Stół z desek starej stodoły i lampy kinowe z lat 20. XX wieku. Historia w nowej formie
Na co dzień zajmuje się projektami informatycznymi, ale jego pasją od niedawna stała się architektura wnętrz - tworzy i odrestaurowuje meble. Michał Pośpiech z Katowic, debiutował podczas 4 Design Day - w lutym 2016. Jego lampy pojadą do Szwajcarii
Rzeczy, którymi się otaczamy, definiują nas, tworząc charakter miejsca. Mówią o naszych potrzebach. Niby oczywiste, banał, ale nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Michał Pośpiech nie ma jednak co tego wątpliwości. I dlatego stara się, aby jego meble miały w sobie to „coś”. Ludzie zamawiają u niego stoły i ławy do salonu. Jedzą przy nich obiad, piją kawę. Przy „jego” biurkach opracowywane są też strategie obrony na rozprawy. Na regale przez niego wykonanym, stoją akta spraw. Tak, Michał umeblował też jedną z kancelarii prawniczych w Tychach.
- Ludzie chcą się wyróżnić, mieć rzeczy funkcjonalne, ale też szukają czegoś nowego, oryginalniejszego. Nie czegoś, co w fabryce jest tworzone w milionach sztuk - mówi Michał Pośpiech.
Na pytanie, czy uważa się za artystę, czy rzemieślnika, długo zastanawia się na odpowiedzią. - Myślę, że po trochu czuję się i artystą, i rzemieślnikiem. Rzemieślnikiem, bo udaje mi się łączyć ze sobą różne fragmenty stali i drewna, tworząc coś nowego. Artystą, bo mam wyobrażenie, wizję, poczucie smaku. Tak, żeby to co tworzę, było nie tylko funkcjonalne, ale i dobrze wyglądało - mówi.
Kiedyś rozebrał poloneza. Potem motorower. A teraz stół
Zawsze miał smykałkę do majsterkowania. Piętnaście lat temu, kiedy zepsuł mu się pierwszy samochód - polonez, kupił podręcznik, wyciągnął silnik, rozebrał na części, poskładał. I jeździł. Kilka lat temu odrestaurował motorower po dziadku. Lubi to. Ale żeby uczynić z tego biznes, to nie, nie myślał. Aż do ubiegłego roku.
Na co dzień pracuje w firmie informatycznej, zajmuje się organizacją i prowadzeniem projektów. Lubi tę pracę, projekty się zmieniają, nie ma rutyny. Ale w pewnym momencie zaczęło mu w tym brakować trwałości.
- Projekty, które w tej chwili wprowadzam, za kilka lat odejdą do lamusa. I tu narodziła się refleksja, że chciałbym stworzyć coś trwalszego, co przetrwa wiele, wiele lat. Będzie używane i jeszcze będzie cieszyć oko - opowiada. W realizacji tych marzeń pomógł przypadek.- Szukałem stołu dla siebie, do domu. Ale wszystko co oglądałem, było standardowe, miałem wrażenie, że jest wykonane według jednego szablonu. A ja chciałem czegoś więcej. Podczas poszukiwań „mignął” mi stół, który w pewnym sensie odpowiadał temu, co sobie wymyśliłem. Ale jednak nie do końca. I pomyślałem wtedy, że może zrobię ten stół sam - mówi.
I zrobił. Stół spodobał się i jemu, i znajomym. Ten stół stał się sztandarowym i zapoczątkował kolekcję mebli Silesia Custom Furniture, produkowanych przez Michała. Stoi u niego w salonie. To linia „Fat”. Blat dębowy zamówił, ale reszta była już na jego głowie. Wykonanie ramy, kupienie stali, pocięcie, przewiercanie dziurek - to wszystko trwało około trzech tygodni. - Ten pierwszy stół robiłem najdłużej, bo nie spodziewałem się, że w takim, mogłoby się wydawać prostym meblu, trzeba będzie tyle tych dziur wywiercić - śmieje się Michał.
Pachnące historią deski ze starej stodoły i odciągi linowe
Ale potem już poszło o wiele szybciej. Zamówień jest coraz więcej. Do tworzenia nowych mebli stal kupuje w hurtowni. Później to już ręczna robota - stal jest docinana, spawana, wiercona. Kiedy przychodzi z firmy, szybko coś przekąsi i do godziny 22 jest w warsztacie. Plus weekendy. Pomysły najczęściej wpadają mu…podczas bezsennej nocy. Potem rozrysowuje w komputerze, tak, żeby mieć wizualizacje. Czasem wystarczy na kartce papieru zanotować wymiary. I już. Trafił ze swoim pomysłem, bo boom na szwedzkie meble już mija.
Z drugiej strony, trendy jest upcykling, czyli wykorzystywanie elementów starych mebli, a nawet fragmentów rozbieranych budynków, do tworzenia nowych przedmiotów. Michał właśnie to robi. - Do blatów moich niektórych stołów wykorzystuje deski ze starych, rozebranych stodół. Naprawdę! Są piaskowane, olejowane. Mam taką ławę w domu z grubych desek, pachnących historią. Też z rozebranej stodoły - opowiada. Sam tych stodół nie rozbiera, aczkolwiek…jedną taką do rozbiórki ma w planach.
Co wyróżnia jego meble? Dwie rzeczy. - To wszystko wykonane jest z solidnej stali, wysokiej jakości drewna, do nowych rzeczy wykorzystuję lity dąb, nie ma mowy o żadnej sklejce . Czyli natura. Z drugiej strony, w każdym z mebli można znaleźć subtelną nutę industralizmu. Inspiracją jest region , z którego pochodzi, czyli Śląsk. - Przykładem może być ten mój sztandarowy już stół. Wykorzystałem tu odciągi linowe, które nie są tylko ozdobą, ale i elementem praktycznym całej konstrukcji. Bez nich stół by się chwiał. Zastosowanie typowych rozwiązań z budowy hal czy innych budynków przemysłowych pozwala nadać im ciekawszą formę. Dzięki temu, mimo że są masywne, dają poczucie lekkości i mają zachowane proporcje - opowiada Michał. Trudniej pracować wykonując coś w drewnie. Stal ma to do siebie, że jeśli coś się źle utnie, krzywo przyspawa, można uciąć, dospawać, przeszlifować. I nie ma śladu. - Drewno pomyłek nie wybacza. Jeśli skrócimy blat za bardzo, czy coś zarysujemy, nie da się użyć - podkreśla Michał.
Lampa ze złomowiska. I ze starego kina w Norymberdze
Tworzy meble, ale też odnawia stare lampy. Czasem dostaje informacje, że rozbierana jest stara fabryka. Podejdzie, zagada do majstra, żeby mu odłożył parę elementów. Czasem „ratuje” rzeczy z wózków od złomiarzy. - Wykorzystuję elementy uratowane ze złomu i tworzę produkt. Lub wykorzystuję oryginalną lampę, jako element nowego produktu - mówi. Chociaż robi to od niedawna, jego lampy już wpadły oko zagranicznym przedsiębiorcom. Być może pojawią się w jednym ze szwajcarskich butików. Współpracuje również z Fabryką Porcelany w Katowicach. Teraz czeka go nowe wyzwanie. Właściciel planuje otworzyć restaurację i pracuje nad jej wystrojem. Niedawno kupił ścienne, kinowe lampy z lat dwudziestych XX wieku z kina w Norymberdze. Były strasznym stanie, zardzewiałe, ale udało się je uratować. Michał zabrał się za nadanie im nowego życia.
Jak się zabiera do odnawiania? Delikatnie. Najważniejsze, to podejść do takiej rzeczy z szacunkiem, bo to kawał historii. Zatem - ostrożnie. Trzeba to robić też pieczołowicie, dokładnie, precyzyjnie. Każda śrubkę odłożyć do innego pudełka, żeby nie pomieszać, zgubić. - Mam taką zasadę, że staram się z tej oryginalnej materii jak najwięcej odzyskać. Jeśli dwumilimetrowa śrubka jest pordzewiała, ale nadaje się do wyczyszczenia, to ja to robię . Im więcej tej historii, oryginalności da się uratować, tym efekt jest lepszy. Jeśli więc może nadal spełniać swoja funkcję, to staram się tych nowych elementów używać jak najmniej.