Siostry, które nie znały się, spotkały się po 56 latach!
Ta historia nadaje się na scenariusz filmowy! Ale napisało ją życie. Adoptowana tuż po urodzeniu Małgorzata Koleśnik z m. Hornostaje odnalazła dzięki „Współczesnej” swoją rodzinę rozrzuconą po Polsce.
- Zobaczyłam je jeszcze z okna. Ze szczęścia płakałam jak dziecko. Wołałam: „Chodźcie do mnie, moje perełki!” - opowiada 56-letnia Małgorzata Koleśnik z Hornostaj. Swojej rodziny szukała przez lata. Nie pomogli jej urzędnicy. Dopiero po naszych staraniach i artykułach odnalazła siostry.
Spotkały się po raz pierwszy w życiu w miniony weekend. Najstarsza z nich - Teresa przyjechała do Hornostaj z Płocka, młodsza - Irena - z Mławy. Wcześniej kontaktowały się telefonicznie, wysłały sobie zdjęcia. Ale największe wzruszenie było, gdy w końcu poznały się. Po 56 latach!
- Emocje były ogromne. W gardle miałam wielką gulę, która nie pozwala mi mówić. Czułam ogromną ulgę i szczęście. W końcu odnalazłyśmy się - mówi wzruszona pani Teresa.
- Gdy zobaczyłam Małgosię, od razu zauważyłam uderzające podobieństwo do mamy - opowiada pani Irena. - Nie płakałam przy tym spotkaniu, bo większość łez wylałam już w trakcie naszych rozmów telefonicznych. Mimo dzielących nas kilometrów, z Małgosią rozmawiało się, jakbyśmy siedziały razem przy stole.
Dowiedziała się na cmentarzu
Pani Małgorzata i jej brat Grzegorz mieli szczęśliwe dzieciństwo. Irena i Aleksander Winkowscy byli dobrymi rodzicami. On - do dziś pamiętany przez uczniów charyzmatyczny nauczyciel muzyki w Mońkach. Ona zajmowała się domem. Pani Małgorzata, gdy już dorosła, rozpoczęła pracę w monieckim szpitalu, założyła rodzinę. Jej świat legł w gruzach, gdy w 1992 r. płakała nad grobem mamy. Od „życzliwej” kobiety usłyszała: „Czego płaczesz? Przecież to nie twoja matka...”. Najpierw nie zwróciła na to uwagi, wróciła do codziennych obowiązków - małego dziecka i chorego ojca. Ale usłyszane na cmentarzu słowa wracały do niej coraz częściej.
- Gdy tata był już na łożu śmierci, dał mi pożółkłą kartkę i powiedział: „To są twoje dokumenty”. Porwałam ją na jego oczach. Nie chciałam w takiej chwili roztrząsać tej sprawy. Tata zmarł rok po mamie - opowiada pani Małgorzata.
Po śmierci rodziców zdobyła swoją metrykę. Wynikało z niej, że nie jest córką Winkowskich, a Anny i Stanisława Malinowskich, którzy mieszkali w miejscowości Przedświt k. Ostrowi Mazowieckiej.
- Jak się nie zna swojej przeszłości, to o jakiej przyszłości możemy mówić - pyta filozoficznie pani Małgorzata, która próbowała odnaleźć rodzinę. Ale poszukiwania utrudniało to, że cierpi na stwardnienie rozsiane. Jej sprawą zajęła się „Współczesna”. Skontaktowaliśmy się z sołtysem Przedświtu - Kazimierzem Budnym, który - jak się później okazało - jest krewnym rozdzielonego rodzeństwa. Udało się nam nawiązać kontakt z siostrami, które rozjechały się po Polsce.
Starsze siostry wiedziały jedynie, że w sierpniu 1960 r. mama urodziła bliźniaki, ale nigdy ich nie zobaczyły. Mama zmarła tuż po porodzie. Ojciec został sam z czwórką małych dzieci: nowo narodzonymi bliźniakami oraz 4-letnią Ireną i 8-letnią Teresą. Prawdopodobnie rodzina i znajomi doradzili mu, żeby najmłodsze dzieci oddał, bo sam sobie nie poradzi. I tak się stało.
To spotkanie przyniosło ulgę i zmieniło ich życie
Dziś rozdzielone przed laty rodzeństwo nie ma pretensji ani do rodziców biologicznych, ani adopcyjnych.
Siostry mówią, że to spotkanie rozpoczęło nowy etap w ich życiu.
- Przyniosło ogromną ulgę. Jest już inaczej. Nawet przy świątecznym stole będziemy mogli pomyśleć, że nie jesteśmy już sami - kończy pani Irena.