Renata Hryniewicz

SULĘCIN Czy w szpitalu w Sulęcinie doszło do błędu lekarza czy może do powikłania?

SULĘCIN Czy w szpitalu w Sulęcinie doszło do błędu lekarza czy może do powikłania? Fot. Renata Hryniewicz
Renata Hryniewicz

W drodze na ten świat mały Eryk złamał nóżkę, a raczej ktoś mu złamał. Po lekarzach kończyną chłopczyka zajmą się sędziowie...

16 lipca po siódmej rano Mateusz i Alicja Sosnowscy pojechali do sulęcińskiego szpitala.

– Żona miała bóle porodowe. Trafiliśmy akurat w dniu, kiedy dyżur miał lekarz prowadzący ciążę – relacjonuje Mateusz Sosnowski. – Żona miała cesarskie cięcie. Wiedzieliśmy wcześniej, ponieważ płód był ułożony miednicowo i na normalny poród nie było szans. Wytłumaczył nam to lekarz prowadzący i bardzo się ucieszyliśmy, że akurat miał dyżur.

Kilka minut po ósmej lekarze poinformowali ojca, że wszystko przebiegło prawidłowo. Syn państwa Sosnowskich dostał maksymalną liczbę punktów.

– Byliśmy szczęśliwi… do czasu – mówi ojciec.
Około godziny 18 na sali pani Alicji pojawił się lekarz.

– Powiedzieli mi, że synek nie rusza prawą nóżką, że muszą ją zbadać, skonsultować z Gorzowem, znaleźć przyczynę – do rozmowy włącza się pani Alicja. – Byłam przerażona. Nawet nie byłam w stanie zadzwonić do męża i mu to przekazać.
Na samo wspomnienie usta pani Alicji zaczynają drżeć. Jest bliska płaczu.

– Jak do mnie zadzwoniła, nie mogła z siebie wykrztusić słowa. Myślałem o najgorszym. Stałem jak zamurowany. Wypuściłem wszystko, co miałem w ręku – mówi pan Mateusz. - Lekarze od razu mówili, że nie wiedzą, jak mogło do tego dojść. – Do dziś nie otrzymałem na te pytanie odpowiedzi. Lekarze twierdzą, że to nie ich wina, więc ja się pytam: Kto złamał nóżkę mojemu synkowi? Pielęgniarka podczas przebierania? O co chodzi?

Rodziców w tym momencie nikt nie wsparł. Matka była bliska obłędu, nie wiedziała, co to oznacza, czy dziecko będzie zdrowe, czy też do końca życia będzie kaleką.

– Wyobrażałam sobie najgorsze. Nigdy nie słyszałam o złamaniu nóżki przy porodzie, nie wiedziałam, czy nóżka będzie zdrowa. Myślałam, że zwariuję

– mówi pani Alicja.

– Zostawili ją samą, bez słowa pocieszenia. Żaden lekarz nie przyszedł jej uspokoić. Przecież doktor, który robił cesarskie cięcie prowadził jej ciążę, był można powiedzieć jej „sojusznikiem”. Też nie przyszedł. Przechodził tylko korytarzem i powiedział w stronę sali, gdzie leżała, że „takie rzeczy się zdarzają” – dodaje pan Mateusz.

Jak szpital tłumaczy sytuację? - Rzeczywiście doszło do powikłania, jakim jest złamanie kości udowej u noworodka – mówi zastępca dyrektora sulęcińskiego szpitala Marek Zaręba. – Jest to rzadki uraz okołoporodowy w przypadku wydobywania dziecka z pozycji położenia płodu poprzecznego lub miednicowego, jak było w tym przypadku.

Lekarz zapewnia, że poród przebiegał normalnie, cięcie trwało 30 minut, nie było żadnych problemów. Twierdzi też, że nikt nawet nie przypuszczał, że coś jest nie tak, bo wszystko przebiegało na spokojnie, bez komplikacji. Podejrzenie złamania pojawiło się znacznie później. - Po kilku godzinach pediatrzy stwierdzili, że nóżka jest mniej ruchoma. Wykonaliśmy zdjęcie, które potwierdziło złamanie. Złamanie rzadko, ale się zdarza – mówi M. Zaręba.

Co było przyczyną złamania?
- Trudno jest określić. Operator nie miał problemu z wydobyciem dziecka. W trakcie przecięcia mięśnia macicy nóżka wypadła. Lekarz wydobywał dziecko trzymając za stópki, bo taki jest sposób wydobycia z pozycji miednicowej i później dopiero uwalnia się rączki i wyciąga główkę – tłumaczy M. Zaręba. - Zastanawiające jest to, o czym rozmawiałem z ojcem dziecka. Nóżka prawdopodobnie z powodu położenia w życiu płodowym wykazywała pewne odchylenia od normy. Poprosiłem ojca, by sprawdził gdzieś w klinice, czy to ułożenie dziecka w życiu płodowym, nie spowodowało, że nóżka była słabsza.

- Z informacji, jakie uzyskaliśmy od szpitala, wynika, że podczas operacji była pełna obsada medyczna. Pod względem organizacyjnym na oddziale uchybień nie stwierdzono – mówi Joanna Branicka, rzeczniczka NFZ w Zielonej Górze.
Chłopca przewieziono na chirurgię dziecięcą do szpitala w Zielonej Górze. Najpierw na oddział neonatologii, później zaś na Kliniczny Oddział Chirurgii i Urologii Dziecięcej. Po dwóch tygodniach Eryk został wypisany. W szpitalu przebywał około 2 tygodni, został wypisany w stanie ogólnym dobrym, z dobrymi rokowaniami.

- Noga jest w pełni wygojona. Takie złamanie nie pozostawia żadnych trwałych uszczerbków na zdrowiu. Nie będzie potrzebna żadna rehabilitacja

– mówi M. Zaręba. Mimo wszystko rodzice będą starali się o odszkodowanie.

– Gdyby ktoś z nami porozmawiał, wytłumaczył, przeprosił, może byśmy zrozumieli, że to był wypadek. Nie możemy jednak pogodzić się z tym, jak nas potraktowano. Lekarz opowiada to tak, jakby nic kompletnie się nie stało, a my nie wiemy, jak to się skończy. Uwierzymy, że wszystko jest Ok., dopiero wtedy, kiedy Eryk zacznie chodzić – mówi pan Mateusz.

M. Zaręba tłumaczy, że cięć cesarskich jest znacznie więcej niż kiedyś, a co za tym idzie powikłań okołoporodowych też jest więcej.
– To nie jest błąd lekarski, a powikłanie. Proszę zwrócić jednak uwagę na inny aspekt. Jeżeli dziecko leczone jest nie trzy, cztery tygodnie czy więcej - jak wskazuje literatura - tylko dwa, to znaczy, że szybkość rozpoznania zadecydowała o szybkości procesu leczniczego – mówi wicedyrektor. - Mam jednak pewien żal do rodziców. Tłumaczyłem ojcu dziecka, dlaczego to się stało, jaka mogła też być przyczyna, po czym po trzech dniach dostajemy pismo, że tu doszło do uszkodzenia, potrzebna będzie rehabilitacja i robi się z tego szum medialny nie czekając na zakończenie leczenia, które kończy się po 10 dniach pełnym wyzdrowieniem. Jak można po trzech dniach przewidzieć długotrwałą rehabilitację. Rodzice mogą zrobić, co chcą, mogą pójść do sądu, mogą zawiadomić Gazetę Lubuską, TVN czy inne media, ale my uważamy, że błędu lekarskiego nie było, a reakcja ojca ma prawdopodobnie inne podłoże.

- Co ten lekarz wymyśla? Uszkodzili nogę i próbują zwalić winę na coś innego. Owszem, doktor mówił o sprawdzeniu łamliwości kości i to jest sprawdzone - mówi pan Mateusz. I twierdzi, że w zielonogórskim szpitalu lekarze jasno mu powiedzieli, że nie ma żadnej łamliwości kości.

To był błąd lekarski, za który do dzisiaj nie usłyszeliśmy zwykłego „przepraszam”. - I jeszcze ta aluzja do mnie! Że moja reakcja ma inne podłoże? Mi zależy, żeby ludzie, którzy złamali nóżkę mojego dziecka, odpowiedzieli za swoje błędy! Dlatego złożę zawiadomienie do prokuratury!

I na koniec odpowiedź rzecznika praw pacjenta: „W przypadku każdej interwencji medycznej jest możliwe wystąpienie powikłań, czyli niekorzystnych następstw udzielanych świadczeń zdrowotnych, które w normalnych warunkach mogą wystąpić. (…). Zaznaczam, że nie rozstrzygamy w tym miejscu, czy zdarzenie opisane, dotyczące noworodka faktycznie było powikłaniem”. Natomiast rzecznik podkreśla, że rodzice dziecka mieli prawo do informacji w tym zakresie...
ZOBACZ FILM - DZIECKO MDLAŁO W AUCIE

Renata Hryniewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.