Ochotnik, który dwa razy podpalił stodoły, nie został usunięty ze straży. Jest obecnie zawieszony. Bardzo żałuje tego, co zrobił. Marzy o tym, by pewnego dnia mógł znów założyć mundur i gasić.
Wacław N., strażak z Ochotniczej Straży Pożarnej z Poręby Dzierżnej, który w grudniu 2015 dwa razy podpalił stodoły w swojej wsi, został za to skazany na rok i cztery miesiące ograniczenia wolności - przez 30 godz. miesięcznie musi wykonywać prace społeczne.
Według niektórych osób to jednak za mała kara. - To niedorzeczne, żeby ktoś, kto dwa razy podpalił budynki, nadal był w straży i brał udział w pożarniczych uroczystościach - z taką skargą zadzwonił do nas jeden z mieszkańców Poręby Dzierżnej. Nie chciał podać nazwiska.
Nie nosi już munduru
Sprawdziliśmy sprawę u źródła. - Pan N. nie został wyrzucony ze straży, ale jest zawieszony - informuje Janusz Grela, prezes OSP w Porębie Dzierżnej. Jak udało nam się ustalić, w tym roku Wacław N. munduru strażaka nie nosił, ale w ubiegłym roku jeszcze tak.
- Zezwoliłem na to, przyznaję, ale to była wyjątkowa sytuacja. Założył mundur na pogrzeby naszych kolegów strażaków. To był dla nas pechowy rok - wyjaśnia Janusz Grela. - Potem sam zdecydował, że munduru nie będzie nosił, bo ludzie na niego krzywo patrzą. Od tamtej pory już go nie ubrał - dodaje prezes.
Jednocześnie uspokaja, że Wacław N. nie wyjeżdża już z jednostką do żadnych akcji. Czasem uczestniczy w spotkaniach czy zbiórkach, ale nie ma prawa głosu, czasem przyjdzie też do remizy. Podczas tegorocznego Dnia Strażaka brał udział w nabożeństwie, ale był ubrany po cywilnemu.
Podpalał, by sam gasić
Wacław N. ma 39 lat. Jest kawalerem, nie ma dzieci. Nie ma też zawodu. Utrzymuje się z prac dorywczych.
Przypomnijmy, że 13 grudnia 2015 r. postanowił „urozmaicić” sobie służbę i podpalił ciągnikowy opryskiwacz roślin znajdujący się w wolnostojącej stodole za remizą w Porębie Dzierżnej. Maszyna całkowicie spłonęła. Straty oszacowano na 800 zł. Tego samego dnia mężczyzna podpalił drugą stodołę. Wraz z częścią dachu spaliła się też konna kosiarka do trawy. Tu straty wyceniono na 8 tys. zł. Obydwie stodoły były stare, zaniedbane i na szczęście stały z dala od domów. Nikomu nic się nie stało.
Policja szybko ustaliła, że były to podpalenia i Wacław N. został schwytany. Funkcjonariuszom przyznał, że zrobił to, żeby móc gasić. Strażakowi - podpalaczowi postawiono zarzuty zniszczenia mienia. Stanął przed sądem 8 lipca 2016 r. Ten uznał Wacława N. za winnego i skazał na rok i cztery miesiące ograniczenia wolności polegającej na wykonywaniu nieodpłatnej pracy na cel społeczny.
Koledzy Wacława N. z jednostki nadal są zdziwieni tym, co się stało półtora roku temu.
- 22 lata jestem prezesem straży pożarnej i nie miałem jeszcze takiego przypadku. Nas to bardzo zaskoczyło - przyznaje Janusz Grela. Jego zdaniem Wacław N. to sumienny strażak. Choć praca się go nie trzyma, stara się, jak może.
- Jest, jaki jest, ale to dobry chłopak. Nie wiem, co mu do głowy strzeliło - nie ukrywa szef OSP.
Odpracowuje karę
Wacław N. w ramach prac społecznych pilnuje dziś porządku na targowisku w Wolbromiu. Bardzo żałuje tego, co zrobił. Wręcz się tego wstydzi.
- Nie planowałem tego, nie chciałem nikomu zrobić krzywdy. Byłem trochę po wypiciu, a alkohol robi swoje - wyjaśnia mężczyzna. Zdaje sobie sprawę, że to go nie tłumaczy. - Bardzo mi przykro, wiem, że zrobiłem błąd. Na pewno nigdy więcej się to nie powtórzy - podkreśla Wacław N. - Teraz chcę swoje odpracować. Bardzo bym chciał też kiedyś wrócić do straży - nie ukrywa.