PZPR też miała swoje taśmy prawdy. Rok 1980 z drugiej strony barykady
Znaczenie województwa katowickiego jest wielkie. Nie może być w Polsce dobrze, jeśli tu jest źle. Kto jest autorem tej opinii? Cóż, gdyby w tej wypowiedzi zamiast województwa katowickiego pojawiło się śląskie, to można by zaryzykować, że równie dobrze takie zdanie mogło paść z ust Donalda Tuska albo Jarosława Kaczyńskiego. Cytat pochodzi jednak z września 1980 roku i jest fragmentem przemówienia towarzysza Stanisława Kani, pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Miejsce akcji? Katowice. Plenum Komitetu Wojewódzkiego. Czas akcji? Bardzo trudny dla towarzyszy. Po sierpniowych strajkach i powstaniu "Solidarności" na chwilę stracili rezon. A przecież katowicka organizacja partyjna była najliczniejsza w kraju. Niemal 400 tysięcy działaczy to była ogromna siła. Tu także był najliczniejszy aparat Służby Bezpieczeństwa i garstka opozycjonistów z Kazimierzem Świtoniem na czele, założycielem pierwszych w PRL Wolnych Związków Zawodowych. Represje były jednak tak duże, że praktycznie organizacja nie prowadziła działalności.
Władzy raz zdobytej nie chciano oddać
- Początkowo po drugiej stronie barykady panował chaos. Władzy raz zdobytej nie chciano oddać. Bo trudno rozstać się z delegacjami do Jugosławii, gdy dieta na dzień wynosiła 14 dolarów, a zarobki miesięczne przeciętnego Kowalskiego sięgały wtedy 25 dolarów. Ciężko było zrezygnować z kursokonferencji w należącym do katowickiej partii hotelu "Bryza" w Juracie - wyjaśnia dr Jakub Kazimierski, autor książki o tym, jak wobec Sierpnia 1980 roku w województwie katowickim zachowała się PZPR. Jeszcze przed wybuchem protestów na Wybrzeżu, w Katowicach pojawił się szef partii Edward Gierek. Wiwatujące na jego cześć tłumy miały pokazać, że trzyma wszystko pod kontrolą. Reszta kraju była wściekła na spolegliwych Ślązaków. Wśród robotników tlił się jednak bunt. W zakładach wybuchały pojedyncze protesty na tle ekonomicznym. Wkrótce wypadki potoczyły się błyskawicznie.
Kochane chłopaki
Wiatr historii wywiał z gabinetów i Gierka, i wszechmocnego katowickiego sekretarza Zdzisława Grudnia, który tłumaczył dymisję dwoma zawałami oraz pylicą, zaś miejsce lidera wojewódzkiego aktywu zajął Andrzej Żabiński, rocznik 1938, przewodniczący Zarządu Głównego Związku Młodzieży Socjalistycznej. - Jego kariera w partyjnej hierarchii była błyskawiczna. Uchodził za wychowanka i ulubieńca Gierka, ale szybko porozumiał się z nową ekipą. Wprawdzie w centrali nie cieszył się przesadnym zaufaniem, ale to on pełnił funkcję "pierwszego" w najistotniejszym momencie - dodaje dr Kazimierski. Taktyka przyjęta przez Żabińskiego była perfidna. Udawał, że fraternizuje się z "Solidarnością", o związkowcach mówił "kochane chłopaki". Był pewny, że poznając smak władzy, szybko się zdeprawują. Sam w geście dobrej woli zlikwidował w komitecie wojewódzkim punkt sprzedaży wędlin i mięsa oraz zalecił "oszczędne używanie samochodów osobowych". Jego prawdziwe intencje szybko jednak wyszły na jaw, gdy "Wolny Związkowiec" ujawnił taśmy prawdy (och, jak ta historia lubi się powtarzać), czyli nagrania z posiedzenia aktywu MO i SB, podczas którego Żabiński określił związki jako wroga. - Trzeba go zaatakować i powoli rozbić, podejmując próby korupcjogenne wobec młodych działaczy - nakazywał Żabiński. - Dzielił on działaczy "S" na przedstawicieli zdrowego nurtu robotniczego oraz ekstremistów. Do pierwszej grupy zaliczał związkowców z Jastrzębia, a do drugiej z Huty Katowice, np. Andrzeja Rozpłochowskiego - mówi dr Kazimierski.
Oni w nas kamieniami...
Do niezależnego związku w szczytowym momencie w województwie katowickim należało 1,5 mln osób, w tym wielu działaczy PZPR. W przedsiębiorstwach partia istniała tylko na papierze. Sporo działaczy odmawiało przyjęcia funkcji sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej i jak narzekał tow. Żabiński, było to zjawisko masowe. Nurt twardogłowych przybierał jednak na sile, co zaowocowało powstaniem Katowickiego Forum Partyjnego. Jego celem była szybka rozprawa z "Solidarnością". Wyrazicielem poglądów typowych dla Forum jest głos górnika Franciszka Bańko z KWK Barbara w Chorzowie, który ubolewał: "Za mało ostro wchodzimy. Oni w nas kamieniami, a my po prostu z chlebem. Chyba nie tędy droga" - zastanawiał się.
PZPR nie była jednak monolitem. W śląskich szeregach pojawili się dość liczni reformatorzy, czyli tzw. struktury poziome, krytycznie nastawione i wypowiadające się na temat Żabińskiego. Nie udało się jednak pokonać pierwszego sekretarza. Kandydat struktur poziomych Jacek Rościszewski, który zadeklarował współpracę z "Solidarnością", przegrał rywalizację. - Żabiński oparł się na starych, zaprawionych w bojach komunistach. Od półrocza 1981 roku "S" i władze partyjne na Górnym Śląsku coraz bardziej zbliżały się do otwartego konfliktu - wyjaśnia dr Kazimierski.
Na pogłębiający się kryzys polityczny nałożyła się fatalna sytuacja gospodarcza województwa. Jeśli podczas sierpniowych strajków protestujący z Lublina domagali się poziomu zaopatrzenia jak na Śląsku, to w miarę upływu czasu zaczęło w województwie katowickim brakować niemal wszystkiego. I Żabiński, i przewodniczący śląsko-dąbrowskiej "S" Leszek Waliszewski wprost mówili o braku żywności. Z centrali natomiast wciąż szły żądania o zwiększenie wydobycia i płynęły słowa tow. Kani: "Praca górnika jest dziś potrzebna krajowi bardziej niż kiedykolwiek". Trwał spór o wolne soboty w kopalniach, którym nie sprzyjali partyjni notable. Pracowników usiłowano zachęcić do pracy specjalnymi dodatkami pieniężnymi.
Kurs Żabińskiego coraz bardziej się wyostrzał. Parł do konfrontacji, agitował przeciwko gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu, który obalił Kanię i przejął pełnię władzy. "Szpiedzy" generała donosili, że w Katowicach "urabia się opinię, iż tow. Jaruzelski wywodzi się ze szkoły jezuickiej, jest człowiekiem mało ofensywnym, tolerującym Solidarność". Podejrzewano Żabińskiego, że chce ustanowić nad Śląskiem "protektorat radziecko-niemiecko-czeski", co "pachniało zdradą państwa", a nawet spiskiem.
Zaufany Jaruzelskiego
- Województwem kierowali coraz bardziej wojskowi. Żabińskiego marginalizowano, w końcu padł postulat o natychmiastowym odsunięciu go od funkcji - wyjaśnia dr Kazimierski. Ostatecznie wylądował miękko w ambasadzie na Węgrzech, ale zmarł w wieku zaledwie 50 lat. Krążyły pogłoski, że jest alkoholikiem, co miało wpływ na jego trudno zrozumiałe decyzje. Na czele partii w województwie stanął zaufany Jaruzelskiego - Zbigniew Messner, ale praktycznie rządził wojewoda-generał Roman Paszkowski. Po masakrze na kopalni Wujek, internowaniu do końca grudnia 1981 roku ponad tysiąca związkowców śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" - jak czytamy w partyjnych dokumentach opublikowanych przez dr. Kazimierskiego - "sytuacja ulegała stabilizacji".
Kontakty z CIA
Do przedsiębiorstw, gdzie szczególnie silna była "Solidarność", skierowano dodatkowe grupy partyjnych aktywistów. Nie odnotowano jednak dopływu członków do PZPR. Chwalono się wzrostem składek, ale były one obowiązkowo odcinane od pensji. Messner był jednak zadowolony: "Partia steruje i stoi na czele odnowy kraju" - perorował i namawiał do "konsekwentnej walki z przeciwnikiem". Opisując sytuację społeczno-polityczną w 1982 roku pracownik Wydziału Organizacyjnego KW PZPR odnotowywał: "Zmęczone społeczeństwo jest apolityczne i popada w apatię". Propaganda zajęła się "demaskowaniem" liderów "S". Pisano o "szpiegowskim rozpoznaniu w Hucie Katowice", a Rozpłochowskiego oskarżono o kontakty z CIA. Były przywódca Komitetu Strajkowego z Jastrzębia, Jarosław Sienkiewicz, który przeszedł na stronę partii, poparł publicznie decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego. - Ale PZPR nigdy już jednak nie odbudowała swoich aktywów - mówi Kazimierski.