Strażnik upolował, policjant ukarze [wideo]

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Kasprzak
Marek Weckwerth

Strażnik upolował, policjant ukarze [wideo]

Marek Weckwerth

„Radarowcy” pracowali w pocie czoła, by przynieść do kasy samorządowej jak największy utarg z mandatów za przekroczenie prędkości.

Mówili, że to dla bezpieczeństwa obywateli, ale parlamentarzyści minionej kadencji nie podzielili tej argumentacji i odebrali im „maszynki do zarabiania pieniędzy”.

Zostały mandaty, które strażnicy nie zdążyli do końca minionego roku wlepić winnym. Teraz muszą to zrobić policjanci i to do końca czerwca. Wtedy mija ustawowe 180 dni, gdy postępowanie zwykle kończy się mandatem. Po tym terminie sprawy można kierować już tylko do sądu.

W całej Polsce do policji przesłano około 300 tysięcy niezakończonych postępowań. - Do naszych jednostek wpłynęło 10 600. Jesteśmy zobowiązani do ich zakończenia, jeśli nie uległy przedawnieniu - wyjaśnia podinsp. Monika Chlebicz, rzecznik prasowa komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy. - Dlatego funkcjonariusze wzywają właścicieli pojazdów utrwalonych przez mobilne fotoradary na przekroczeniu prędkości, po to, aby ustalić, kto je prowadził. Jeśli właściciel nie odbiera wezwań listownych do stawienia się na przesłuchanie, mundurowi odwiedzają go osobiście w domu. Przyznanie się do winy i przyjęcie mandatu kończy sprawę. Gdy podejrzany o wykroczenie nie przyznaje się, sprawa kierowana jest do właściwego sądu.


Fotoradary znikają, ale mandaty nie. Wykroczeniami zarejestrowanymi w 2015 roku zajmie się policja.

Zdecydowaną większość spraw w Kujawsko-Pomorskiem, bo aż 7 tysięcy, przesłała do policji Straż Gminna w Kęsowie. Była najskuteczniejszą służbą w województwie, przynoszącą co roku do budżetu gminnego około 4 milionów złotych. Po odebraniu uprawnień do kontroli prędkości została rozwiązana.

- My przekazaliśmy policji ponad 400 spraw mandatowych i 350, jakie nie zdołaliśmy zakończyć w 180 dni, a zatem nadających się tylko do skierowania do sądu - wyjaśnia Jan Przeczewski, komendant Straży Miejskiej w Grudziądzu. - Policja systematycznie te sprawy załatwia, bo co tydzień informuje mnie o postępach.

W powiecie człuchowskim (województwo pomorskie) było prawdziwe zagłębie fotoradarowe. Urządzenia należące do czterech odrębnych jednostek straży robiły zdjęcia w Człuchowie, Debrznie i Rzeczenicy. W sumie było 6 stacjonarnych fotoradarów, 6 mobilnych oraz rejestratory wjazdu na trzech skrzyżowaniach w Człuchowie.

- Spraw z tych czterech straży jest tak dużo, że gdybyśmy mieli się nimi zająć sami, zajęłoby to dobre kilka lat. Dlatego komenda wojewódzka w Gdańsku rozdziela zadania także do innych jednostek - mówi st. asp. Sławomir Gradek, oficer prasowy komendanta powiatowego policji w Człuchowie. - My otrzymaliśmy 170 spraw i te wciąż wpływają.

Jak dodaje, są to praktycznie wyłącznie postępowania dotyczące kierowców spoza regionu, a na pewno spoza Człuchowa i okolic, bo miejscowi doskonale wiedzieli, gdzie stały fotoradary. Dlatego wpadali ci, którzy jechali trasą przelotową nad morze. Z tego powodu człuchowscy policjanci nie wysyłają listów z wezwaniem na przesłuchanie, nie chodzą po domach, a proszą o pomoc prawną kolegów w całej Polsce.

Marek Weckwerth

Dziennikarz "Gazety Pomorskiej" specjalizujący się tematyce bezpieczeństwa ruchu drogowego, transportu, gospodarki oraz turystyki i krajoznawstwa. Zainteresowania: turystyka, rekreacja i sport, kajakarstwo, historia, polityka. Instruktor, komandor spływów i wypraw kajakowych, autor podręczników dla kajakarzy i setek artykułów prasowych z tego zakresu. Rekordzista Polski w pływaniu kajakiem rzekami pod prąd od ujścia do źródła. Magister nauk politycznych po uczelniach w Poznaniu i Bydgoszczy.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.