Rynek fitness, czyli wylewanie siódmych potów
Polski rynek usług fitness jest jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się w Europie. Na koniec roku 2016 liczba klubów wyniosła ponad 2,5 tys., a korzystało z nich 2,84 mln Polaków. Według szacunków do roku 2020 liczba ta wzrośnie do 4 mln osób.
Potężne sieci i butikowe kluby. Gdzie Państwo ćwiczą? Bo że ćwiczymy, nie ma wątpliwości: ponad 2,8 miliona osób należy w Polsce do jakiegoś klubu fitness. Zgodnie z zaleceniami amerykańskich ekspertów powinniśmy wykonywać 150 minut treningu tygodniowo, minimum 75, ale intensywnego. Jakiego treningu dokładnie? Jeśli chcemy podążać za fitnessowymi trendami, to na przykład wyczerpującego treningu interwałowego albo crossfit. Ewentualnie ćwiczeń z instruktorem, ale w małej grupie, tak by instruktor mógł pracować z każdym uczestnikiem. Redaktorzy magazynu „Health & Fitness Journal”, wydawanego przez American College of Sports Medicine’s, już od 12 lat przepytują trenerów z całego świata o przewidywane trendy w salach siłowni i klubów fitness. I właśnie grupowe ćwiczenia są w trendach na rok 2018. Oraz męki na macie z ciężkimi hantlami w dłoniach. Nowość? Cóż, już w 2013 roku trenerzy oznajmili: fitness to nie leniwe pedałowanie na stacjonarnym rowerku. To wylewanie siódmych potów w treningu rekrutów.
2,5 tys. klubów w Polsce. Będzie więcej
Rynek fitness jest przedmiotem wielu analiz. Jak wynika z raportu „The European Health & Fitness Market”, przygotowanego przez firmę doradczą Deloitte we współpracy z organizacją EuropeActive, polski rynek usług fitness jest jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się, ale jednocześnie najbardziej rozdrobnionych w Europie. Na koniec roku 2016 liczba klubów wyniosła ponad 2,5 tys., a korzystało z nich 2,84 mln Polaków. Według szacunków do roku 2020 liczba ta wzrośnie do 4 mln osób.
- Potencjał polskiego rynku jest ogromny. Szacujemy, że w ciągu 3-5 lat liczba osób korzystających z klubów fitness może wzrosnąć nawet o 1,5 mln osób. Co prawda możemy już mówić o nasyceniu rynku w głównej grupie docelowej, czyli osób otwartych na sport i zdrowy styl życia, ale wciąż istnieją grupy, dla których rynek fitness dotąd nie miał odpowiedniej oferty, jak chociażby studenci i emeryci - wyjaśnia Robert Kamiński, ekspert rynku fitness.- Nie ma już mowy o chwilowej modzie czy kaprysach konsumenckich, rynek fitness staje się poważną, trwałą branżą - przekonuje.
Wartość europejskiego rynku fitness w 2016 roku wyniosła 26,3 mld euro, co stanowiło wzrost w walutach krajowych o 3,1 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim, z czego niezmiennie niemal 2/3 stanowią przychody wygenerowane w pięciu krajach: Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, Włoszech oraz Hiszpanii. Prawie jedna czwarta rynku (23 proc.) należy do grupy kolejnych sześciu państw: Holandii, Rosji, Turcji, Polski, Szwajcarii oraz Szwecji.
W Polsce klientami klubów fitness jest około 7,4 proc. ludności. Suma przychodów naszych klubów fitness w 2016 roku wyniosła 842 mln euro, czyli 3,68 mld zł. Rok wcześniej było to 871 mln euro (wówczas 3,65 mld zł).
Na tę kwotę 842 mln euro złożyły się przede wszystkim składki członkowskie oraz dodatkowe przychody z innej działalności. Średnia wysokość miesięcznej opłaty członkowskiej (wynikającej z cennika) wynosi w Polsce 27,7 euro, czyli około 116 zł, ale często stosowaną praktyką jest udzielanie rabatów, więc faktycznie może to być średnio około 25,5 euro (ok. 107 zł). Choć promocje bywają jeszcze większe. Na całą Polskę słynna była oferta promująca otwarcie pierwszego w Łodzi klubu McFit - 39 zł miesięcznie zamiast 89 zł i zero opłaty za wydanie karty. Z promocji mogli skorzystać wszyscy klienci klubów McFit w Polsce otwartych przez całą dobę oraz klubów w niektórych krajach europejskich. Jedynym warunkiem skorzystania z promocji był zakup usługi w przedsprzedaży w punkcie w Łodzi.
Panie to przyszłość
McFit, założony w Niemczech 20 lat temu, ma dziś 250 klubów w Europie, a w Polsce - 12 (specjalizacja - np. treningi z wirtualnym instruktorem) i jest największą siecią klubów fitness w Europie. - Branża fitness to bardzo szybko rosnący rynek, szczególnie jeśli chodzi o fitness dla kobiet - mówi Pierre Geisensetter, rzecznik McFit.
Najnowszy klub tej sieci otwarto w połowie marca w Katowicach oraz w kwietniu w Białymstoku, w planach są kolejne otwarcia w innych miastach Polski. W Niemczech, Austrii, we Włoszech, w Polsce i Hiszpanii ćwiczy u nich 1,7 miliona osób.
Jak mówi Katarzyna Radzikowska, odpowiedzialna za PR sieci w Polsce, kluby, jakie widziała na przykład na Górnym Śląsku, nie różnią się standardem od tych w Warszawie, za to ceny karnetów - tak. Wciąż mamy niskie. Droższe karnety ma na przykład Białystok. Kolejna ciekawostka: jako miasta z najbardziej obleganymi klubami w Polsce przedstawiciele McFit wymieniają Warszawę, Poznań i Bydgoszcz.
Wracając do pań, które są przyszłością klubów: ta sieć w Katowicach przygotowała dla nich specjalną strefę, gdzie na różowych urządzeniach mogą ćwiczyć dyskretnie, bez obecności panów. Zanim tę strefę przygotowali, jak mówił w Katowicach Pierre Geisensetter, przepytali panie, jakie są ich oczekiwania i czego chcą.
Łódzki rynek się rozwija
Jednym z silniejszych ośrodków fitness w Polsce jest Łódź. Powstają tu małe kluby i duże sieciowe siłownie. Największą lokalną siecią klubów jest Fit Fabric. Pierwszy klub powstał w 2005 roku w hali przy ul. Zielonej. W maju w łódzkiej Zatoce Sportu otwarty został 11. już klub sieci w regionie łódzkim, tym razem przeznaczony dla profesjonalistów.
W planach jest dalsza ekspansja i kolejne kluby. Ćwiczą w nich osoby w różnym wieku: na osiedlach głównie osoby pracujące i starsze, w okolicach uczelni - studenci. Jak podkreśla menedżerka dwóch łódzkich klubów Fit Fabric Karolina Libertowska, moda na fitness przemawia zwłaszcza do ludzi w wieku 20-35 lat.
- To nie tylko kluby fitness, ale cała branża z tym związana: stroje, diety, zdrowy styl życia. Ten przekaz przemawia szczególnie do młodych ludzi - mówi Libertowska.
W Łodzi pojawiają się też kolejne, światowe nowinki. Można ćwiczyć cyberobics, czyli aerobic przed wielkim ekranem z wirtualnym instruktorem, wybrać się do klubu tylko dla kobiet, skakać na bungee czy uprawiać słowiańską jogę. Coraz więcej jest profesjonalnych klubów fitness w mniejszych miejscowościach regionu: Tomaszowie Mazowieckim, Zgierzu czy Sieradzu.
Łódzki rynek bardzo się rozwija, ale nikt nie ma wątpliwości, że ta branża będzie w Łodzi coraz większa.
- Powstają nowe kluby, ale wciąż jeszcze różnimy się od rynku warszawskiego - ocenia Libertowska.
Stare sieci znikają, wchodzą nowe
Kiedy jednak klientki klubów fitness będą rozciągać się lub podnosić hantle, pewnie nie będą zastanawiać się, jakie posunięcia na polskim rynku fitness planują inne korporacje. Co znika, co się pojawia. Kto wchodzi komu w paradę i kto ma asa w rękawie. A dzieje się naprawdę wiele.
Znika na przykład w ogóle z polskiego rynku słynna sieć Jatomi, która miała swoje kluby np. w galeriach handlowych. W łódzkiej filii, która działała przez osiem lat w Manufakturze, i której członkiem nie można było zostać bez rekomendacji zaufanego klubowicza, trenowały tysiące łodzian.
Na przełomie 2017 i 2018 roku Jatomi miało 35 klubów w całej Polsce. Założyciele tej marki, którzy weszli do Polski w 2007 roku, jako pierwsi dostrzegli potencjał Europy Środkowo-Wschodniej na tym rynku. Potem rozwijali się jeszcze w Czechach, Rumunii i dalej: w Turcji czy Malezji.
Dziś odpowiedzialny za wszystkie te rynki Irlandczyk, Trevor Brennan, mówi: - Stworzony przed laty model biznesowy nie ma już zastosowania w przypadku dzisiejszego konsumenta. Firma działa ze stratą.
Mówiąc dosadniej: ceny karnetów nie były konkurencyjne. Cóż, skoro potentatom europejskim, jak McFit właśnie, opłaca się sprzedawać ludziom karnety za... 39 zł.
Ekspansję szykuje za to Fabryka Formy, która działa w Łodzi od listopada 2015 roku (w Porcie Łódź zajmuje powierzchnię 1,7 tys. mkw.), w marcu otworzyła klub w Tychach, a jesienią chce wejść do Galerii Libero w Katowicach.
Założyciel i właściciel sieci, Ireneusz Sęk, przyznaje, że otwarcie klubu w Galerii Libero stanowi istotną część jego planów ekspansji, a obecność w dobrze zlokalizowanym i zaprojektowanym centrum handlowym to gwarancja frekwencji.
W rozmowie z dziennikarzem „Forbesa” jesienią 2017 mówił: - U nas rynek jest bardzo rozdrobniony. Nie ma liczących setki czy tysiące klubów korporacji fitness, jak w Stanach Zjednoczonych czy krajach Europy Zachodniej. Rynek dopiero się profesjonalizuje, a moda na dbałość o formę i zdrowie trwa od niedawna. Mamy dużo do nadrobienia.
Fabryka Formy różni się wizją przyciągania klientów od McFit, bo mocno zaprzyjaźniła się z potentatem na rynku fitness - spółką Benefit SA.
Benefit połyka duże sieci. Po kolei
To Benefit Systems właśnie jest największym wygranym na tym rynku, wartym według wyliczeń firmy Deloitte 3,68 miliarda złotych. Jesienią 2017 ogłoszono zawarcie umowy zobowiązującej do sprze-daży akcji spółki Fabryka Formy SA Benefitowi właśnie. - Benefit to u nas potęga i specyfika naszego rynku. Podobnego programu nie ma w żadnym innym kraju - mówi jeden z przedstawicieli branży fitness. Podstawą działania firmy są zakładowe fundusze świadczeń socjalnych. Benefit proponuje pracodawcom usługi sportowo-rekreacyjne w ramach pozapłacowych świadczeń pracowniczych. Za pośrednictwem spółek zależnych prowadzi kilkadziesiąt klubów fitness. Efekt: klient się cieszy, bo płaci mniej, pracodawca jest zadowolony, no i umożliwia pracownikom bycie fit, a Benefit zarabia, i to sporo. Tajemnicą poliszynela jest, że to trudny partner i twardy negocjator. Ale przydaje się wielu klubom, tym, które np. zaczynają i wciąż szukają klientów. - My jednak nie chcemy tłoku w naszym klubie, więc nie współpracujemy z żadnym systemem kafeteryjnym - mówi Katarzyna Radzikowska z McFit.
Dodatkowo firma płaci klubom niższe stawki za pojedynczy wstęp. Zbyt wielu ćwiczących z kartami Multisport to więc ryzyko zmniejszenia rentowności i uzależnienia się od pośrednika. Z drugiej strony - szacunkowo wydano już ponad 800 tys. kart (sam Benefit SA zatrudniał w Polsce w 2016 roku 690 osób), zatem to rzesza potencjalnych klientów. W nowych klubach karty od razu generują spory ruch.
Benefit poszedł zresztą dalej: po co w ogóle oddawać pieniądze cudzym klubom, skoro można mieć swoje. Grupa już kilka lat temu stała się formalnie właścicielem pięciu klubów Fitness Academy w Polsce: trzech we Wrocławiu i po jednym w Krakowie oraz Katowicach. W sumie Fitness Academy ma w Polsce kilkanaście klubów. Ma też już udziały m.in. w Fabryce Formy, a teraz chce sięgnąć po należącą do Mikołaja Nawackiego sieć Calypso (49 klubów w Polsce, za nieco ponad 50 proc. udziałów Nawacki miał dostać 27 mln i udziały w Beneficie).
Na razie na przeszkodzie stanął Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który orzekł, że „koncentracja mogłaby doprowadzić do ograniczenia konkurencji na rynku pakietów usług sportowo-rekreacyjnych oferowanych pracodawcom”.
A Benefit po połączeniu miałby najwięcej sieciowych klubów fitness w Polsce, więc miałby możliwość wpływania na zachowania klientów. Benefit jednak nie wycofuje się z chęci przejęcia sieci i już czynione są pewne ruchy, które mają to umożliwić: w lutym 2018 ujawniono, że podpisano umowę co do warunków przeprowadzenia transformacji Calypso Fitness - wydzielenia części majątku tej spółki do innych podmiotów, kontrolowanych przez Benefit Systems.
Współpraca Z. Biskupski