Rzeczywistość polityczna nie zmieni prawdy
- Nie ma żadnych nowych okoliczności, które podważałyby ustalenia raportu z lipca 2011 roku - mówi Jerzy Miller.
- Boi się Pan?
- Czego?
- Do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość, dla którego raport Jerzego Millera to - najłagodniej ujmując opinie polityków tej partii - teza niepoparta żadnymi dowodami.
- Ci, którzy tak mówią, najprawdopodobniej nie przeczytali raportu. Sugeruję najpierw lekturę, a dopiero potem dyskusję.
- Dziś, gdy Sejm zdominowany przez PiS ignoruje wyroki Trybunału Konstytucyjnego, jedną uchwałą można też obalić ustalenia komisji Millera. Bez czytania raportu.
- Raport oparty jest na faktach. A z faktami się nie dyskutuje, fakty się przyjmuje do wiadomości.
- Można go zdjąć z internetu, zlikwidować stronę internetową. I zapowiedzieć powołanie nowej komisji, która ustali zupełnie coś innego niż zespół pod Pana kierownictwem.
- Każdy, kto ma istotne informacje dotyczące wypadku lotniczego, ma prawo wnioskować o wznowienie postępowania.
- A są takie informacje?
- Gdyby były, sam wystąpiłbym z wnioskiem w tej sprawie. Ale nie znam żadnych okoliczności, które podważałyby ustalenia zawarte w raporcie z lipca 2011 roku.
- Jest PiS, które podważa te ustalenia.
- Ale ja mówię o fachowcach, a nie o politykach. Nikt ze specjalistów w zakresie badania katastrof lotniczych nie wytknął nam, że się pomyliliśmy. Powiem więcej - nasz raport został opublikowany również w języku angielskim i dlatego jest znany w różnych krajach. Na spotkaniach i konferencjach międzynarodowych, poświęconych badaniom wypadków lotniczych, często członkowie naszej komisji są chwaleni za profesjonalizm sporządzenia raportu „smoleńskiego”.
- Dla polityków obecnie rządzącej ekipy nie ma to żadnego znaczenia.
- Raport nie był pisany dla polityków. On jest dla tych, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo lotów. Powstał po to, by w przyszłości uniknąć przyczyn, które doprowadziły do tak tragicznego w skutkach wypadku.
- Czy ten samolot nie powinien w ogóle wystartować z Warszawy, a tym bardziej lądować w Smoleńsku, błędy są po stronie polskiej i rosyjskiej.
- Unikam takich uproszczeń. Obszernego raportu nie da się sprowadzić do jednego zdania, jeśli chce się być w zgodzie z prawdą. Nie da się powiedzieć, że była jedna przyczyna, wypadek był skutkiem wielu uchybień, które skumulowały się w jednym miejscu i jednym czasie.
- Myśli Pan o tym rejsie każdego 10 kwietnia.
- Nie tylko 10 kwietnia. Znałem ponad połowę ofiar wypadku, jednych dobrze, innych trochę mniej. Przy takiej tragedii nie zastanawia się pan nad tym, czy to bliżsi czy dalsi znajomi. Nasuwa się przede wszystkim pytanie, czy musiało do tego wypadku dojść.
- Tak Pan pomyślał 10 kwietnia 2010 roku? Zapytał Pan siebie: cholera, po co to wszystko?
- Wtedy nie, ale im bardziej zagłębiałem się w szczegóły, im więcej było wiadomo o tym, co poprzedzało wypadek, to coraz bardziej to pytanie stawało się zasadne. Jak się ma świadomość, że przyczyny były niezależne od nas, to łatwiej pogodzić się z losem. Ale gdy okazywało się, że w dużej mierze zależało to od nas, to tym trudniej przyjąć to do wiadomości.
- W raporcie unikaliście jednak wskazania winnych.
- Czym innym jest stwierdzenie, że coś zależało od ludzi, a czym innym wskazanie konkretnych osób. Owszem w raporcie są nazwane stanowiska i funkcje, ale bez nazwisk. Nie ma nazwisk, bo nie mogliśmy nikogo wskazywać palcem, bez dania mu prawa do obrony. Taka zasada obowiązuje wszystkie komisje badające przyczyny wypadków lotniczych we wszystkich krajach.
- Ktoś jest winny, że do niego doszło…
- Celem naszej komisji nie było wskazanie winnych. To jest zadanie prokuratury, a następnie dla sądu. Naszym zadaniem było wskazanie przyczyn wypadku, a nie osób, które popełniły błędy.
- Gdzie były te błędy? W kancelarii premiera czy prezydenta, w resorcie obrony czy po stronie rosyjskiej.
- Jeszcze raz powtarzam - od tego jest prokuratura.
- To co było tym najpoważniejszym błędem?
- Przyczyną wypadku było obniżenie lotu poniżej dozwolonej wysokości z nadmierną prędkością opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających obserwację ziemi, i spóźnione rozpoczęcie procedury rezygnacji z lądowania. Efektem było zderzenie z drzewem, co spowodowało oderwanie fragmentu skrzydła, w wyniku czego samolot stracił sterowność i zderzył się z ziemią.
- A nowy minister obrony narodowej Antoni Macierewicz mówi o wybuchu na pokładzie TU-154.
- Różne osoby różne rzeczy mówią. Ja opieram się na tym, co mówią fachowcy. Antoni Macierewicz mówił o wybuchu od dawna, więc jego obecne stwierdzenia nie są niczym nowym. Polacy oswoili się z tym i na nikim nie robi to już większego wrażenia. Zasady fizyki są obiektywne, nie zależą od tego, czy mówi o nich ktoś z opozycji czy członek rządu.
- Odnoszę wrażenie, że upiera się Pan przy tym, iż prawda i rzeczywistość polityczna to jedno i to samo.
- Nie, mówię jedynie, że rzeczywistość polityczna nie zmienia prawdy.
- Realny jest jednak scenariusz, że nowa komisja napisze raport, w którym stwierdzi, że przyczyną katastrofy był wybuch na pokładzie TU-154.
- To, że komisja powstanie, jest całkiem realne, ale wartość jej raportu zależy do tego, kto będzie jej członkiem. Jak będzie znany skład nowej komisji, gdy poznamy dotychczasowe doświadczenie w badaniu wypadków lotniczych jej członków, to będzie można się odnieść do tego, czy sporządzi ona wartościowy raport.
- To Panu zarzucano, że raport komisji Millera jest bezwartościowy. Był Pan obrażany podczas publicznych wystąpień. Teraz może dojść do czegoś więcej niż tylko obraźliwe słowa. Nie żałuje Pan, że podjął się Pan przewodniczenia komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej?
- Dopowiem, że dużo osób, których nie znałem, również mi gratulowało oraz dziękowało za pracę w komisji. A więc decyzja o podjęciu się tego zadania niesie za sobą nie tylko negatywne emocje.
- Nie bierze Pan pod uwagę tego, że teraz rządzący mogą oskarżyć Pana o ukrywanie prawdy o przyczynach katastrofy smoleńskiej?
- Czyli Ziemia nie jest już okrągła i nie kręci się wokół Słońca. Chce mi Pan wmówić, że obecna ekipa aż w taki sposób zmienia rzeczywistość. Jestem jednak dużo większym od pana optymistą.
- Rzeczywistość jest taka, że wiele osób wierzy w zamach.
- Celowo sięgnąłem do przykładu Ziemi i Słońca. W dużym europejskim państwie przechodniom zadano pytanie, czy Ziemia kręci się wokół Słońca, czy odwrotnie. 20 procent pytanych odpowiedziało błędnie. To jednak nie zmienia faktu, że Kopernik miał rację, a nie pytani. Znaleźć ludzi wierzących w to, co jest nieprawdą, nie jest takie trudne.
- Wyobraźmy sobie jednak 10 kwietnia 2016 roku. Są oficjalne obchody szóstej rocznicy „zamachu”, podczas której minister obrony narodowej Antoni Macierewicz mówi o uczczeniu pamięci „poległych pod Smoleńskiem”. Nadal będzie Pan takim optymistą, że prawda jest najważniejsza?
- Prawda nie zależy od tego, co mówi minister, bez względu na to, kto aktualnie jest ministrem.
- Jak minister kwestionuje prawdę, to nie może być dla niej dobre.
- Dla prawdy nie ma to żadnego znaczenia. Gorzej z owym ministrem...
- To jest zarzut pod adresem obecnego szefa resortu obrony narodowej?
- Nie. Mówię tylko, że jeśli ktoś zna prawdę, a mówi nieprawdę, to albo się na tym nie zna i powinien milczeć, albo celowo się mija z prawdą.
Grzegorz Skowron