Profesor Miodek: Co dalej z keczupem?

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Hołod
Profesor Jan Miodek

Profesor Miodek: Co dalej z keczupem?

Profesor Jan Miodek

Spośród wszystkich doskonałych monologów - parodii moich wykładów, w których specjalizuje się od lat Łukasz Rybarski z Kabaretu pod Wyrwigroszem, największą radość sprawia moim wnukom ten, w którym utalentowany aktor zastanawia się, zasilając tę refleksję odpowiednią gestykulacją, dlaczego - wkraczając na obszar kulinarnych podstaw słowotwórczych - można się do kogoś przychrzanić, można komuś przypieprzyć lub przysolić, ale nie można nikomu przykeczupić czy przykeczapić. Nietrudno się domyślić, że największą radość sprawia wszystkim, nie tylko moim wnukom, ostatnia forma - z samogłoską „a”. Ja zaś, pokładając się z innymi ze śmiechu, nie mogę nie widzieć w tym brzmieniowym żarcie poważniejszego problemu, związanego ze sposobem przyjmowania do języka wyrazów obcych.

Przez wieki, gdy obce formy docierały do nas za pośrednictwem pisma, utrwalały się one częściej w wersji graficznej: impas, notes, bilet, kabotyn, kowboj, Niagara, Waszyngton, Gwinea (a nie „empas”, „not”, „bije”, „kabotę”, „kauboj”, „najagre”, „waszinten”, „gini”). Business jeszcze 100 lat temu odczytywano literowo „busines”! 50 lat temu - obok Bitelsów żywot pełnoprawnego wariantu wiedli Bitlesi nawiązujący do zapisanej nazwy The Beatles. Klub jest ciągle klubem w starych połączeniach typu Łódzki Klub Sportowy, Górniczy Klub Sportowy, Klub Prasy i Książki, ale w nowszych pojawia się już „klab”, np. „biznes center klab”, „klabing” - tak jak pub stał się od razu w wymowie „pabem”, business od dawna jest biznesem (i tak go też częściej zapisujemy), a niektórzy rodacy chcą być tak fonetycznie autentyczni, że w ich ustach pojawia się „byznes”, Bitlesi przegrali z wariantem akustycznym Bitelsi, a indiańską z pochodzenia nazwę Chicago coraz więcej osób wymawia „Szikago” - jak na zasadzie wyjątku, bo na sposób francuski, czynią to mieszkańcy Stanów Zjednoczonych. Wariant „Czikago” - bliższy mi od dzieciństwa - jest dopuszczalny, ale wyraźnie się cofa.

Przez wieki, gdy obce formy docierały do nas za pośrednictwem pisma, utrwalały się one częściej w wersji graficznej: impas, notes, bilet, kabotyn, kowboj, Niagara...

...Waszyngton, Gwinea (a nie „empas”, „not”, „bije”, „kabotę”, „kauboj”, „najagre”, „waszinten”, „gini”)

Kierunek ewolucji jest bowiem aż nadto wyraźny: coraz lepsza znajomość języków obcych, podróże, kontakty ze światem, elektroniczne środki przekazu sprawiają, że przybywa zapożyczeń akustycznych, mniej lub bardziej zbliżonych do fonetycznego oryginału. Ja - do końca życia będę mówił o „keczupie”, jak zresztą zalecają wydawnictwa poprawnościowe. „Keczap” jeszcze 30-40 lat temu odbierałbym jako formę brzmiącą snobistycznie, pretensjonalnie. Dziś już tak o nim nie myślę, owszem - nie wykluczam, że w przyszłości może się on stać pełnoprawnym wariantem „keczupu”, a może go nawet kiedyś wyprzeć. Zachowania najmłodszych Polaków w tym względzie dają mi wiele do myślenia i podpowiadają takie prognozy.

Profesor Jan Miodek

Komentarze

4
Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

eugen

chętnie zgłosiłbym Panu Profesorowi, ale nie znam adresu mailowego, czy też innego sposobu kontaktu. Zauważyłem, że utytułowani językoznawcy jak prof. Miodek często imają się dość drobnych zagadnień językowych, natomiast zupełnie ignorują problemy z zakresu kultury języka. Do takich należy coraz większe ubóstwo słownictwa używanego przez dziennikarzy i prymitywizacja języka z powodu nadmiernego przywiązania z ich strony do słów-kluczy. Takim popularnym słowem-kluczem jest słowo "wpadka", które bez powodu zastępuje i wypiera mnóstwo innych polskich słów. Zrobiło ono ogromną karierę. Nie ma już w słownictwie dziennikarzy „pomyłek”, „niezręczności”, „niegrzeczności”, „nieuprzejmości”, „nieudolności”, „nieuwagi” i wielu innych słów z przyrostkiem „nie”, a także słów „faux pas”, „gafa”, „potknięcie”. Wszystkie te wyrazy i wiele innych zostały zastapione słowem „wpadka”. To uniwersalne słowo najczęściej nie jest adekwatne do sytuacji. Poza tym jest ono brzydkie, prymitywne, kaleczące i spłaszczające polską mowę. Tym niemniej z bezradności, po części z lenistwa mamy powszechną zgodę na ten paskudny językowy proceder. Wpadką nazywa sie u nas niefortunne zabrudzenie sie podczas śniadania na cześć gości zagranicznych, jak i podjęcie kontrowersyjnej decyzji, co do kierunku polityki gospodarczej lub zagranicznej. Przecież to jawne barbarzyństwo. Podobnych problemów językowych, które mógłbym zgłosić profesorowi Miodkowi jest dużo więcej.

Hahaha

Co z lustracją?

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.