Przedmioty, które za naszego życia wyszły z użycia

Czytaj dalej
Fot. Jaroslaw Pruss
Iwona Kłopocka-Marcjasz iklopocka@nto.pl

Przedmioty, które za naszego życia wyszły z użycia

Iwona Kłopocka-Marcjasz iklopocka@nto.pl

Ostatnie osoby, które pisać uczyły się jeszcze piórem ze stalówką maczaną w kałamarzu, zbliżają się do emerytury. Te rzeczy, niegdyś powszechne, na emeryturze są od dawna

Siedmioletnia Maja spod Opola czyta „Plastusiowy pamiętnik”, pierwszą szkolną lekturę. Maja czyta z babcią, bo nawet jej mama już nie potrafi tego przetłumaczyć z polskiego na nasze.

- Drewniany piórnik? - dziwi się dziecko - jak to drewniany? Ale to jeszcze nic. Co to jest stalówka, co to kałamarz, bibuła? Babci Basi, która sama była 7-latką pod koniec lat 60. XX wieku, łzy się kręcą ze wzruszenia. Pierwsze w życiu litery kreśliła stalówką, czyli cienkim, rozdwojonym na końcu ostrzem, umocowanym w obsadce i maczanym w ciekłym atramencie. Stalówka była następczynią stosowanych przez całe wieki piór gęsich. Pióra złożone z obsadki i stalówki weszły do użycia na przełomie XVIII i XIX w. i przetrwały sto kilkadziesiąt lat.

- W moim dzieciństwie dominowały dwa kolory. Ręce uwalane były atramentem, a kolana pomazane dezynfekującą zielonką - śmieje się Barbara Olejarczyk. - Za kleksa w zeszycie dostawało się uwagę.

- Babciu, co to są kleksy? - przerywa Maja.

Do wczesnego Gierka zeszyty pierwszaków usiane były atramentowymi plamami. Wystarczyło nieostrożnie przenosić pióro po zanurzeniu stalówki w kałamarzu. To naczynie na atrament pojawiło się w użyciu, kiedy tylko ludzie nauczyli się pisać piórem i stosowane było powszechnie aż do wynalezienia pióra wiecznego. W szkołach były to szklane, niezakręcane słoiczki. Dla zabezpieczenia przed rozlewaniem atramentu w blatach szkolnych stolików (wtedy jeszcze łączonych w całość z ławką) wycinano okrągły otwór o średnicy 45 mm, do którego wkładano kałamarz. Takie ławki w szkołach Opola służyły do końca lat 60.

Rozmazywaniu się atramentu zapobiegało stosowanie bibuły. To cienki papier - biały, różowy lub niebieski - o dużych właściwościach chłonnych. Przycięty do rozmiarów kartki zeszytowej był podstawowym wyposażeniem każdego ucznia.

Na początku lat 70. największym szkolnym szpanem było posiadanie czterokolorowego długopisu. Z długopisami szkoła początkowo walczyła, twierdząc, że psują charakter, nie tylko pisma. Szkoła przymuszała do wiecznych piór, których obsługa wymagała pewnego namaszczenia i staranności.

Wieczne pióro powstało wcześniej niż ołówek. W 1922 roku Howard Carter odnalazł w grobowcu Tutenchamona pierwsze narzędzie pisarskie, które bardzo je przypominało. Była to zaostrzona z jednej strony trzcinowa rurka umieszczona w miedzianej oprawce z atramentem. Projekty przyrządów pisarskich z zapasem atramentu pojawiły się w 1508 roku w pracach Leonarda da Vinci. 200 lat później pierwsze pióro pozwalające pisać nieprzerwanie przez dłuższy czas pojawiło się w Wersalu za sprawą Nicolasa Biona, nadwornego inżyniera Króla Słońce. Maszynowo wieczne pióra zaczęto produkować w 1822 roku, gdy Adam Mickiewicz ogłosił swe „Ballady i romanse”. 60 lat później Waterman opracował „zasilanie kanalikowe”, które zapobiegało robieniu kleksów, a Parker - specjalny system uniemożliwiający samorzutne ściekanie atramentu ze stalówki.

Najdroższe pióro świata (125 tysięcy dolarów) wyprodukowała firma Montblanc. Cacko, zrobione ze szczerego złota, pokryte zostało w całości malutkimi brylantami. Jest ich tyle, ile metrów nad poziomem morza wznosi się szczyt Alp. - Pióro zmieniło swój charakter. Z narzędzia pracy przekształciło się w przedmiot luksusowy. Pod naporem wszelkiego rodzaju długopisów, cienkopisów, piór żelowych, producenci piór wiecznych z przedmiotu użytku codziennego uczynili obiekty pożądania, dostępne dla zamożnych, wrażliwych na piękno i przywiązanych do tradycji - podkreśla Rafał Dębowski, adwokat, członek Polskiego Klubu Miłośników i Kolekcjonerów Piór.

Piętnujący absurdy biurokracji Franz Kafka powiedział, że „kajdany udręczonej ludzkości są z papieru kancelaryjnego”. Kiedyś pisało się na nim wszelkie urzędowe podania i pisma. Służył też za jednostkę miary szkolnych wypracowań z języka polskiego: „Napisz na trzy strony papieru kancelaryjnego”.

Dziś papier kancelaryjny jest w odwrocie, ale nie zniknął zupełnie. Na forum internetowym młoda mama apeluje: „Pomocy, dziewczyny! Piszę odwołanie do przedszkola i nie zmieści się ono na jednej stronie papieru kancelaryjnego. Gdzie mam kontynuować?”. Życzliwa odpowiedź: „Nie dziwię się, że ci dziecka nie przyjęli, jak taka nieogarnięta jesteś. Napisz na kompie, drukuj dwustronnie i podpisz”. - Nie przypominam sobie w ostatnich latach, by ktoś przyniósł podanie na papierze kancelaryjnym - mówi Zofia Grabarek, opolska urzędniczka.

Tak jak kasta petentów przestała używać tego papieru, tak kasta biuralistów odwykła od maszyn do pisania. Kiedyś przez wszystkie urzędy niósł się charakterystyczny stukot klawiatury i odgłos przesuwania wałka zakończony dzwoneczkiem. - Dziś maszyny mechaniczne i taśmy barwiące kupują najczęściej starsi ludzie, którzy nie chcą lub nie umieją korzystać z komputerów. Mieliśmy też zamówienia z kół łowieckich i agencji celnych. Te ostatnie używają maszyn do wypełniania druków, gdzie konieczne jest uzyskanie kopii przez przebitkę - mówi Joanna Bartoszek, współwłaścicielka firmy Biuro-Tech z Lublina, największego w Polsce sklepu z maszynami do pisania. Firma handluje zarówno starymi maszynami, jak i nowymi. Na rynku pozostał już tylko jeden producent z jednym modelem maszyny elektronicznej - niemiecki Triumph Adler. Taka maszyna kosztuje 1,5 tys. zł.

Z biur zniknęły też kalki i ołówki kopiowe. Młody internet pyta „a co to takiego?”. Kalka kopiująca to papier powleczony z jednej strony tuszem lub pigmentem zmieszanym z woskiem, służący do jednoczesnego sporządzania wielu kopii tekstu. Wymyślona została w 1806, a od 1871 produkowana masowo i przez kolejnych ponad 100 lat stanowiła podstawowy artykuł w każdym biurze. Wyparła ją kserokopiarka (w Polsce w latach 90. XX wieku).

W dawnych czasach urzędnika można było rozpoznać po fioletowych ustach - od ślinienia ołówka kopiowego, zwanego też chemicznym. Rdzeń ołówka zrobiony był ze ścieralnej glinki, nasączonej barwnikiem rozpuszczalnym w wodzie, np. fioletem metylowym. Ponieważ jego śladu nie dawało się zetrzeć gumką, używany był - nim popularny stał się długopis - do wypełniania np. dokumentów finansowych. Określenie „kopiowy” pochodzi stąd, że dokument zapisany takim ołówkiem można było skopiować (uzyskując obraz w lustrzanym odbiciu) przy użyciu specjalnej wilgotnej bibuły i prasy - dzięki temu można było na przykład przechowywać kopie wysyłanej korespondencji.

W sieci można obejrzeć zabawny filmik, pokazujący reakcje współczesnych amerykańskich dzieci na widok telefonu tarczowego. Są na tyle bystre, by domyślić się, że to coś służy do dzwonienia, ale z samą operacją już sobie nie radzą. Paluszki nawykłe do klawiatury i ekranów dotykowych z trudem kręcą tarczą, a młode główki nie rozumieją sensu wkładania palca w otworki, podpisane kolejnymi cyframi.

Notabene reagują tak samo jak ich prapradziadkowie, gdy połączenia przestała realizować miła pani z centrali telefonicznej, a bakelitowy cud techniki trzeba było obsłużyć samemu. Amerykańscy operatorzy telefoniczni robili instruktażowe filmy, pokazywane w kinach, jako część seansu filmowego. Siedmiominutowy film z 1927 roku szczegółowo pokazuje, jak dzwonić: „Najpierw znajdź właściwy numer w książce telefonicznej… Uwaga: kreski nie wykręcamy!”. Stary telefon przetrwał w muzeach techniki, w zwrocie „wykręcić numer” i pamiętnym dzwonku (kiedyś, młody Czytelniku, wszystkie telefony wydawały ten sam jednoznacznie rozpoznawalny dźwięk).

Autor: Iwona Kłopocka-Marcjasz

Iwona Kłopocka-Marcjasz iklopocka@nto.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.