Precyzja, determinacja i 10 miesięcy pracy
Dziesięć miesięcy, około 700 godzin pracy, głównie wieczorami. W efekcie powstało dzieło ważące około 20 kilogramów. Aż trudno uwierzyć, że cudo wykonane z taką precyzją zbudował człowiek, który – jak twierdzi – nie ma żadnego doświadczenia modelarskiego. A makieta kościoła pw. św. Michała Archanioła powstawała w garażu.
Skąd pomysł, by urzeczywistnić swoją wizję? - W zasadzie to wynika z mojej pasji i zainteresowania architekturą. Nie miałem i nadal nie mam żadnego doświadczenia modelarskiego, ale jest tyle technik i technologii, że postanowiłem spróbować. Miałem pewną wizję, którą starałem się urzeczywistnić. Znajomość programu graficznego ułatwiła mi pracę, bo w zasadzie projektowanie zajmuje bardzo dużo czasu. Mam około 100 rysunków w formacie A3, które następnie były wycinane laserem, bądź ręcznie – wyjaśnia Artur Jocz, autor makiety kościoła.
Do wykonania makiety użyto sklejki modelarskiej różnej grubości oraz płyty PCV. Początkowy zamysł zmienił się bardzo szybko. – Zależało mi, by stworzyć bryłę zewnętrzną, a w środku miała znajdować się tylko delikatnie zarysowana architektura. Wydało mi się jednak to zbyt niepełne i zacząłem dodawać kolejne elementy. Ławki, ołtarze, drogę krzyżową. Długo wstrzymywałem się z amboną, myślałem, że nie podołam, ale w końcu się udało i wtedy makieta nabrała pełnego kształtu. Oczywiście to tylko sugestia, a nie wierne odzwierciedlenie – dodaje Artur Jocz.
Dlaczego świebodziński kościół? Pan Artur podkreśla, że to nasza perełka, a podejmując decyzję o budowie makiety, zupełnie nie miał problemu z wyborem obiektu. To było wyzwanie, którego szukał w swojej pracy – wymagało zaangażowano, gdyż sam budynek nie jest tak oczywistym, jak inne budowle.
Zadanie było jednak bardzo trudne, więc niemal od samego początku pojawiały się chwile zwątpienia. - Gdy dokładnie obejrzałem kościół, dopiero zobaczyłem jak ta konstrukcja jest skomplikowana. Bryła jest nieregularna, ma dużo dobudówek, różnorakich kształtów. W pierwszej chwili zwątpienia zastanawiałem się też, czy dla satysfakcji nie wykonać samego frontu na zasadzie przestrzennej elewacji przypominającej obraz – wspomina autor makiety. Na szczęście nie zrezygnował, a po skompletowaniu rzetelnej dokumentacji fotograficznej, zabrał się do działania. Jak sam zaznacza, najtrudniejsze było wykonanie detalów, m. in. iglic. Zbudowanie dwóch jednakowych było bardzo trudne. Dlatego pierwsze komplety trafiały do kosza.
Pracy nie pozwoliły przerwać determinacja i upór. W chwilach zwątpienia, pan Artur uświadamiał sobie, jak dużo pracy już włożyłw model. Był ciekawy kolejnych etapów, bo w każdym szukał wyzwania, a tym niewątpliwie były wszelkie detale. Etap końcowy to ciągłe powstrzymywanie się, żeby już niczego nie poprawiać. - Zdawałem sobie sprawę, że dopiero przykrycie makiety szkłem mnie powstrzyma, dlatego to był ogromny dylemat. W końcu podjąłem tę decyzję i… poczułem satysfakcję.
Po dziesięciomiesięcznej pracy, Artur Jocz zdecydował się przekazać dzieło do muzeum. – Cieszę się, że makieta została w naszym mieście.
To pierwszy model, ale prawdopodobnie nie ostatni. Pan Artur obejrzał już drugi świebodziński kościół. – I przyznam, że mnie korci - mówi z uśmiechem A. Jocz.