Marcin Kędryna

Spin doktorant. Słowa i kamienie

Spin doktorant. Słowa i kamienie
Marcin Kędryna

Zatrudnianie popularnego na Facebooku fightera, jest jakimś pomysłem na pozyskanie wsparcia jego internetowej bańki. Trzeba jednak pamiętać, że bańki są z definicji ograniczone, więc skórka może nie być warta wyprawki.

1. Od tygodni obserwuję zamieszanie jakie w mojej okolicy wzbudziło zatrudnienie na stanowisku Rzecznika Zarządu Samorządu Województwa, człowieka znanego wcześniej z działalności w Komitecie Obrony Demokracji i związanej z tym hardcorowej facebookowej publicystyki.

Widziałem w swoim życiu kilkadziesiąt pikiet KOD-u. Nasłuchałem się gwizdków, bębnów, trąbek. Trudnych do zrozumienia krzyków. Nigdy czegoś konstruktywnego.

Przypominało to raczej grupową psychoterapię. Próbę leczenia frustracji.

PiS, nie dając nic w zamian, pozbawiło tych ludzi mitu, który nadawał sens ich życiu – opowieści o wielki sukcesie przemian i wspaniałości III RP.

Została frustracja. Narastająca. Gdyż – póki co – wszystkie przepowiednie końca pisowskich rządów się nie sprawdziły. Transfery socjalne, które już w 2016 roku miały wywrócić naszą gospodarkę wcale jej nie wywróciły, a ludziom wokół zaczęło się żyć lepiej. Nikt Polski nie wyrzucił z NATO, nie wyrzuci z UE, polityka zagraniczna, której ponoć polski Rząd nie prowadzi, przynosi jakieś efekty.

Pozostaje im ekscytowanie się tym, że Agnieszka Holland coś powiedziała Monice Olejnik, Sikorski obrzucił kogoś błotem, albo jakiemuś współpracownikowi „Wyborczej” wydrukowano coś w zagranicznej prasie. Coś jak ta ostatnia „Senacka debata”, w której – kiedy się człowiek dokładniej przyjrzy, to nie amerykański Senat wypowiedział w sprawie Polski i Węgier, tylko kilku demokratycznych senatorów z komisji helsińskiej wysłuchało aktywistów, którzy mówili generalnie to samo, co wcześniej pisali w OKO.press.

2. Klnę jak szewc. Właściwie, to nie jak szewc, gdyż nie przypominam sobie, żeby dziadek mój Kędryna klął, a kiedyś był szewcem. Nazywał nas z bratem czasem dziadami jerychońskimi. Cokolwiek by to miało znaczyć. Daleko mi też do szewców od Witkacego. Po prostu klnę. Kiedyś tłumaczyłem, że robię to z oszczędności czasu. Jedno ostre słowo czasem zastępuje kilka zdań.
Miało to też inny sens – ale to już warszawska specyfika. Lata rosyjskich wpływów zostawiły w sporej części mieszkańców Kongresówki niezatarty ślad. Chodzi o zasadę: skoro bije, znaczy może. Proste, żołnierskie słowa działały często lepiej niż wysofistykowana krytyka, czy pokorne prośby.

Nie będę podawał przykładów, każdy sobie może coś wyobrazić.

Jednak przy mojej - godnej społecznego potępienia – nieumiejętnie skrywanej dumie z używanego na co dzień, rynsztokowego języka nie wpadło mi nawet przez moment do głowy, by robić z tego polityczny manifest, tak jak czyni to nowy rzecznik.
3. Zatrudnianie popularnego na Facebooku fightera, jest jakimś pomysłem na pozyskanie wsparcia jego internetowej bańki. Trzeba jednak pamiętać, że bańki są z definicji ograniczone, więc skórka może nie być warta wyprawki.

Teraz Zarząd Województwa zamiast chwalić się swoimi sukcesami tłumaczy się z tekstów swojego rzecznika. I robi to – muszę przyznać – w interesujący sposób. Porównując na przykład rzecznikowe „wy-szmaciarze-następcy-faszystów” z publicystycznym „marszałek regionu wyznaje wartości jakobińskie, w tle których niektórzy widzą Robespierre’a i turlające się, odcięte gilotyną głowy”.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.