Włodzimierz Knap

Rynek Główny w Krakowie - tętniące serce miasta

Marcin Zaleski, Kramy, jatki, stragany i budy wokół Sukiennic na Rynku Głównym w I połowie XIX stulecia Fot. fot. archiwum Marcin Zaleski, Kramy, jatki, stragany i budy wokół Sukiennic na Rynku Głównym w I połowie XIX stulecia
Włodzimierz Knap

Krakowski Rynek w dawnych wiekach był zupełnie niepodobny do dzisiejszego. Stanowił przestrzeń pełną bud, kramów. Panował tu niesamowity gwar, a stragany uginały się od towarów.

Trzeba wysilić wyobraźnię, by przed oczyma stanął nam krakowski Rynek z lat jego gospodarczej świetności, czyli od XIV do połowy XVII stulecia. Ale warto podjąć taki wysiłek, poczuć panującą wtedy na nim atmosferę, „pochodzić” po nim.

Dziś Rynkiem Kraków słusznie może chwalić się na całym świecie. Budzi podziw. Na dawnym Rynku było jednak znacznie ciekawiej; bez dwóch zdań fascynująco, zwłaszcza patrząc z obecnej perspektywy, bo życie przed wiekami nie było proste.

Ciasny Rynek

Chwała urbanistom, którzy w XIII stuleciu kreślili plan Krakowa, szczególnie za to, że wytyczyli ogromny plac, który miał pełnić rolę centrum życia gospodarczego. I taką rolę pełnił przez stulecia. Z mieszkańcami XIII-wiecznego Krakowa kogoś, kto dziś znajduje się na Rynku, łączyć musi podziw dla jego wielkości.

Na dawnym Rynku było ciekawiej niż dzisiaj

Był jednak czas, w epoce nowożytnej, że nie wydawał się tak obszerny. Mógł nawet sprawić wrażenie miejsca ciasnego, choć między XV a XVIII stuleciem ludność miasta nie przekroczyła 30 tys. Rzadko była większa niż 20-23 tys., a pod koniec XVII w. spadła do 10 tys.

Wrażenie ciasnoty sprawiać mogło to, że na Rynku stało dużo więcej budynków niż obecnie. Z dawnego Ratusza została tylko wieża. Nie ma już budynków Wielkiej i Małej Wagi, gdzie nie tylko ważono towary, lecz też toczyło się codzienne życie. Wielka Waga w Krakowie była jednym z największych w średniowiecznej Europie budynków służących do tego celu. Mała Waga miała powierzchnię 310 m kwadr. (26,5 na 11,7 m).

Nie ma dziś domu Kuśnierskiego, podobnie jak budynków, gdzie topiono złoto i srebro. Dawno zostały rozebrane murowane Kramy Bogate, przylegające do Sukiennic od wschodu. Przy kościele Mariackim był cmentarz, a obok stały jatki żelazne. Sukiennice też wyglądały inaczej.

Miasto na Rynku

Krótko mówiąc, Rynek ówczesny należy wyobrazić sobie jako przestrzeń pełną bud, kramów, straganów. Między nimi tworzyły się ulice. Gwar był niesamowity. Handel, przynajmniej do potopu szwedzkiego, kwitł. Bogactwo towarów było niezwykłe. Mikołaj Rej w „Zwierciadle...” pisał o życiu na Rynku: „Chcesz się przypatrzeć jako się chudzina żywi, idź na krakowski rynek, tam się nadziwujesz, ano jedna kiełbaski smaży, druga gżelce sprzedaje, trzecia wątrobę z cebulą, inna zwodzi...”. Brak miejsca, by przytoczyć cały fragment. Kończy go Rej słowami: „A kto by ich naliczył”.

Niełatwo było zapanować nad tak wielkim zbiorowiskiem. Władze Krakowa musiały przy tym zabiegać, by handlujący mogli kupować od chłopów i dworów towary po możliwie najniższej cenie. Ale też musiały dbać, by w jatkach nie sprzedawano ich, zwłaszcza żywności, po cenach wyższych niż narzucone konkretnymi taksami urzędowymi. Z trzeciej strony do obowiązków rajców należała troska o to, by Rynek swoimi towarami nie zarzucała ludność spoza Krakowa, obniżając ich ceny. W praktyce przepisy były przez wszystkich omijane.

Kram z kramami

Jatki i kramy były różnorakie. Pełno stało ich z żywnością. Na Rynku były też mydlarskie, świeczne (handlowano w nich świecami), nożownicze, kowalskie, bednarskie, powroźnicze, garncarskie, szklenicze (handlowano w nich kubkami szklanymi, głównie do piwa, ale też do wina i miodu). Swoje wyroby sprzedawali czapnicy, miechownicy (wyrabiali skórzane miechy, torby, sakwy, rękawice, pasy), pokrewni im kaletnicy, sadelnicy (handlowali sadłem). Wszystkich kramów nie sposób wymienić. Samych jatek solnych w XVI w. było na Rynku 34.

W tych, w których handlowano żywnością, stojących w północno-zachodniej części, na tzw. Kurzym Targu, sprzedawały przekupki. Na straganach miały wszystko, czego mógł zapragnąć mieszkaniec dawnego Krakowa. W dni targowe, we wtorki i piątki, chłopi nawet z dość odległych od Krakowa wsi sprzedawali jarzyny, nabiał, drób, chleb.

62 jatki z pieczywem

Pieczywem handlowano w jatkach piekarskich, a było ich 62. Ciągnęły się głównie dwoma szeregami od Sukiennic do Solnego Składu, czyli od strony obecnej Sławkowskiej i Floriańskiej. Każdy piekarz krakowski musiał posiadać własną jatkę. W niej często sprzedawała chleb żona piekarza. Można tu było kupić pieczywo żytnie, razowe (wtedy mówiono o takim rżane), kołacze, obwarzanki, strucle.

- Ceny chleba były ustanawiane przez taksy wojewodzińskie -mówi dr Marcin Gadocha, historyk z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, autor m.in. książki „Cech piekarzy i handel chlebem w Krakowie w okresie nowożytnym”. W 1635 r. za 1 grosz można było dostać półtora funta chleba białego albo 2 funty razowego (funt to było od 0,4 do 0,5 kg). - Piekarze dość często, zwłaszcza w okresach nieurodzaju, nie trzymali się cenników. Zmniejszali jego wagę, a podbijali cenę - twierdzi dr Gadocha. W 1630 r. kronikarz Marcin Goliński zanotował, że chleb kosztował 3 gr. Dalej ze smutkiem dodał: „Za czym głód dla takiej drogości wielki nastąpił”.

Dr Gadocha zwraca uwagę, że krakowscy piekarze mieli problemy z konkurencją przedmiejską, zwłaszcza z kolegami po fachu z Błonia i Pędzichowa, ale też z Michałowic, Prądnika, Zielonek, Garlicy, Krowodrzy.

Obok jatek z pieczywem stały maślane, gdzie handlowano nie tylko masłem, ale i olejem, grochem, makiem, siemieniem, a nawet miodem. Bractwo maselników zadbało, by tylko jego członkowie mogli w jatkach na Rynku sprzedawać masło porcjowane na małe kawałki. W swoim statucie zagrozili tym, którzy w ten sposób kroili masło i sprzedawali je w piwnicach pod kamienicami czy na chodnikach, że będzie ono im rekwirowane.

Prof. Janina Bieniarzówna, znakomita znawczyni dawnego Krakowa, uważała, że z przestrzeganiem przepisów higienicznych u maselników nie było najlepiej. Gdyby było inaczej, to w ustawach cechowych nie musiano by im przypominać o konieczności utrzymywania jatek w czystości, zaznaczając, by śmieci nie wymiatać z własnej do sąsiednich. Skoro raz po raz o takie zachowanie apelowano, widać, że nakaz nie był przestrzegany.

Na Rynku rej wodziły panie kupcowe, siedzące w jatkach. Prof. Janina Bieniarzówna tak je scharakteryzowała: „Były zadzierzyste”. Jak mogły inaczej się zachowywać, skoro kram stał koło kramu, konkurencja była olbrzymia, a walka o klienta ostra. Spięcia, krzyki, pyskówki były powszechne.

Opinię „bab pyskatych” miały krakowskie śledziowniczki, zwane „rybnymi paniami”. Fama niosła, że lubiły się napić i nierzadko nietrzeźwe sprzedawały ryby. Gdyby na tym się kończyło, nie byłoby większego problemu, ale pijane chodziły między kramami i zaczepiały ludzi. W 1669 r. w ich statucie cechowym zapisany został zakaz obrażania bliźnich pod „winą (karą - red.) 24 godzin na ratuszu więzienia” i zapłacenia za dwa funty wosku.

Dziś ciekawa musi być gama ryb, którymi handlowano wtedy na Rynku. Kupić można było ryby suszone, solone i wędzone. Do wyboru były śledzie, węgorze, łososie, karpie, szczupaki, leszcze, okonie, liny, jesiotry i inne.

Kary dla łamiących przepisy i nadmiernie głośnych przekupek były powszechne. Adam Chmiel, ceniony historyk Krakowa, opisał m.in., jak nakazywano im się „w korcu rzezać”. Przekupki wsadzano do drewnianego kojca mającego kształt stożka i ustawiano na Rynku. Kobieta musiała sama się z niego uwolnić, tj. „wyrzezać się”. Kara była przykra dla ukaranej, ale budziła śmiech tłumu.

Na odrębnych straganach, stojących blisko kościoła Mariackiego, sprzedawano sery. Wielkie sery dostarczały podgórskie dwory, które otrzymywały je od chłopów w zamian za czynsz. Serami handlowali również sami chłopi, którzy sprzedawali sery i mądrzyki (okrągłe serki, ze słodkiego mleka zaprawionego podpuszczką).

Jedzono i pito w piwnicach. Przy Rynku stały też jadłodajnie dla biednych.

Prawo targu

We wtorki i piątki na Rynku odbywał się targ, czyli pojawiali się chłopi ze swoimi towarami. Jego początek oznajmiało wywieszenie chorągwi. Koniec - jej zdjęcie. Kiedy trwał targ, od chłopów kupować mogli tylko zwykli mieszczanie. Nie mogły natomiast przekupki. Rajcy wprowadzili takie prawo, by one nie wykupywały od chłopów hurtem towarów.

Ziemniaki upowszechniły się dopiero w XIX w. Wcześniej podstawą pożywienia były kasze, mąka, groch. W czasach świetności Krakowa sprzedawano te towary na płachtach. W XVII w. było ich na Rynku 21.

Na kurzym targu, między Szczepańską a św. Jana, koncentrował się handel drobiem i dziczyzną. Handlowały nimi panie zwane „kurniczkami”. Zachęcały do kupowania kur, gęsi, kapłonów, głuszców, jarząbków, zajęcy, ptaków opiekanych na rożnie.

Jarzyny przywozili ogrodnicy, głównie z Łobzowa, Krowodrzy, Nowej i Czarnej Wsi. Prawo z 1574 r. tylko im pozwalało rano i przed południem sprzedawać swoje towary, ale „bez naci”. Dopiero po południu jarzyny i warzywa mogły sprzedawać jarzyniarki. Świeże ogórki sprowadzano nawet z odległego o ok. 100 km Pacanowa.

Od XVI stulecia silną pozycję na Rynku zajmowały wienczarki, czyli kwiaciarki. Siedziały naprzeciw kramów żelaznych, czyli niemal w tym samym miejscu co teraz. Władze miasta zadbały o to, by zapewnić im ocienione miejsca, by kwiaty lepiej się trzymały. Od dawna na Rynku handel prowadziły zubiarki, czyli zielarki.

Towary kolonialne można było kupić tylko w Kramach Bogatych. Prowadzili je najczęściej cudzoziemcy, ale nie cieszyli się dobrą opinią w mieście. Za to kramy mieli dobrze zaopatrzone. Na przykład w kramie Krzysztofa Schmidta w roku 1621 była róża w cukrze, figi weneckie, cukry białe, lodowe, perfumowane, gałka muszkatołowa, musztarda, migdały, anyż, goździki, imbir, kminek, rodzynki, pieprz, soki, skórki pomarańczowe, olejek migdałowy, ryż, koper włoski, oliwa idt., itp.

Na Rynku raj miały dzieci. W kramach z zabawkami można było kupić drewniane szabelki, foremki, ptaszki, aniołki, koniki, terkotki itd. Zabawkami handlowali głównie kupcy ze Śląska.

Plotkarze

W głównej nawie Sukiennic, jak sama nazwa wskazuje, handlowano suknem różnego rodzaju i pochodzenia. Od drugiej połowy XVI w. na I piętrze Sukiennic mieścił się tzw. smatruz, czyli hala targowa, gdzie sprzedawano wyroby rzemieślnicze. W smartuzie było głośno i plotkowano tam na potęgę. W 1600 r. urząd miejski napominał znajdujących się tam mężczyzn, by nie zajmowali się plotkami. W smartuzie spotykał się krakowski półświatek. Rada miejska poleciła starszym kobietom donosić, co się tam dzieje, a zwłaszcza informować o kobietach, które są powodem skandali.

Rzeźnicy rządzili natomiast na Małym Rynku. Jatki mięsne ciągnęły się tam w kilku rzędach. Było ich 62. Każdy kram miał dach, drzwi, okno. Wewnątrz, na hakach, wisiało w całości albo pocięte na połowy lub ćwiartki mięso wołowe, cielęce, ze świń.

Katastrofą dla miasta i Rynku była dwuletnia okupacja szwedzka w czasie potopu. Wiele kramów zostało wtedy spalonych lub rozebranych na opał. Bogate Kramy straciły swój splendor. Życie gospodarcze na krakowskim Rynku nigdy nie wróciło już do dawnej świetności.

wlodzimierz.knap@dziennik.krakow.pl

Włodzimierz Knap

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.