Prokurator: Przypiął chorego syna łańcuchem do bramy
Sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu mieszkańca wsi pod Chełmem. Śledczy zarzucają mu, że od lat znęcał się nad dwoma synami i żoną.
- To była taka spokojna rodzina. Nic nie wskazywało, że dochodzi tam do takich strasznych scen - mówią zszokowani mieszkańcy wsi w gm. Rejowiec Fabryczny, w pow. chełmskim. Według śledczych, od lat dochodziło tam do przemocy.
- Podejrzewamy, że ojciec kilkakrotnie więził na łańcuchu swojego 4-letniego syna - poinformował Jerzy Ziarkiewicz, szef Prokuratury Okręgowej w Zamościu, która właśnie wszczęła śledztwo w tej bulwersującej sprawie. 33-latek został zatrzymany w ubiegły piątek.
- Dostaliśmy z GOPS potwierdzoną dowodami informację, że rodzina ma założoną niebieską kartę, bo mężczyzna przywiązywał łańcuchem swojego syna do bramy. Z tego powodu nasi funkcjonariusze aresztowali 33-latka - potwierdza Ewa Czyż z KMP w Chełmie.
Rodzina od kilku lat korzystała z pomocy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rejowcu Fabrycznym, skąd pobierała zasiłki oraz świadczenia 500+.
- 19 lipca br. przyszła do nas matka trójki dzieci, która przyniosła ze sobą fotografię, na której widać było, że jej mąż przywiązał ich 4-letniego synka łańcuchem do bramy na podwórku. Postanowiliśmy założyć rodzinie niebieską kartę. Dzięki temu o sprawie dowiedziały się prokuratura oraz policja, która zatrzymała ojca rodziny - relacjonuje Beata Dendera, kierownik GOPS w Rejowcu Fabrycznym.
Kiedy miało dojść do znęcania się nad 4-latkiem?
- Z naszych danych wynika, że najprawdopodobniej pod koniec czerwca - precyzuje pani kierownik.
33-latek został aresztowany i usłyszał prokuratorskie zarzuty. Jakie?
- Że od 2013 roku ze szczególną okrutnością znęcał się nad członkami rodziny, a przywiązując 4-letniego synka, który jest dodatkowo chory na epilepsję, bezpośrednio przyczynił się do zagrożenia jego życia - tłumaczy prokurator Jerzy Ziarkiewicz i dodaje, że przypięcie dziecka łańcuchem do bramy nie było jedynie jednorazowym zdarzeniem.
- Wiemy przynajmniej o jeszcze jednym takim przypadku. Dodatkowo mężczyzna miał przez lata znęcać się nad synami, szarpać dzieci, bić, zadawać im ciosy, wyzywać. Ustaliliśmy, że ofiarą przemocy była także żona 33-latka - wyjaśnia Ziarkiewicz.
Kierownik GOPS podkreśla, że do ośrodka nie trafiały wcześniej żadne niepokojące sygnały.
- Ani od członków rodziny, ani od sąsiadów. Zareagowaliśmy natychmiast, gdy zgłosiła się do nas matka chłopca - tłumaczy. - Na łańcuchu nie powinno się trzymać psa, a co dopiero małego dziecka - oburza się Beata Dendera.
33-latek przyznał się do przywiązania syna, jednak zaprzeczył, by znęcał się nad rodziną.
- Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlatego przywiązał dziecko łańcuchem. Zrobił to bez powodu - wyjaśnia Ziarkiewicz.
33-latek (bezrobotny rolnik) najbliższe trzy miesiące spędzi za kratami. Grozi mu nawet 10 lat więzienia.
Mieszkańcy Wólki Kańskiej niechętnie mówią o tej rodzinie. Nawet ksiądz z pobliskiej parafii stwierdził, że niewiele o nich wie, bo „jest tu nowy, a ludzkiego gadania nie chce komentować, by kogoś nie skrzywdzić”.
- Wszyscy mieszkali u matki tego mężczyzny, która przed laty wyjechała do Włoch i stamtąd praktycznie utrzymywała całą rodzinę. Ani ojciec, ani matka dzieci nie pracują - opowiada nam Zuzanna Kądziela, sołtys Wólki Kańskiej. I precyzuje, że oprócz czterolatka, mężczyzna miał jeszcze jednego syna, który niedawno poszedł do szkoły oraz roczną córeczkę.
- To wspaniałe dzieciaki. Nie wierzę w to, co mówią we wsi. Widziałam na własne oczy, jak on starszego z chłopców za rączkę prowadzał do szkoły. To była spokojna rodzina, żadnych, awantur, policyjnych interwencji. Aż do ostatniego piątku... - zawiesza głos inna z mieszkanek wsi pod Rejowcem Fabrycznym.
To nie wyjątek
W ostatnich dniach całą Polskę poruszyła gehenna, jaką przechodziło rodzeństwo z Rzeszowa. W poniedziałek zarzut zabójstwa półrocznego chłopca i znęcania się nad jego 2,5-letnią siostrzyczką usłyszał znajomy rodziców dzieci.
Mężczyzna miał prowokować sytuacje, by zostawać sam na sam z dziećmi i gdy nikt nie widział szarpał je, dusił, bił. Półroczny chłopiec zmarł od licznych obrażeń główki.
- Z własnego doświadczenia wiem, że niektórzy rodzice są bezradni, bo często brakuje im podstawowych umiejętności wychowawczych, a stawiają sobie za wysoką poprzeczkę. Niezaradni rodzice potrzebują pomocy z zewnątrz - komentuje ostatnie wydarzenia Monika Semczuk-Sołek z Ośrodka Psychoterapii Integratywnej w Zamościu.
- Nie wierzę, że w opisanych przypadkach nikt z otoczenia, sąsiadów wcześniej nie zauważył dramatu dzieci - dodaje.