To miało być zwykłe wyjście do klubu na krakowskim Kazimierzu, ale dla Moniki skończyło się fatalnie. Miły pan, który stawiał jej drinki, był w przeszłości karany za gwałt. Poznanej w knajpie 19-latki też nie oszczędził.
Monika do końca nie jest pewna, jaki był rozwój wypadków tamtego feralnego dnia. Pamięta wizytę w lokalu, interesującą rozmowę z 52-latkiem, który nie był nachalny, zaczepny czy agresywny. Nie wyklucza, że dlatego zgodziła się pójść do jego mieszkania w styczniowy wieczór tego roku. A może zawlókł ją tam siłą? Nie jest pewna.
Potem nie kontrolowała sytuacji, stan upojenia alkoholem był na tyle duży, że nie mogła się obronić, kiedy gospodarz mieszkania zaczął ją gwałcić. Następnego dnia rano zgłosiła w komisariacie na ul. Lubicz, że została wykorzystana seksualnie przez nieznanego mężczyznę.
Po kilku dniach Jan R. został zatrzymany i aresztowany. Za gwałt odpowie w warunkach recydywy. Grozi mu 15 lat więzienia. Śledztwo cały czas toczy się w krakowskiej prokuraturze.
Gwałt przed laty
Można zaryzykować twierdzenie, że 19-latka miała i tak więcej szczęścia niż Ukrainka, którą Jan R. 16 lat temu potraktował w mało elegancki sposób. To bardzo łagodne określenie tego, co zrobił, bo sześć godzin gwałcił swoją ofiarę w opuszczonej budzie na obrzeżach miasta.
Przyszły gwałciciel urodził się w Miechowie, a mieszkał w Szczepanowicach pod Krakowem. Sąsiedzi mieli o nim dobre zdanie. Lubiany, nie awanturował się, pomagał innym, gdy była taka potrzeba. Wzbudzał zaufanie. Galyna S. była w Polsce od dwóch miesięcy i ściągnęła córkę Tatianę z Ukrainy. Potrzebowały gotówki, niestety, trafiły na drania, który oczarował je swoją ofertą. Mówił, że za dzień przy zbiorze truskawek daje 50 zł. Zgodził się wziąć tylko Tatianę, bo twierdził, że już wcześniej zatrudnił dwie Polki i jedną Ukrainkę.
Obiecywał robotę przez 2-3 tygodnie, nocleg, wyżywienie. Tatiana będzie mogła, tak zapewniał, jeździć w weekendy do matki. Przedstawił się jako Andrzej B., kiedy Galyna chciała, by pokazał swój dowód osobisty wykręcił się, że go nie ma przy sobie. Podał za to numer telefonu do miejscowości Stare Słomniki. Ukrainki naiwnie uwierzyły, że da im zarobić.
Czytaj więcej:
- Była naga, kiedy zobaczyła w oddali pracującą parę osób i dobiegała do nich z krzykiem.
- Czy krakowski sąd uwierzył w wersję pokrzywdzonej?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień