Praca po pracy, łączenie etatów i stosy dokumentów, czyli jak wygląda życie nauczyciela?

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Cezary Hurysz

Praca po pracy, łączenie etatów i stosy dokumentów, czyli jak wygląda życie nauczyciela?

Cezary Hurysz

Żeby normalnie żyć, muszą łączyć kilka etatów. Nie mają czasu na odpoczynek, a do lekcji przygotowują się w weekendy.

Najpierw zbiorowe zwolnienia lekarskie, później odwoływanie matur próbnych. Coraz silniejsze są głosy sprzeciwu wobec niskich zarobków i niekorzystnych warunków pracy nauczycieli. Pojawiają się jednak i komentarze, że pracownicy oświaty nie powinni dostać podwyżek, bo „i tak mają dobrze” - latem dwumiesięczne wakacje, zimowe ferie, roczne urlopy dla poratowania zdrowia. Jak naprawdę wygląda życie nauczyciela? Przedstawiamy historie trzech poznańskich pedagogów.

Bez kilku etatów nie przeżyjesz

Nauczyciele mają czterostopniową ścieżkę kariery. Najpierw prawie dwa lata stażu, następnie mogą rozpocząć pracę jako nauczyciele kontraktowi, później mają szansę awansować na nauczyciela mianowanego, a na końcu dyplomowanego. Z danych Związku Nauczycielstwa Polskiego wynika, że stażysta zarabia netto 1751 zł, nauczyciel kontraktowy 1798 zł, mianowany 2033 zł, a dyplomowany 2377 zł. Do tego dochodzą niewielkie dodatki.

- Po 10 latach pracy w szkole dostaję 2200 zł „na rękę” za etat z dodatkiem stażowym i za wychowawstwo. Ale od dłuższego czasu pracuję w dwóch szkołach i tylko dzięki temu moja wypłata nie jest taka zła, mogę normalnie spłacać kredyt mieszkaniowy w wysokości 1500 zł

- opowiada Iwona Jachnik, nauczycielka m.in. języka angielskiego i wychowania do życia w rodzinie. - Jest to jednak wyrzeczenie. Pracuje się cały dzień, od rana do wieczora. Nie założyłam jeszcze rodziny, ale to wynika bardziej z mojego wyboru, a nie z braku czasu, choć nie wyobrażam sobie pogodzenia tego wszystkiego. U większości znanych mi nauczycielek to mężowie więcej zarabiają i utrzymują dom - dodaje.

Praca nauczyciela nie kończy się wraz z ostatnią lekcją.
Waldemar Wylegalski Wynagrodzenie Iwony Jachnik po dziesięciu latach pracy w szkole wynosi 2200 zł netto na miesiąc, na jeden etat.

Młodsi nauczyciele mają jeszcze gorszą sytuację.

- Obecnie jestem na 3/4 etatu i w szkole zarabiam 1653 zł na rękę, ale to łącznie z dodatkiem motywacyjnym i za wychowawstwo. Mam 2000 zł stałych wydatków, w tym przede wszystkim spłatę kredytu mieszkaniowego. Dorabiam, prowadząc warsztaty edukacyjne dla dzieci w weekendy. Dostaję też pieniądze ze stypendium doktoranckiego. Inaczej nie wystarczyłoby mi na podstawowe potrzeby. Spłacam kredyt za mieszkanie, a ostatnio bank podniósł mi oprocentowanie, bo spadły mi przychody poniżej 2000 zł (tak powiedział przedstawiciel banku - dop. red). Teraz co miesiąc płacę więcej o ok. 140 zł - mówi 27-letni Jakub, nauczyciel w jednej z poznańskich szkół.

- Dostaję 1800 zł pensji, a moje stałe opłaty wynoszą 900 zł. To nie jest godne życie. Na szczęście dostałem stypendium doktoranckie. Teraz udało mi się wyprowadzić z sutereny, którą wynajmowałem i mam swoje „gniazdko”, ale muszę spłacać kredyt mieszkaniowy. Niektórzy mają gorzej. Znam nauczycielkę z 25-letnim stażem, która... nie ma zdolności kredytowej - zwraca uwagę biorący udział w proteście nauczyciel muzyki przed trzydziestką.

Problemy z... rodzicami

Nauczyciele zauważają, że uczniowie z coraz mniejszym szacunkiem podchodzą do ich pracy. Najwięcej problemów jednak jest z… rodzicami.

- Ostatnio dowiedziałam się od jednego z rodziców, że jestem „nieprofesjonalna i niekonsekwentna”, bo nie zgodził się z wystawioną przeze mnie oceną. Kiedyś jeden z rodziców nasłał na mnie dwie panie z kuratorium. Musiałam się tłumaczyć, dlaczego na zajęciach z wychowania do życia w rodzinie mówię o narządach rozrodczych

- wspomina Iwona Jachnik i dodaje: - Przez kilka tygodni byłam nękana przez matkę o wszystko, np. że w podręczniku od języka angielskiego polecenia nie są po polsku. Kiedy zapytałam podczas kontroli, co by było, gdybym to ja pierwsza zgłosiła sprawę do kuratorium, okazało się, że nie ma instytucji, która broni nauczycieli. Tylko członkowie mogą liczyć na pomoc związków zawodowych. Problemy z rodzicami to największy absurd tej pracy. Wywierają na nas coraz większy nacisk. Zgadzam się, że upadł autorytet nauczyciela. Młodsi często tracą zapał, ponieważ rodzice traktują ich z góry - dodaje.

- Kiedyś dostałem mejla od rodzica o treści „Niech się Pan napawa 3 cm władzy, którą posiada Pan nad uczniami”. Byłem tym kompletnie zaskoczony. Autorytet nauczyciela naprawdę upada. Widać to w najbardziej prozaicznych przypadkach, kiedy odstawiamy nasze rowery, a uczniowie przyjeżdżają pod szkołę najlepszymi samochodami - zauważa Jakub.

Praca nauczyciela nie kończy się wraz z ostatnią lekcją.
Dariusz Gdesz Zestawy pytań na sprawdziany nauczyciele często muszą przygotowywać w weekendy.

Rodzice często bronią na siłę swoich dzieci.

- Kiedyś nakryłem uczennicę na paleniu papierosów w toalecie i wpisałem jej uwagę. Parę dni później matka dziewczyny zaczęła na mnie krzyczeć, że nie miałem prawa tego zrobić ponieważ nie złapałem jej na gorącym uczynku

- dodaje nauczyciel muzyki.

Czasami uda się w weekendy

- Pracę zaczynam o godzinie 7.45, wracam o 19 lub 20. Muszę też się przygotować do zajęć. Ostatecznie spać chodzę o północy, a wstaję o 6 rano. Zestawy pytań na sprawdziany często tworzymy w weekendy. Co najmniej trzy dni przed datą sprawdzianu informujemy sekretariat, żeby sekretarka miała czas na skserowanie arkuszy. Wszystko trzeba czasowo rozplanować - wyjaśnia Iwona Jachnik.

Odpoczywają w weekendy, jeśli akurat nie pracują. Przygotowanie do zajęć zajmuje bowiem wiele czasu.

- Przedmioty, których uczę, wymagają dużego nakładu pracy. Żeby przygotować się na zajęcia, muszę poświęcić wiele czasu. Po przyjściu ze szkoły nie mam czasu dla siebie, żeby, na przykład poczytać książkę

- przyznaje Jakub.

Są też dyżury, podczas których nauczyciele muszą pilnować uczniów. Podczas przerw często nie mają czasu dojść z jednego końca szkoły na drugą. Jak mówią, ciągłe przerwy w pracy i „kawka w pokoju nauczycielskim” to mit. Do tego dochodzą problemy zdrowotne, o które w ich pracy nie jest trudno.

- Wcześniej uczyłam w gimnazjum i tam spotykałam się z zupełnie innymi problemami. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ciężko pracują nauczyciele szkół podstawowych. Odkąd zaczęłam pracę w „podstawówce” mam stałe problemy ze zdrowiem. Już na początku roku szkolnego dostałam ostrego zapalenia krtani. Zaczęłam się zastanawiać, czy ten zawód faktycznie mi się opłaca, skoro już na tym etapie wydaję tyle pieniędzy na wizyty w przychodniach i leki? - pyta retorycznie Jachnik.

Papierologia

Wypełnianie stosu dokumentów jest jednym ze stałych punktów pracy nauczyciela.

- Codziennie mam pełno wiadomości mejlowych oraz sprawy do uzupełnienia w dzienniku elektronicznym. Wychowawca musi też kontrolować uzupełnianie dziennika przez innych nauczycieli

- wymienia Iwona Jachnik.

Gdy nauczyciel wpisze „jedynkę”, musi wpisać obszerne uzasadnienie, co oznacza kolejne dokumenty do wypełnienia. Jak sami mówią, coś się musi zmienić z papierologią.

- Wypełnienie karty pracy czy przygotowanie materiału zajmuje mnóstwo czasu. Nad papierami spędzam praktycznie cały wieczór, od powrotu z pracy do zaśnięcia. Ale, niestety, to trzeba zrobić - wyjaśnia Jakub.

Nauczyciele podkreślają, że na wszystko potrzebują zgody rodzica: na udział w jasełkach, wypicie mleka, czy zjedzenie jabłka . Muszą też wypełniać analizę pracy i podstawę programową, stawiać się na radach pedagogicznych, czy wywiadówkach.

Zapału nie brakuje, ale...

- Osoby, z którymi pracuję, to nauczyciele z pasją, ale ogranicza nas system. Wszystko trzeba co chwila modyfikować. Znam rodziców, którzy kupują dzieciom podręczniki dla nauczycieli

- zwraca uwagę Iwona Jachnik. - Brakuje też czasu na to, żeby zadbać odpowiednio o dobro ucznia, porozmawiać o jego problemach - dodaje.

Praca nauczyciela nie kończy się wraz z ostatnią lekcją.
Archiwum Część nauczycieli będzie protestować na własną rękę. Niektórzy chcą dołączyć do protestów ogólnopolskich ZNP. Wszyscy jednak są zdania, że coś się musi zmienić.

- Mam czasem dosyć, jak wracam ze szkoły, cały upocony, bo na przerwach muszę przewozić szafkę z 14 mikroskopami, preparatami i przedłużaczami. Ale lubię to robić. Od zawsze chciałem być nauczycielem - deklaruje Jakub. - Szukałem tych „nierobów”, jak nas nazywają hejterzy, ale ich nie znalazłem. Nie znam nikogo, kto pracowałby tylko dla dwumiesięcznych wakacji - dodaje.

- Przyjechałem do Poznania z Lublina. Pracę nauczyciela dostałem dzień po obronie pracy magisterskiej, więc bardzo się cieszyłem, ale później było już tylko gorzej. Dzisiaj czuję się, jakbym codziennie musiał się przed kimś bronić. Musimy się zjednoczyć i zsolidaryzować. Związki, niestety, nie mają autorytetu. Każdy z nich broni swojego stołka i jest upolityczniony - podsumowuje nauczyciel muzyki.

Część nauczycieli będzie protestować na własną rękę. Niektórzy chcą dołączyć do protestów ogólnopolskich ZNP. Wszyscy jednak są zdania, że coś się musi zmienić.

Cezary Hurysz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.