Spowodował kolizję, mimo że był 400 km stąd

Czytaj dalej
Fot. Jakub Pikulik
Jakub Pikulik

Spowodował kolizję, mimo że był 400 km stąd

Jakub Pikulik

- Żona jest wściekła, w firmie najem się wstydu. Wszyscy myślą, że nabrałem kredytów i teraz mam na głowie komornika - mówi pan Jan.

24 lutego pan Jan Maziarz odebrał pismo od komornika. Był, delikatnie mówiąc, zaskoczony. Oto dowiedział się, że od tego momentu przez pięć miesięcy komornik będzie zajmował po 25 proc. emerytury pana Jana. Mężczyzna jest emerytowanym policjantem, ale dorabia jako kierowca ciężarówki.

- Nie miałem pojęcia o co chodzi. Od razu zacząłem się zastanawiać, czy nie brałem kiedyś jakiejś pożyczki, kredytu, czy komuś czegoś nie żyrowałem. Ale nic takiego nie przychodziło mi do głowy - mówi mężczyzna. Wziął pismo i poszedł do komornika, który je wysłał. Tam nasz bohater dowiedział się tylko, że chodzi o sprawę sądową. Z numerem sprawy poszedł więc do słubickiego sądu. - Wziąłem akta i okazało się, że ... jestem sprawcą kolizji, który uciekł z miejsca zdarzenia - mówi mężczyzna.

Ktoś uderzył w stare volvo

Kolizja miała miejsce 31 maja 2014 r. o 20.20 na ul. Kilińskiego w Słubicach. To osiedlowa droga w centrum miasta. Na miejsce wezwano policjantów. Ucierpiało zaparkowane przy drodze stare volvo. Policjanci zrobili notatkę, obejrzeli też uszkodzone volvo. Znalazł się również świadek zdarzenia. Był to Rosjanin, który opisał mundurowym to, co widział...

14 lipca 2014 r. zostałem wezwany na komendę opowiada pan Jan.

- Poszedłem, chociaż od kolizji minęło półtora miesiąca. Nie miałem pojęcia o co chodzi. Dopiero, jak policjant powiedział, że wezwano mnie w sprawie kolizji, to powiedziałem, że nie pamiętam co robiłem 31 maja i że nie przypominam sobie, żebym uderzył w jakikolwiek samochód. Pan Jan sądził, że sprawa jest wyjaśniona. Mylił się.

2,5 tys. zł plus koszty sądowe

Nie wiedzieć skąd właściciel volvo zdobył numer ubezpieczenia OC pana Jana. Ale ubezpieczalnia odmówiła wypłacenia odszkodowania. Wtedy poszkodowany skierował sprawę z powództwa cywilnego do sądu. - No i w trybie nakazowym zostałem skazany. Na rzecz poszkodowanego zarządzono wypłatę dwóch tysięcy złotych plus koszty sądowe. Sprawę egzekucji tej należności skierowano do komornika - rozkłada ręce pan Jan.

- Mam dowody na to, że 31 maja byłem na terenie Niemiec - mówi pan Jan i pokazuje wydruki z tachografu.
Jakub Pikulik - Mam dowody na to, że 31 maja byłem na terenie Niemiec - mówi pan Jan i pokazuje wydruki z tachografu.

„W tej sprawie nic się nie zgadza”

Zapowiada, że będzie się odwoływał. - Po co miałbym uciekać z miejsca kolizji? Przecież mam ważne ubezpieczenie, a to volvo to stary, zdezelowany samochód wart kilka razy mniej niż mercedes, którym jeżdżę. Poza tym świadek, którego przesłuchiwała policja, wskazał, że sprawca kolizji miał numer rejestracyjny, który jedną cyfrą różnił się od mojego. W tej sprawie nic się nie zgadza. - denerwuje się pan Jan.

Gdy dowiedział się o wyroku sądu poszedł do swojego pracodawcy.

Tam przechowywane są tarcze tachografów. Można z nich wyczytać gdzie konkretnego dnia był każdy samochód i jego kierowca. - 31 maja byłem w miejscowości Eichelborn w środkowych Niemczech. To jest 400 km od Słubic - mówi mężczyzna i pokazuje wydruki z tachografu. Pan Jan dziwi się też, dlaczego został wezwany na policję dopiero półtora miesiąca po zdarzeniu.

- Na tego typu sprawy mamy rok czasu. Nie zawsze jest tak, że wszystkimi kolizjami zajmujemy się od ręki. Jeśli nikt z uczestników nie przyznaje się do winy, wówczas kierujemy sprawę do sądu. Podobnie jest, gdy kierowca nie przyjmuje mandatu - mówi Magdalena Jankowska, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Słubicach.

Tak łatwo kogoś wrobić

Pan Jan nawet nie wiedział, że sąd zajmuje się jego sprawą. - Pracuję jako kierowca, często nie ma mnie w domu, jeżdżę za granicę. Nawet jeśli były wysyłane jakieś pisma z sądu, to żadne z nich do mnie nie dotarło. Gdyby mnie poinformowali, to bym pokazał dowody, że tego dnia nie było mnie w kraju. Nie odpuszczę tej sprawy, bo zostałem skazany niesłusznie. Tarcze z tachografu to dowód, że jestem niewinny - mówi mężczyzna. - Niech moja historia będzie przestrogą dla innych. To takie proste wrobić kogoś wrobić - dodaje J. Maziarz.

Jakub Pikulik

Dziennikarzem "Gazety Lubuskiej" jestem od 2008 r. Niemal od początku moja praca w GL związana jest z działem internetowym. To obecnie najbardziej dynamicznie zmieniająca się dziedzina pracy dziennikarza. Zajmuję się sprawami całego regionu. Poruszam tematy społeczne, ekonomiczne i inne. Często przygotowuję materiały kryminalne, informacje dotyczące wypadków i głośnych akcji lubuskiej policji. Zajmuję się również sprawami dotyczącymi Kostrzyna nad Odrą i całego powiatu gorzowskiego.


A prywatnie? Mieszkam w podgorzowskiej Kłodawie. Interesuję się historią regionu. Uwielbiam górskie wycieczki piesze i rowerowe. Od kilku lat pasjonuję się też strzelectwem sportowym. 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.