odporna wobec wszystkich antybiotyków, także wobec karbapenemów, to tak zwane antybiotyki ostatniej szansy - mówi dr Grażyna Cholewińska, konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych dla województwa mazowieckiego. I dodaje, że superbakteria okazała się mądrzejsza od człowieka. Dlaczego? Bo wytworzyła NDM - enzym z grupy metalolaktamaz uodparniający bakterie na wiele antybiotyków betalaktamowych.
- Bakteria pojawiła się po raz pierwszy w Indiach, w których nie nadużywa się antybiotyków. Ale cały czas dochodzi do interakcji ewolucyjnych: my się dostosowujemy i bakterie także - tłumaczy prof. Knap.
New Delhi w Polsce po raz pierwszy pojawiła się w jednym z poznańskich szpitali, w którym znalazł się pacjent wcześniej przebywający za granicą, w Afryce. W ubiegłym roku groźną bakterią New Delhi zaraziło się w Polsce około 2 tys. osób. Specjaliści alarmują, że rok 2018 może być rekordowym pod względem przypadków zarażeń - ich liczba może sięgnąć nawet 3000.
- Na terenie Warszawy liczba zakażeń wzrosła na tyle dużo, że Krajowy Ośrodek Refe-rencyjny, który zajmuje się tego typu problemami, przestał podawać na bieżąco liczbę pacjentów - wyjaśniał w rozmowie z TVN24 dr Tomasz Ozorowski, prezes Stowarzyszenia Epidemiologii Szpitalnej.
Bo bakteria New Delhi, to bakteria związana z zakażeniami szpitalnymi. Może być wszędzie - na poręczach, klamkach, kubkach, kołdrze - a ochronić nas przed nią może właściwa higiena, w tym głównie dokładne mycie rąk, a także ich dezynfekcja. Ważna jest też dezynfekcja podręcznych przedmiotów, takich jak telefony komórkowe, stetoskopy, a nawet długopisy. Do przeniesienia bakterii może dojść na przykład przez dotyk - to skutkuje nosicielstwem, ale niekoniecznie dochodzi wówczas od razu do zakażenie. Może do niego dojść, jeśli pacjent ma uszkodzone tkanki, na przykład po operacji, albo jakieś rany, zadrapania - innymi słowy, gdy bakteria wniknie do organizmu. Zakażenie nie przenosi się jednak drogą kropelkową.
Objawy zakażenia superbakterią New Delhi mogą być mylące. Często pojawiają się bóle w klatce piersiowej i gorączka, czasem też zapalenie płuc, bóle stawów i symptomy gastryczne.
- Doprowadza do zapalenia ogólnoustrojowego: atakuje nerki, serce, płuca, co może prowadzić do niewydolności wielonarządowej, a co za tym idzie śmierci - tłumaczy dr Grażyna Cholewińska. To prawda, na New Delhi nie ma leku celowanego, ale pacjentów można leczyć objawowo. Tyle że zaatakowani przez superbakterię, to często osoby starsze, chore, a więc i mniej odporne.
Co gorsza, superbakteria jest w stanie przekazywać gen superoporności innym bakteriom, które początkowo nie były groźne.
Dlaczego New Delhi tak szybko się rozprzestrzenia? To efekt między innymi niedostatecznej higieny i warunków panujących w polskich szpitalach. Do tej pory nie zbudowano takiej bazy szpitalnej, która pozwalałaby skutecznie walczyć z takim zagrożeniem. Wystarczy wspomnieć, że w Polsce tylko 9 procent sal szpitalnych to sale jednoosobowe, podczas gdy średnia europejska, to 60 procent, a w Wielkiej Brytanii sale jednoosobowe, to aż 90 procent wszystkich sal szpitalnych.
Z przestrzeganiem zasad higieny też różnie bywa, bo gdyby się do nich stosować, lekarz podczas obchodu, badając pacjentów, musiałby do każdego z takich badań zmieniać rękawiczki, a wcześniej umyć ręce.
Kolejna sprawa: notoryczne nadużywanie antybiotyków. Pacjenci zbyt często przyjmują leki wyniszczające bakterie, które próbują dostosować się do nowej sytuacji.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i Komisja Europejska biją na alarm - jeśli się nie opamiętamy, już niedługo czeka nas wejście w erę postantybiotykową. Bakterie, bo przecież nie z wszystkimi nam po drodze, nauczyły się bowiem bronić przed antybiotykami. Poprzez stosowanie licznych mutacji mają zdolność wyprodukowania enzymu, który rozkłada niemal wszystkie antybiotyki. I superbakteria jest tego najlepszym przykładem.
Bo co to są w ogóle antybiotyki? To naturalne wtórne produkty metabolizmu mikroorganizmów, które działając wybiórczo w niskich stężeniach, wpływają na struktury komórkowe lub procesy metaboliczne innych mikroorganizmów, hamując ich wzrost i podziały.
To Alexander Fleming, szkocki bakteriolog i lekarz, w 1928 roku dokonał pierwszego odkrycia antybiotyku, kiedy zauważył, że przypadkowe zanieczyszczenie podłoża pleśnią Penicillium notatum powstrzymuje wzrost kultur bakterii z rodzaju Staphylococcus.
„To natura wyprodukowała penicylinę, ja ją tylko odkryłem” - stwierdził Fleming, który w 1945 r. otrzymał Nagrodę Nobla za swoje odkrycie.
Ale tak naprawdę antybiotyki stosowano w lecznictwie od dawna, chociaż wtedy nikt jeszcze takiego pojęcia nie znał. Najpowszechniejszym przykładem było leczenie trudno gojących się ran poprzez przykładanie do nich chleba zmieszanego z pleśnią. Pierwsze wzmianki o użyciu roślin bądź substancji, w których - według naszej dzisiejszej wiedzy - znajduje się penicylina, pochodzą ze starożytności. W 1545 roku w Anglii pojawiła się pierwsza publikacja poświęcona stosowaniu grzyba w celach leczniczych. W drugiej połowie XIX wieku rozpoczęto badania nad antybakteryjnym działaniem szczepu penicillinum spp. Ale przełomem było odkrycie Fleminga, jego konsekwencją było wyizolowanie w 1938 roku substancji czynnej. Rok później powstała pierwsza na świecie fabryka penicyliny.
Oprócz pleśni zdolnością wytwarzania antybiotyków wyróżniają się promieniowce i niektóre bakterie. Wkrótce po odkryciu penicyliny pojawiły się następne antybiotyki: naturalne, półsyntetyczne i syntetyczne. Wprowadzenie antybiotyków do lecznictwa było przełomem dającym lekarzom oręż do walki z chorobami zakaźnymi, które do tej pory były przyczyną śmierci i chorób setek milionów osób.
Pod względem budowy chemicznej antybiotyki należą do różnych grup związków organicznych. Z tysięcy naturalnie występujących antybiotyków zaledwie kilkadziesiąt mogło być włączonych do leczenia ludzi i zwierząt. Pozostałe nie znajdują zastosowania w medycynie ze względu na toksyczność lub działania niepożądane. Ich działanie polega na powodowaniu śmierci komórki bakteryjnej (działanie bakteriobójcze) lub wpływaniu w taki sposób na jej metabolizm, aby ograniczyć jej możliwości rozmnażania się (działanie bakteriostatyczne).
I kiedy już poznaliśmy dobrodziejstwo antybiotyków, zaczęliśmy je łykać bez opamiętania. Z czasem rozzuchwaliliśmy się jeszcze bardziej: bo dzisiaj nie przestrzegamy zaleceń lekarza i przerywamy antybio-tykoterapię, gdy poczujemy się lepiej, stosujemy antybiotyki w przypadku zwykłej infekcji wirusami, na które antybiotyki nie działają, samowolnie stosujemy antybiotyki, które zostały nam w domu po poprzedniej kuracji.
W ulotce edukacyjnej przygotowanej przez zespół Narodowego Programu Ochrony Antybiotyków, działający w Narodowym Instytucie Leków, podkreślono, że takie niewłaściwe stosowanie antybiotyków przyczynia się do przeżywania zmutowanych bakterii niewrażliwych na te leki. W rezultacie, gdy nam lub naszym bliskim naprawdę potrzebna będzie skuteczna antybiotykoterapia, okaże się, że nic nie zadziała.
- Istotnym problemem jest samoleczenie. Polega ono głównie na przyjmowaniu przez pacjentów antybiotyków, które zostały z poprzedniej kuracji. Wynika to zwykle z faktu, że chory przestał je brać zbyt wcześnie, tuż po ustąpieniu objawów klinicznych, a jeszcze przed usunięciem drobnoustroju, który spowodował zakażenie. Samoleczenie jest rzeczą niedopuszczalną! Antybiotyki powinny być stosowane tylko za wiedzą lekarza, tymczasem 5-10 proc. pacjentów bierze je na własną rękę. Poza tym, chorzy nie przyjmują tych leków tak, jak powinni, czyli w odpowiedniej dawce, o określonej porze i przez zalecany okres. W piersi powinni się jednak bić nie tylko pacjenci, ale i lekarze: zbyt mało uczymy się o antybiotykach i jesteśmy nie dość stanowczy wobec pacjentów. Nie odmawiamy im antybiotyków, obawiając się, że od nas odejdą - mówiła nam swego czasu prof. Waleria Hryniewicz, mikrobiolog, profesor nauk medycznych.
Dr Paweł Grzesiowski opowiadał mi kilka tygodni temu, że przeprowadzał kiedyś badania i wyszło mu „czarno na białym”, że nie 5, nie 10, ale 15 procent Polaków samowolnie przyjmuje antybiotyki. Tyle tylko, że są na receptę, więc jak to możliwe?
- Każdy z nas ma znajomego farmaceutę, lekarza, więc często po prostu wypraszamy antybiotyki. Czasami pomocna jest sąsiadka, której zostało coś tam w apteczce, czasami sami znajdziemy coś u siebie w domu - tłumaczył nam dr Grzesiowski.
Kolejna sprawa: pacjenci nie rozróżniają bakterii od wirusów. Nie wiedzą, że antybiotyk z wirusem sobie nie poradzi, za to zwiększy oporność bakterii. Zapominają, że takie choroby jak grypę czy przeziębienie wywołują wyłącznie wirusy i przyjmowanie antybiotyków w tych schorzeniach nie tylko ich nie leczy, ale naraża pacjenta na działania niepożądane.
- Niestety, prawda jest też taka, że polscy lekarze chętnie przepisują pacjentom antybiotyki. W Europie zajmujemy bodajże piąte miejsce, jeśli chodzi o spożywanie antybiotyków - wskazywał dr Paweł Grzesiowski. Na liście tych, którym antybiotyki przypisywane są najczęściej, na pierwszym miejscu znajdują się dzieci, dalej osoby starsze.
Jeden z warszawskich pediatrów przyznaje, że antybiotyki traktowane są często, jak złoty środek, który momentalnie usunie ból, gorączkę, złe samopoczucie. A przecież wszystkim zależy, żeby jak najszybciej wrócić do pracy, szkoły, więc liczy się czas.
- Chorobę trzeba jednak czasami wyleżeć. Wystarczy miód, cytryna, imbir i kilka dni w łóżku pod kocem. Wystrzegam się przepisywania antybiotyków, mimo że rodzice dzieci często o nie proszą. Są przekonani, że dzięki antybiotykowi dziecko wyzdrowieje szybciej, co wcale nie jest prawdą - opowiada.
Kolejny problem to powszechne stosowanie antybiotyków, chociażby w rolnictwie.
- Uważa się, że stosowanie tych leków w hodowli, pozwoli uzyskać szybszy przyrost masy zwierząt. I choć badania wykazały, że taki sam efekt dają lepsze warunki higieniczne, rolnicy i producenci wolą dodać do paszy antybiotyk - zwracał uwagę dr Grzesiowski.
Ekolodzy alarmują, że stosowanie antybiotyków na fermach zwierząt wymyka się spod kontroli. Hodowcy używają antybiotyków nie tylko do leczenia chorych zwierząt. Większość - ok. 90 procent - podawana jest zapobiegawczo grupom zdrowych zwierząt, które w okropnych warunkach panujących na fermach mogłyby zachorować. W związku z tym organizacje w całej Europie wzywają rządy do podjęcia działań, w celu zaprzestania nadużywania antybiotyków w hodowli zwierząt.
Z danych opublikowanych przez Europejską Agencję Leków w 2016 roku wynika, że stosowanie antybiotyków jest ponaddwukrotnie wyższe u zwierząt, niż u ludzi. Co gorsza, w europejskich gospodarstwach ponad 91 procent antybiotyków podawanych jest zwierzętom masowo, w paszy lub w wodzie pitnej, najczęściej w przemysłowej hodowli świń i drobiu. Jak w tej grupie wypada Polska? W ciągu trzech lat (od 2011 do 2014 roku) zużycie antybiotyków w polskim rolnictwie wzrosło o 23 procent. Co plasuje nasz kraj na niechlubnym drugim miejscu w Europie pod względem zużycia w hodowli zwierząt Krytycznie Ważnych Antybiotyków (tj. najsilniejszych w leczeniu chorób ludzi). Zwierzętom podaje się średnio trzy razy więcej antybiotyków, niż wynosi zalecana bezpieczna dawka (140,8 mg leków na kilogram masy ciała zwierzęcia, podczas gdy maksymalna bezpieczna dawka nie powinna przekraczać 50 mg/kg). Swego czasu Fundacja CIWF Polska (Compassion in World Farming), członek międzynarodowej Koalicji Ratujmy Nasze Antybiotyki, wyprodukowała animację, w której zachęca polskich obywateli, by wezwali ministra rolnictwa i ministra zdrowia, do podjęcia natychmiastowych działań w kwestii nadużywania antybiotyków w rolnictwie. Krótki film animowany pokazuje zagrożenia, jakie płyną dla ludzkiego zdrowia z powodu nadużywania antybiotyków w hodowli zwierząt.
Jeszcze do 2006 roku antybiotyki (najczęściej tetracykliny) dodawane do pasz były używane w produkcji zwierzęcej jako stymulatory wzrostu, których zadaniem było powodowanie wzrostu masy ciała zwierząt. Od 1 stycznia 2006 roku w Unii Europejskiej obowiązuje całkowity zakaz stosowania antybiotykowych stymulatorów wzrostu. Antybiotyki mogą być podawane zwierzętom tylko w uzasadnionych przypadkach i tylko na zalecenie i pod kontrolą weterynarza.
Jest jeszcze jedna ważna kwestia: dzisiaj, bardzo dużo podróżujemy i przywozimy „uodpornione” bakterie na przykład z Indii, Chin czy z Afryki. W Szwecji swego czasu przebadano wiele osób przed ich podróżą do Indii i potem, po powrocie. Okazało się, że ponad połowa przywiozła z sobą wieloodporne bakterie. Więc fakt, że tak często i łatwo się przemieszczamy, także sprzyja rozprzestrzenianiu się na przykład w Europie odpornych bakterii.
Już obecnie z powodu infekcji wywoływanych przez drobnoustroje oporne na leki umiera na świecie ok. 700 tys. osób. Takie dane podają autorzy raportu pt. „Globalna walka z zakażeniami wywołanymi przez wielooporne drobnoustroje - rekomendacje i raport końcowy”, który opublikowano w maju 2016 r. na zlecenie rządu Wielkiej Brytanii i organizacji Wellcome Trust. Co więcej, jego autorzy prognozują, że przy braku odpowiednich działań zapobiegawczych, mających na celu ochronę antybiotyków, liczba ta wzrośnie w 2050 r. do 10 mln.
Dane zawarte w tej publikacji potwierdzają również, że istotną przyczyną narastającej oporności na antybiotyki jest ich niewłaściwe stosowanie u pacjentów. Na przykład w USA na 40 mln osób, które otrzymywały antybiotyki w przebiegu infekcji oddechowej aż 67,5 proc., czyli 27 mln otrzymywało je niepotrzebnie, a jedynie 32,5 proc., czyli 13 mln osób, naprawdę ich potrzebowało. O tym, jak ogromne zagrożenie stanowi wzrost oporności na antybiotyki, świadczy choćby to, że na Zgromadzeniu Generalnym Narodów Zjednoczonych, które odbyło się 21 września 2016 r. wszystkie 193 kraje członkowskie ONZ potwierdziły konieczność opracowania narodowych strategii przeciwdziałania antybiotykoodporności według wytycznych WHO z 2015 r.
W Polsce zadania na tym polu realizowane są przez zespół ekspertów w ramach programu zdrowotnego Ministerstwa Zdrowia pod nazwą „Narodowy Program Ochrony Antybiotyków na lata 2016-20”. Jego zadania obejmują m.in.: monitorowanie opornych na antybiotyki bakterii, monitorowanie stosowania antybiotyków w lecznictwie otwartym i zamkniętym, edukację społeczeństwa i profesjonalistów na temat zasad racjonalnego korzystania z antybiotyków, poprawę diagnostyki mikrobiologicznej, leczenia i profilaktyki zakażeń.
Ale wracając do superbakterii, najważniejszym elementem walki z New Delhi jest ograniczenie jej rozprzestrzeniania się. Nie można doprowadzić do sytuacji, gdy bakteria zaczyna być powszechna w szpitalu i po prostu przenosi się z pacjenta na pacjenta.
Główny Instytut Sanitarny ma zamiar przeforsować wprowadzenie szeregu zmian, które pozwolą lepiej chronić pacjentów przed bakterią New Delhi. Chodzi o wprowadzenie przepisów prawnych, które wymuszą na szpitalach odpowiednie działania. Ważne będą m.in.: badania przesiewowe pacjentów przed przyjęciem, szlifowanie reżimów sanitarnych, izolacja chorych.
A co możemy zrobić my sami? Przede wszystkim myć ręce i nie przesadzać z antybiotykami.
POLECAMY: