Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. Kiedy w 1946 r. społeczeństwo przygotowywało się do obchodów 3 maja, komuniści zakazali manifestacji i pochodów. Władza wydała wówczas rozkaz, żeby strzelać w stronę manifestującego tłumu.
Niech się święci Trzeci Maj!” pod tym hasłem Polacy przez dziesięciolecia świętowali dzień uchwalenia ustawy rządowej. Zarówno podczas zaborów, jak i w czasach niepodległości Polacy obchodzili rocznicę ustanowienia tego symbolu suwerenności. Nie inaczej miało być po zakończeniu drugiej wojny światowej.
Kiedy w 1946 r. społeczeństwo przygotowywało się do obchodów 3 maja, komuniści obrali kurs na konfrontację, zakazując manifestacji i pochodów. Władza wydała wówczas rozkaz, żeby strzelać w stronę manifestującego tłumu. Polała się krew, wielu demonstrantów zostało rannych, aresztowano setki protestujących. Warto odświeżyć pamięć o tym zapomnianym, pierwszym z „polskich miesięcy” - Maju'46 w Krakowie
Obchody przed 1946 r.
Galicja doby autonomii była tym obszarem, gdzie władze zaborcze niekiedy przyzwalały na świętowanie 3 maja. Odprawiano uroczyste nabożeństwa w kościołach i synagogach, nawet z udziałem wysokich przedstawicieli władz miasta. Zdarzało się, że obchody trwały dwa dni. Ważnym elementem świętowania było składanie kwiatów pod pomnikiem Tadeusza Rejtana stojącym u zbiegu dzisiejszych ulic Garbarskiej i Basztowej (tuż obok znajduje się Centrum Edukacyjne IPN „Przystanek Historia”). Charakterystyczne, że pomnik zdemontowano w 1946 r., a więc w roku opisywanych wydarzeń.
Po odzyskaniu niepodległości 3 maja było jednym z ważniejszych świąt państwowych. Na pierwszej stronie „Czasu” z 1930 r. umieszczono apel wzywający do upamiętniania tej „najdonioślejszej zmiany ustrojowej przez jaką przeszła dawniejsza Rzeczypospolita”. Najważniejsze uroczystości odbywały się na Błoniach i w kościele Mariackim, domy i witryny sklepów dekorowano flagami, a ulicami przechodziły barwne, biało-czerwone pochody. W czasie niemieckiej okupacji obchody święta ograniczone zostały do murów świątyń i prywatnych mieszkań. Zdarzały się jednak wystąpienia o charakterze publicznym, jak np. malowanie na murach okolicznościowych haseł, złożenie kwiatów na Grobie Nieznanego Żołnierza w 1942 r., czy zatknięcie na kopcu Piłsudskiego biało-czerwonej flagi rok później.
Dramatyczny przebieg
Po zakończeniu wojny Polacy na powrót chcieli obchodzić święto uchwalenia konstytucji. Szybko okazało się to niemożliwe. W 1946 r. komunistyczna władza postanowiła zorganizować uroczystości, ale zgodnie z decyzją Egzekutywy KW PPR w Krakowie z 26 kwietnia, ograniczono je do pomieszczeń zamkniętych. Stosowna decyzja dotarła do starostw dopiero w nocy z 2 na 3 maja. Podobnie jak w przypadku innych rocznic, uruchomiono wówczas machinę propagandową, która przedstawiała rządzących jako duchowych spadkobierców uczestników Sejmu Wielkiego.
Podczas stanu wojennego rozpowszechniano na Rynku Głównym treści antykomunistyczne przy użyciu urządzeń nagłaśniających
Mimo apelów władz Polacy masowo wzięli udział w organizowanych w tym dniu demonstracjach i nabożeństwach. W czasie ich trwania kordony żołnierzy uzbrojonych w ostrą amunicję odcięły ulice wokół Rynku Głównego (podobne środki przedsięwzięto w marcu 1968 r.). Po zakończeniu mszy św. w kościele Mariackim sformowany naprędce pochód udał się w stronę ul. Grodzkiej, a następnie Wiślnej. Podziemny „Orzeł biały” relacjonował, że z budynku KW PPR przy Rynku Głównym 25 wybiegł jakiś członek partii, oddając kilka strzałów w powietrze. W tym czasie z samego budynku strzelono w stronę tłumu. Pierwszą ofiarą był Mieczysław Adamczyk – robotnik, któremu kula przebiła podniebienie tuż po tym jak wykrzykiwał hasła na cześć przywódcy PSL. Po chwilowym rozproszeniu pochód sformował się
na nowo i wśród okrzyków „Niech żyje Polska wolna i niepodległa!”, „Niech żyje Mikołajczyk!”, „Kto Polak - do szeregu!” ruszył ul. Szewską w stronę ul. Karmelickiej. Manifestanci dotarli pod budynek Akademii Górniczej przy al. Mickiewicza, gdzie część z nich została rozproszona przez kawalerię, by następnie zawrócić w stronę Plant.
Uczestnik tamtych wydarzeń, Adam Macedoński, wspominał olbrzymi pochód, który skandował antyreżimowe hasła: „Wilno, Lwów! Wilno, Lwów! Do Polski!”. Podobne okrzyki wydawali mieszkańcy Krakowa, którzy według sprawozdań milicji entuzjastycznie witali kilkutysięczną manifestację. Część demonstrantów udała się pod budynek Zarządu Głównego PSL (ul. Basztowa 17), gdzie przemówił znany działacz stronnictwa, Stanisław Mierzwa. Na skrzyżowaniu ulic Szewskiej i Dunajewskiego doszło do sceny niczym z hollywoodzkiego filmu akcji. Jak relacjonowała podziemna prasa, w tłum wjechały auta ciężarowe, ciężki czołg sowiecki i opancerzony samochód z karabinem maszynowym, który strzelał w powietrze długimi seriami.
Rozkaz pociągnięcia za spust wydał przedstawiciel komunistycznej „elity”, mjr Jan Frey-Bielecki. „Powstałem - powiedział później szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego - i donośnym głosem wezwałem tłum w imieniu prawa do rozejścia się. Odpowiedzią były gwizdy i krzyki. Wtedy wydałem na postrach komendę »W niebo ognia!«”. Po tym jak rozległy się strzały Macedoński odskoczył w bok i zaczął uciekać w stronę Placu Szczepańskiego. „Za sobą słyszałem strzały karabinu maszynowego i straszne krzyki ludzi i piski małych dzieci” - wspominał po latach. Zdaniem Czesława Brzozy akcją dowodził oficer sowiecki, najprawdopodobniej jeden z ówczesnych doradców WUBP. Konspiracyjna prasa zawyżyła liczbę ofiar donosząc, że w tym dniu zabito kilka osób, a ok. dwudziestu było rannych.
Po rozbiciu pochodu przeprowadzono aresztowania manifestantów oraz przeszukano II Dom Studencki (dzisiejszy „Żaczek”). Niektóre szacunki mówią, że dotyczyło to ponad tysiąca osób. Aresztowane studentki mówiły później, że najboleśniejsze wspomnienie z tych dni to były krzyki funkcjonariuszy NKWD podczas zatrzymywania demonstrantów: „ruki wierch - budiem stryłać!”. Po 3 maja rozpoczął się w szkołach i na uczelniach strajk solidarnościowy, co wywołało podobne akcje w innych miastach Polski. W kolejnych tygodniach część aresztowanych skazano na kary pozbawienia wolności. Za młodzieżą wstawił się sędziwy metropolita krakowski, kard. Adam Stefan Sapieha, pisząc do Bolesława Bieruta: „W imię dobra ojczyzny i dla złagodzenia bolesnych skutków zbrojnego uspokajania, proszę najusilniej o wstrzymanie wszelkich kroków represyjnych i umożliwienie wpływania na zupełne uspokojenie ogółu społeczeństwa”. W wyniku presji, absurdalności stawianych zarzutów (np. wydawanie okrzyków na rzecz legalnego PSL) i konieczności realizacji doraźnych interesów władzy, oskarżonych wypuszczono stosunkowo szybko.
Relacjom sądowym towarzyszyła pierwsza na taką skalę propagandowa nagonka na studentów, których - podobnie jak dwadzieścia dwa lata później - oskarżono o sprowokowanie zajść.
3 maja po 1946 r.
Po pamiętnych wydarzeniach 1946 r. władze tłumiły wszelkie próby obchodów 3 maja. 18 stycznia 1951 r. sejm przyjął ustawę o dniach wolnych od pracy, która wyrzuciła to święto z komunistycznego kalendarza. Każdego roku na przełomie kwietnia i maja mobilizowano aparat partyjno-państwowy. „Bezpieka” ogłaszała wówczas stan podwyższonej gotowości i opracowywała plany zabezpieczenia operacyjnego. W różnorodnych przedsiębiorstwach uruchamiano agenturę oraz „kontakty służbowe”, by zapewnić odpowiednią dyscyplinę pracy. Wprowadzano również dłuższą 12-godzinną służbę funkcjonariuszy oraz przygotowywano pododdziały ZOMO do ewentualnych interwencji.
Mimo tych prewencyjnych działań władzy dochodziło na początku maja do wystąpień o charakterze antykomunistycznym. W 1951 r. funkcjonariusze WUBP w Krakowie odnotowali „wrogie” wypowiedzi duchownych, którzy zachęcali do udziału w świętowaniu 3 maja zamiast uczestnictwa w pochodach pierwszomajowych. W tym samym roku rozrzucano z Wawelu ulotki o treści antyreżimowym. Podczas stanu wojennego rozpowszechniano na Rynku Głównym treści antykomunistyczne przy użyciu urządzeń nagłaśniających oraz kolportowano w całym mieście antyrządowe ulotki. W latach osiemdziesiątych w rocznicę uchwalenia konstytucji 3 maja odbywały się na krakowskich ulicach demonstracje, które nierzadko kończyły się brutalnymi starciami z milicją. Podobne sceny obserwowaliśmy w innych miastach Polski.
Pierwszy rozdział tej burzliwej historii obchodów 3 maja w warunkach komunistycznej Polski został zapisany w Krakowie, dokładnie siedemdziesiąt pięć lat temu - w 1946 r.