Rozejm sierpniowy?
„Pierwszą rzeczą, którą muszę zrobić, to pojechać do Rosji i spróbować w jakikolwiek sposób pomóc” – mówi papież w wywiadzie dla agencji Reutersa.
Franciszek powraca do idei podróży do Moskwy nie po raz pierwszy, podobnie do Jana Pawła II i Benedykta XVI, którym na pielgrzymowanie do Rosji nigdy nie zezwolono. Tyle tylko, że kontekst polityczny planów Franciszka jest inny, niźli jego poprzedników. Papież liczy na to, że spotykając się z Putinem przekona władcę Rosji do zatrzymania wojny. I dlatego jak dotąd, mimo ponawianych zaproszeń i próśb płynących z Kijowa, Franciszek ostentacyjnie odmawiał przyjazdu na Ukrainę, argumentując, iż „na to nie czas”. Nie chciał bowiem błogosławić Ukraińców w walce o wolność ich ojczyzny, do której zresztą chyba, jako Argentyńczyk, nie ma wielkiego przekonania. Ale chciał, wzorem wielu dawnych papieży, mediować w imieniu Kościoła w sprawie zaprzestania wojny i skończenia jej okrucieństw.
Jednak ani na Kremlu, ani w prawosławnym Patriarchacie Moskiewskim, Franciszka wcale dotąd nie chciano. To jasne, bo nie chciano i nie zamierzano czynić żadnej przerwy w trwającej inwazji Ukrainy. Plany Franciszka nie podobały się także w Kijowie, gdzie papieski koncept układania się z napastnikiem, zamiast solidaryzowania się z napadniętym, kojarzył się z jakąś pseudo-realistyczną polityką, w wydaniu Macrona, albo Scholza. Ale teraz zaczyna wyglądać na to, że okoliczności się mogą zmieniać, a mediacyjne plany Franciszka zdają się nabierać zaskakująco realnych kształtów. We wspomnianym wywiadzie dla Reutersa, papież po raz pierwszy mówi o swej wyprawie do Moskwy, jako o rzeczy niemal przesądzonej. „Drzwi są teraz otwarte” – mówi papież, dodając, że jego moskiewska podróż mogłaby się dopełnić jakoś krótko po planowanym powrocie z Kanady, skąd Franciszek planowo wraca 30 lipca. Co więcej, również po raz pierwszy papież wyraża intencję „podwójnej wizyty”, czyli najprawdopodobniej z Moskwy chciałby się udać także do Kijowa. W związku z tym publicyści włoscy ukuli już nawet pojęcie „sierpniowego rozejmu”.
Nie trzeba dodawać, że wszystko to brzmi dość sensacyjnie. W końcu rzecz idzie nie tylko o przerwanie wojny, ale także o hipotetyczną pierwszą w historii wizytę głowy Kościoła zachodniego w mateczniku rosyjskiego prawosławia. Franciszek potwierdza teraz także informacje prasy włoskiej, pochodzące z przecieków, wedle których sekretarz stanu kardynał Parolin kontaktuje się z ministrem Ławrowem w sprawie papieskiej mediacji i wizyty. Całkiem możliwe, że Putinowi, który ostatnio odnosi coraz to nowe wojenne zwycięstwa, ale ma już bardzo zmęczoną armię i potrzebuje „pieriedyszki”, wplątanie papieża w inicjatywę rozejmu mogłoby być obecnie na rękę. Tym bardziej, jeśli wiązałoby się z przybyciem papieża do Moskwy, bojkotowanej teraz przez wszystkich przywódców wolnego świata. Jeśliby na Kremlu Putin wraz z Franciszkiem wspólnie zaoferowali Ukrainie przerwanie działań wojennych, prezydent Zieleński znalazłby się w nie lada kłopocie. Zignorowanie wysiłków papieża drastycznie pogorszyłoby reputację i międzynarodową pozycję Ukrainy, narażając ją na coraz silniejszą presję na kapitulację. Zaś zgoda na papiesko-putinowski rozejm oznaczałaby faktyczną zgodę na utratę ¼ terytorium Ukrainy, które już znajduje się pod okupacją. Tak czy owak, nie do pozazdroszczenia jest wybór, któremu sprostać by musiał przywódca Ukrainy.