Sceny z życia Prowincji Polskiej

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Czachorowski
Adam Willma

Sceny z życia Prowincji Polskiej

Adam Willma

Rozgoryczenie wśród większości duchownych i niechęć władz zakonnych do współpracy z prokuraturą. Dotarliśmy do kolejnych ważnych dokumentów w sprawie afery w bydgoskim Zgromadzeniu Ducha Świętego.

Na zakonników z Bydgoszczy nałożony został obowiązek milczenia i zakaz jakichkolwiek kontaktów z prasą. W imieniu Zgromadzenia wypowiada się jedynie mecenas Krzysztof Wyrwa z Piły. A ten przekonuje, że prokuraturze nic do zakonnych pieniędzy:

- Złożyliśmy w prokuraturze zeznania i podważyliśmy możliwość prowadzenia postępowania przez ten organ - mówi adwokat. Jego zdaniem uniemożliwia to ustawa o rozdziale Kościoła i państwa. - Sprawa zostanie rozwiązana w oparciu o przepisy zakonne i kościelne, zgodnie z procedurami. Dotychczasowe działania prokuratury i policji są całkowicie pozbawione podstaw. Policjanci nie mogą wchodzić na teren zgromadzenia i żądać dokumentów. Czy słyszał pan, że policja gdziekolwiek w kraju weszła do kościoła i zażądała faktur?

Mecenas Wyrwa podkreśla, że pokrzywdzonym jest zgromadzenie, które wobec organów państwowych „ma prawa, ale nie ma obowiązków”. - Na tym etapie Zgromadzenie nie chce korzystać ze swoich praw i nie życzy sobie żadnego postępowania.

Prokuratura nie wie, czy wolno

Słupska Prokuratura Okręgowa, której przekazano sprawę z Bydgoszczy nadal prowadzi jednak śledztwo i gromadzi dokumentację finansową.

- Postępowanie na razie toczy się „w sprawie”, nie postawiono nikomu zarzutów - informuje rzecznik słupskiego okręgu, prokurator Jacek Korycki. - Chodzi o 10 milionów złotych, więc nasze czynności muszą opierać się na wyliczeniach księgowych. Oczywiście, pojawia się tu kwestia prawa kanonicznego, a zakon upiera się, że sami zajmą się sprawą. Jaka będzie decyzja - czy zmierzamy w kierunku aktu oskarżenia, czy umorzenia ze względu na to, że nie jesteśmy właściwi w tej kwestii, jeszcze trudno powiedzieć. Na razie nie jest nawet możliwe określenie terminu, kiedy będziemy to wiedzieć.

Tymczasem Zgromadzenie podjęło już własne działania: - Żadnych audytów, które były do tej pory, dom generalny nie uznaje, bo przeprowadzone były w oparciu o osoby prywatne nie spełniały wymogu obiektywności - twierdzi mecenas Wyrwa. - Poprzednie audyty poruszały kwestię poszczególnych wydatków, a los pozostałych pieniędzy kwitują ogólnym stwierdzeniem. Owszem, trzeba dokonać audytu, ale w sposób szczegółowy, tak aby ocenić, na co poszły pieniądze w każdym roku. Wtedy dowiemy się, ile poszło na utrzymanie zakonu, ile na dzieła związane z działalnością prowincji, a ile na nieudane transakcje. Dom Generalny podjął decyzję o zwróceniu się do biegłych rewidentów w celu sporządzenia szczegółowego audytu. Po takim audycie podjęta będzie decyzja, co robić i jakie podjąć rozwiązania.

Zdaniem mecenasa Zakon sam ukarze winnych nadużyć: - Dziewięć lat prowadziła prowincję dwójka ludzi, która ponosiła za to odpowiedzialność. Trzeba podkreślić, że nie były to pieniądze od wiernych. Zakon posiadał grunty, które sprzedał i stąd pochodziły środki finansowe.

Na pytanie o dziwne zakupy poprzedniego prowincjała, pełnomocnik zakonu odpowiada pytaniami: - Czy jest zakonowi potrzebna wiertarka? A sprzęt do spawania? Ten nieszczęsny sprzęt do nurkowania nadal znajduje się na stanie w Zgromadzeniu. Nie wie pan, z kim jeździł prowincjał i czy jeździł dla przyjemności, czy w ramach misji. Przyjdzie pora, gdy zostanie to wyjaśnione.

Kryminaliści i alkoholicy

Dotarliśmy do dwóch pism skierowanych do przełożonego zakonu, pochodzącego z Irlandii o. Johna Fogarty’ego. Oba napisane zostały wiosną ubiegłego roku. Pod jednym figuruje nazwisko o. Roberta Bartoszka, ekonoma prowincjalnego (który przejął obowiązki po swoim poprzedniku, obwinianym przez autorów audytów o nadużycia finansowe). Pod drugim podpisy złożyło 25 „duchaczy”.

Wydźwięk obu jest wstrząsający. Listy napisane zostały w czasie, gdy odsunięty został od władzy nowy prowincjał, próbujący radzić sobie z krachem po poprzednikach. Nie wszystkim jednak nowe porządki przypadły do gustu.

„Dłużej nie mogę tego tolerować i boleśnie milczeć” - pisze o. Bartoszek. „Nie mogę milczeć wobec odkrytego zła! Zastanawiam się, jakie pobudki kierują tymi amoralnymi osobami, które mają czelność pisać skargi do Ojca Generała na obecnego o. Prowincjała? Dlaczego przeszkadzają w przywracaniu ładu, porządku i praktykowaniu wspólnotowej modlitwy w naszej prowincji?”.

I dalej:

„Tacy ojcowie jak: Z...i, K..i. O..a, O…, W..i, Z...i, S...i od początku mojej bytności w Zgromadzeniu (2004) zawsze byli na kierowniczych lub ważnych stanowiskach w zakonie, a swoje urzędy zawsze z dumą podkreślali. W przeszłości piastowali też różne funkcje w Polskiej Prowincji, często jednak kończące się przeniesieniem do innych placówek ze względu na zgorszenie i inne skandale. (...) Powstaje zasadnicze pytanie, czy powinno się tak ważne urzędy w zakonie powierzać byłym kryminalistom i alkoholikom”.

Świecki styl życia

Ten sam wątek pojawia się w liście zbiorowym:

„Gdzie byli ci skarżący do Rzymu ojcowie (...), gdy rozkradano Prowincję, gdy dopuszczano do trwonienia jej majątku, gdy porzucano reguły życia zakonnego i tolerowano permanentną nieobecność byłego Zarządu Prowincji w Domu Prowincjonalnym. (...) Niestety, niektórzy współbracia z naszej prowincji w czasie kadencji o. W. przyzwyczajeni byli do totalnego rozpasania, rozwiązłości, częstych nieobecności w swoich wspólnotach zakonnych, zapominali kim są i komu służą”.

Według ojców, którzy podpisali się pod listem, postępowanie przełożonych „przybrało świecki styl życia, z posiadaniem własnych samochodów, pieniędzy, prywatnych kont bankowych, a nawet jak się okazało - handlem złotem. Częściej korzystali z atrakcyjnych kurortów, hoteli, wczasów i wycieczek niż byli obecni we wspólnotach zakonnych i parafiach. Tak wyglądało funkcjonowanie prowincji przez 9 minionych lat. Nikt się nikim nie interesował i nikt sobie wtedy nie wchodził w drogę. Z tego powodu nikt też nie pisał skarg do Rzymu, bo wielu współbraciom ten stan rzeczy bardzo odpowiadał”.

Staliśmy się zgromadzeniem żebrzącym

Zdaniem o. Bartoszka, stan finansów Zgromadzenia zastany przez nowego prowincjała był dramatyczny: „Roztrwoniono wielomilionowy fundusz podstawowy, pozostawiając w kasie prowincjonalnej w czerwcu 2014 roku środki finansowe tylko na trzy miesiące przeżycia! To jest czymś dla mnie niepojętym! Doszło do tego, że stajemy się w Polsce zgromadzeniem żebrzącym i obecnie jesteśmy zmuszeni pisać prośby do różnych instytucji, ludzi dobrej woli o pomoc w przetrwaniu i przeżyciu”.

Również w liście zbiorowym pojawia się wątek całkowitego braku nadzoru nad władzami w Bydgoszczy: „Nie przebudziła tego nadzoru nawet zaciągnięta w Brukseli pożyczka 200 tys. euro, której cele nie zostały poznane, a same pieniądze przepadły”.

O. Bartoszek odszedł ze zgromadzenia i jest dziś księdzem diecezjalnym. Na stronie diecezji znajduje się informacja, że podjął dalsze studia. Trudno mu się dziwić:

„Wiedząc jak ogromne zło było tutaj wiele lat i nadal próbuje się panoszyć, pytam samego siebie, czy ja jako człowiek, a przede wszystkim jako kapłan mogę młodym ludziom, którzy są obecnie w formacji, ich rodzinom, wszystkim wiernym spojrzeć dziś prosto w oczy”.

Oba listy do o. generała zgromadzenia do dziś pozostały bez odpowiedzi. Nie dostali odpowiedzi również ojcowie z placówek na Mauritiusie, w Kanadzie i Madagaskarze, którzy monitowali w sprawie nieprawidłowości. Na kontakt z przełożonymi w Rzymie mogli za to liczyć ojcowie wspierający poprzedniego prowincjała.

Sprawa odwołania prowincjała Andrzejewskiego, który usiłował wprowadzić radykalne porządki i powrócić do zakonnej dyscypliny, trafiła do Kongregacji ds. Zakonnych w Watykanie, która... podtrzymała tę decyzję.

- Jest publiczna tajemnicą, że o. Fogarty ma swoich ludzi w tej Kongregacji Watykańskiej. Ci ludzie nie pozwolą, aby jego decyzja została podważona - mówi jeden z naszych informatorów. - Inaczej może być z odwołaniem, bo to zostało skierowane do Najwyższej Sygnatury Apostolskiej w Watykanie, a ta uchodzi za jedną najbardziej sprawiedliwych i obiektywnych dykasterii watykańskich.

Zwolennicy prowincjała Andrzejewskiego uważają, że mózgiem „puczu”, w wyniku, którego prowincjał-reformator musiał odejść, był o. O., który pojawił się w Bydgoszczy niespodziewanie po latach nieobecności, a po mianowaniu nowego p.o. obowiązki wyjechał do Genewy.

Tak czy owak akcja była perfekcyjna - ojca Andrzejewskiego odwołano, ale do końca kadencji pozostawiono mu tytuł prowincjała, dzięki czemu można było przejąć władzę bez zwoływania kolejnej Kapituły Prowincjalnej.

Nie pozwolili się modlić

Sytuacja w Bydgoszczy nadal jest bardzo napięta. Część kleryków przeniosła się do innych zakonnych i diecezjalnych seminariów duchownych (w Poznaniu, Krakowie i Warszawie).

- Wcale im się nie dziwię, w seminarium zabroniono im modlić się „o zdrowie, siły i Dary Ducha Świętego prowincjała Andrzejewskiego” - mówi jeden z naszych informatorów. - To było dla nich szokiem.

Zwolennicy obecnej władzy spotkali się niedawno w zaszytym w Borach Tucholskich letnim domu w Końskich Błotach koło Legbądu, gdzie mieli ustalić strategię wobec medialnej burzy, która zawisła nad zgromadzeniem.

Według naszych informacji, do tej pory opuściło zakon na własną prośbę czterech ojców, a pięciu kolejnych przygotowuje się do odejścia.

Afera finansowa u duchaczy wzburzyła też parafian z bydgoskich Glinek, których irytuje to, że budowa miejscowego kościoła ciągnie się już od około 30 (!) lat i nie widać jej końca. W monstrualnej plebanii mieszka dziś zaledwie 4 ojców.

To nie jedyna inwestycji, w przypadku której nie jest jasne jak rozchodziły się pieniądze. Kontrowersje dotyczyły również Ośrodka Duszpasterskiego w Puszczykowie k. Poznania.

Adam Willma

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.