Przybił piątkę z Gortatem!
Skromny, poukładany czternastolatek, który wie czego chce. Norbert Maciejak, zawodnik Chromika Żary, wygrał camp Marcina Gortata i w nagrodę odwiedził go w Waszyngtonie.
Jak zaczęła się twoja przygoda z tym sportem?
Pasją do koszykówki zaraził mnie wujek. Od samego początku sprawiało mi to ogromną radość. Później pojechałem na obóz i uświadomiłem sobie, że chcę zacząć trenować.
Ile miałeś wtedy lat?
Byłem dziewięciolatkiem. Zacząłem bawić się piłką u wujka na podwórku. Jest on trenerem i gra jeszcze w trzeciej lidze.
W twoim przypadku można powiedzieć, do czterech razy sztuka. Wygrałeś camp Marcina Gortata właśnie za czwartym podejściem.
Całe szczęście, że w końcu się udało. Czekałem na to bardzo długo. Jestem zadowolony, że przy okazji, mogłem zobaczyć trochę świata.
Jak znalazłeś się na campie?
Siedziałem w domu i wujek zapytał się mnie, czy nie chciałbym pojechać na Gortat Camp i pokazać się przed większą publicznością. Postanowiłem spróbować. Wybrałem się tam z mamą i tak się wszystko zaczęło.
To musi być bardzo miłe uczucie, kiedy tak wielki koszykarz życzy ci wygranej.
No tak. Fajnie było jak wygrałem turniej w Piasecznie i Marcin wtedy powiedział: - Patrzcie na niego, bo kiedyś być może będzie to przyszły reprezentant Polski.
Jak się czułeś, występując przed publicznością w ogromnej krakowskiej hali?
Najpierw wygrałem eliminacje. Wtedy obyło się bez stresu, ponieważ kibice jeszcze nie przyszli. Dostałem się do głównego finału, razem z dwójką pozostałych osób. Działo się to w przerwie meczu Gortat Team kontra Wojsko Polskie. Na halę przyszło bardzo dużo ludzi. Stresik był spory.
Miałeś okazje poznać też innych sportowców?
Tak. Spotkałem Mariusza Wlazłego, a także inne osoby dobrze znane z telewizji. Byli to Krzysztof „Jankes” Jankowski czy Maciek Musiał.
Główną nagrodą był wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Chyba będziesz go długo wspominał?
Nigdy tego nie zapomnę. Spędziliśmy cztery dni w Waszyngtonie. Sama podróż trwała bardzo długo. Nie był to mój pierwszy lot, ale na pewno najbardziej męczący.
Jakie atrakcje przygotowali dla was organizatorzy?
Przez większość czasu zwiedzaliśmy. Byliśmy też na meczu NBA: Washington Wizards – Houston Rockets. Dzień wcześniej mogliśmy zobaczyć szatnie zawodników, studio telewizyjne, gabinet masażysty, siłownię, halę treningową i strefę, gdzie spotkanie oglądają żony koszykarzy.
Miałeś okazje poznać innych koszykarzy Wizards?
Niestety nie było takiej możliwości. Jedynie przed meczem, blisko mnie rzucał John Wall. Cały czas robiłem mu zdjęcia. Miał słuchawki na uszach i nie zwracał na nic uwagi.
James Harden zrobił na tobie duże wrażenie?
Mama nagrywała go kiedy rzucał. Bardzo fajnie zobaczyć taką gwiazdę na żywo.
Koledzy z drużyny zazdrościli wyjazdu?
Zazdrościli. Wydaje mi się, że aż za bardzo.
Dlaczego?
Dochodziło do częstych kłótni między nami, dokuczali mi. Koledzy z klasy gratulowali, a kumple z drużyny zazdrościli, że będę w Stanach i zobaczę mecz NBA. To jest chyba marzenie każdego, kto trenuje koszykówkę.
Jaki prywatnie jest Marcin Gortat?
Nie miałem okazji porozmawiać z nim indywidualnie. Podczas obiadu mogliśmy się go zapytać o co chcieliśmy, opowiadał nam różne ciekawostki i śmieszne anegdoty. Bardzo pozytywny człowiek.
Będąc w Stanach pomyślałeś sobie: fajnie byłoby tu jeszcze wrócić?
Oczywiście, że tak. Chciałoby się tam zostać, ale do tego bardzo daleka droga.
Koszykówka jest całym twoim życiem?
Ciągle podnoszę sobie poprzeczkę i coraz mocniej trenuję. Stawiam sobie własne cele i chcę je realizować.
Grasz na pozycji rozgrywającego. Masz swojego idola?
Tak. Jest nim Kyrie Irving. Trzy dni po naszym wyjeździe, Waszyngton grał z Cleveland, gdzie grał mój ulubiony zawodnik. Szkoda, bo przy ustalaniu terminu, liczyłem na to, że uda się zostać na ten mecz. Niestety, nie dało rady.
Śledzisz wyniki Stelmetu BC Zielona Góra? Podpatrujesz może Łukasza Koszarka, chyba najlepszego polskiego rozgrywającego?
Jestem na bieżąco i w miarę możliwości staram się jeździć na mecze. Ostatnio mama o 16:00 mówi do mnie: - Mam bilety, jedziemy na Stelmet. Zaczynali grać o 18:30. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy. Nie pierwszy raz się tak zdarzyło.
Czujesz duże wsparcie rodziny w tym co robisz?
Wszyscy bardzo mi pomagają. Tutaj dziadek załatwi treningi indywidualne czy siłownię, mama zabierze na mecz, siostra mi zawsze kibicuje. Ich obecność jest dla mnie niezwykle ważna.
Dzięki temu jest ci znacznie łatwiej?
Myślę, że rodzina mnie nigdy nie zawiedzie. Bardzo mocno wspiera mnie siostra. Jest na każdym meczu. Niedawno byliśmy na drugim krańcu Polski w Giżycku i ona pojechała nawet tam.
Przez dużą liczbę treningów nie masz problemów z nauką?
Zdarzają się trudne momenty, ale jakoś sobie radzę. Nie chcę zaniedbać szkoły przez mecze.
Jaka atmosfera panuje w Chromiku?
Mamy świetnych trenerów, czasami ćwiczymy siedem razy w tygodniu. Cieszę się, bo czym więcej zajęć, tym lepiej. Są one zróżnicowane: crossfit, siłownia, basen i praca z fizjoterapeutą. Wyjeżdżamy również na obozy. Nie mogę na nic narzekać.
Czujesz, że w Żarach możesz się cały czas rozwijać?
Klub stwarza nam niesamowite możliwości. Jeździmy na międzynarodowe zawody, gdzie możemy skonfrontować swoje siły z innymi drużynami. Jak to w zespole, pojawiają się też spory, ale jest to nieuniknione. Ważne, że potem zawsze się godzimy.
Czujesz już, że swoją przyszłość chcesz związać z koszykówką?
Ani na chwilę nie myślę o czymś innym, niż o baskecie. Wstaję w nocy i oglądam NBA. Staram się podpatrywać najlepszych. Postawiłem sobie wysoki cel.
Jaki?
Oczywiście, chciałbym kiedyś trafić do najlepszej ligi świata. Do tego bardzo daleka droga i wiele ciężkiej pracy przede mną. Jeżeli się nie uda, to dalej chciałbym być związany z koszykówką. Podoba mi się rola trenera.
Mamy okres świąteczny. Musisz uważać na to co jesz, czy jeszcze możesz sobie pozwolić na więcej?
Menedżer Chromika zainteresował się mną i chce wprowadzić dietę. Poza tym nie lubię wigilijnych potraw. Coś zjem, ale nie przepadam za objadaniem się przy stole.