Śmiertelne pobicie, morderstwo. W Lipinach dochodzi do tragedii, ale ludzie kochają tę dzielnicę

Czytaj dalej
Fot. ARC Muzeum
Sonia Cichoń

Śmiertelne pobicie, morderstwo. W Lipinach dochodzi do tragedii, ale ludzie kochają tę dzielnicę

Sonia Cichoń

W lutym, niemal cała Polska żyła historią 47-letniego pana Dariusza, którego czterech nastolatków śmiertelnie pobiło po tym, jak zwrócił im uwagę, żeby nie wybijali szyb w budynku Centrum Kultury Śląskiej. W mieście wrzało, bo tragedia wydarzyła się w dzielnicy Lipiny, kojarzącej się głównie z ubóstwem, bezrobociem, patologią i wykluczeniem społecznym. Ta sytuacja tylko potwierdziła zdanie wielu. Jak naprawdę wygląda życie w owianej złą sławą dzielnicy?

- Jak tylko usłyszałem, że w mieście doszło do takiej sytuacji od razu pomyślałem - Lipiny. Tam to nawet strach wyjść na ulicę w biały dzień - komentowali internauci.

Po kilku dniach, wizycie ogólnopolskiej telewizji i debacie: co zrobić, by w Lipinach było bezpieczniej, sprawa ucichła. Do czasu, bo nikt nie spodziewał się, że dwa miesiące później, zaledwie kilkaset metrów dalej dojdzie do kolejnej tragedii.

Z zimną krwią zabił ojca, zadał mu ciosy nożem

Było niedzielne popołudnie. Około godziny 17 do klatki schodowej jednego z bloków przy ul. Wallisa wbiegł 33-letni Michał. Od jakiegoś czasu pomieszkiwał tam z rodzicami. Awanturował się, a potem do środka wpuściła go matka. Między nim, a jego 68-letnim ojcem wywiązała się awantura, w trakcie której Michał zaatakował ojca nożem. Zadał mu kilkadziesiąt ciosów w klatkę piersiową. Następnie wybiegł z mieszkania i w zakrwawionym ubraniu ukrywał się w bramach starych kamienic. Został szybko zlokalizowany przez policjantów i trafił do aresztu. Resztę życia spędzi w więzieniu.

- Nasze Lipiny znowu są na świeczniku. Taką sławę mamy od 50 lat, ale ja lubię tu mieszkać - mówił nam pan Piotr, sąsiad zamordowanego.

Nie zapominajcie, że u nas też żyją normalni ludzie! - apelują lipinianie

To nieprawda, że do największej ilości przestępstw dochodzi właśnie w Lipinach. Potwierdzają to policyjne statystyki. Według analiz, które prowadzi świętochłowicka komenda - dzielnica plasuje się mniej więcej po środku.

- Kilka lat temu może rzeczywiście uważana była za miejsce, gdzie jest bardziej niebezpiecznie, ale teraz to stereotyp - twierdzi sierż. Marcin Michalik, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Świętochłowicach. - Główne problemy miejscowej ludności to m.in. duże bezrobocie i związany z tym brak środków do życia. Niestety, problem ten popycha niektórych na drogę przestępczą - dodaje.

Swego czasu w Lipinach działało wiele dużych przedsiębiorstw, które dawały zatrudnienie okolicznym mieszkańcom. Od lat zakłady te już nie istnieją, a w ich miejscu powstały o wiele mniejsze firmy. Miejsc pracy brakuje, a ludzie wolą za ostatni grosz kupić flaszkę marnej wódki, niż zadbać o swoją przyszłość.

- Wie pani, ci, którzy chcą mieć pracę, to ją znajdują. W Lipinach pracuję już 8 lat i oczywiście, że na co dzień widzę tu patologie. Ale czy w innych miastach jest lepiej? - pyta retorycznie ekspedientka jednego ze sklepów spożyczych przy ul. Barlickiego.

O krok dalej w swoich spostrzeżeniach na temat dzielnicy idzie Marian Piegza, polonista, autor wielu książek o mieście.

- Kiedyś w Lipinach ludzie żyli zupełnie zwyczajnie, dopiero w latach 70. nastąpiła akcja przydzielania mieszkań byłym więźniom. Od tego czasu sytuacja zmieniła się na gorsze - zauważa. Chodząc po Lipinach próżno jednak szukać ludzi, którzy narzekają na miejsce, gdzie przyszło im mieszkać. Wręcz przeciwnie.

Powoli do przodu, bo właśnie tu jest nasze miejsce na ziemi

- Przyznam, że bałam się tu przeprowadzić. Znajomi pukali się w głowę jak mówiłam, że zamieszkam w Lipinach. Szybko zmieniłam zdanie. Po 14 latach mogę powiedzieć, że tu jest spokojnie i nie mam czego się obawiać - opowiada z uśmiechem pani Anna, mieszkanka bloku przy ul. Wallisa. - U nas jest spokojnie i cicho. Ja bym w życiu nie chciał mieszkać gdzieś indziej - dodaje pan Antoni.

Marian Piegza zauważa, że tutejszych mieszkańców, co może być zaskakujące, jednoczy... kościół św. Augustyna, który jest sukcesywnie odrestaurowywany. Niezwykły jest sposób, w jaki obchodzi się tu święta. Chyba najlepszym przykładem jest Boże Ciało. Wówczas, smutna dotąd dzielnica, przystrojona zostaje kwiatami. Ludzie wędrują ulicami Lipin i czują dumę ze swojej małej ojczyzny, mając świadomość, że specjalnie na to wydarzenie przyjeżdżają do nich turyści z okolicznych miast, a nawet innych części Polski. Nie można zapomnieć o Grupie Tradycji Śląskiej, która od wielu lat działa przy parafii. Członkowie spotykają się z potrzeby serca i hołdują wszystkiemu co śląskie. Możecie ich spotkać choćby podczas uroczystych mszy świętych.

- Trzeba pamiętać, że u nas także żyją normalni ludzi, którzy zachowują tradycje i robią to z szacunku do naszego regionu. A niestety, często się o tym zapomina - twierdzi Grzegorz Stachak, który dowodzi zespołem.

Lipiny zarażają pozytywną energią! Wystarczą dobre chęci

Normalność to dla lipinian słowo odmieniane przez wszystkie przypadki. Apelują, by nie zamykać wszystkich w jednym "worku".

- Ja chodzę od północy, czasem do drugiej nad ranem z moimi psami po Lipinach i nigdy mi się jeszcze nic nie przydarzyło. Prędzej zaczepia mnie policja, pytając czy się nie boję w nocy sama chodzić, niż jacyś bandyci - śmieje się pani Grażyna.

Od pewnego czasu miejscem spotkań mieszkańców stał się dawny sklep, w którym aktualnie mieści się siedziba Programu Aktywności Lokalnej "Razem możemy więcej dla Lipin". Pracownicy Studium Pracy Socjalnej Uniwersytetu Śląskiego oraz wolontariusze robią wszystko, by zintegrować mieszkańców. Drzwi są otwarte dla każdego. Dzieci przychodzą tu odrabiać lekcje, bezrobotni otrzymują wsparcie w znalezieniu upragnionej pracy, zapracowane mamy spotykają się przy kawie i ciastku, a seniorzy uczestniczą w bezpłatnych zajęciach komputerowych. Placówka ściśle współpracuje z pobliskim Centrum Integracji Społecznej.

- My dajemy lipinianom tylko impuls. Wolontariusze przyjeżdżają do Lipin nawet z Rybnika! A jeśli ktoś przyjdzie do nas raz, to gwarantuję, że zostanie - śmieje się Monika Szpoczek-Sało, koordynatorka PAL-u.

Bo jak mówi pani Monika, Lipiny zarażają pozytywną energią. Wystarczy tylko odrobina wiary w to, że można coś osiągnąć. Co więc zrobić, by poprawić wizerunek dzielnicy? Policjanci wspominają np. o potrzebie modernizacji monitoringu miejskiego, który obecnie nie jest rozwinięty w sposób satysfakcjonujący. Ale Marian Piegza uważa, że problem leży głębiej. Wylicza przede wszystkim poprawę infrastruktury, wymieszanie socjalne i większe egzekwowanie dyscypliny.

Sonia Cichoń

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.