Potrzeba szczęścia, by odnaleźć ciało

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wylegalski
Norbert Kowalski

Potrzeba szczęścia, by odnaleźć ciało

Norbert Kowalski

Poznańscy śledczy przypuszczają, że odcięta ręka, którą odnaleziono w Warcie, należy do bezdomnego mężczyzny.

Kolejne dni poszukiwań Ewy Tylman nie przynoszą rezultatów. Do tej pory nie udało się ani odnaleźć ciała, ani natrafić na ślady świadczące o tym, że kobieta żyje. Choć wiele wątków nadal nie zostało wyjaśnionych, dla dobra trwającego postępowania policja i prokuratura nie chcą ujawnić szczegółów.



Źródło: TVN24/x-news

Milczenie w sprawie dowodu i SMS-a

Poznańska prokuratura wciąż bada sprawę dowodu osobistego należącego do Ewy Tylman, który został odnaleziony przez przypadkowego przechodnia 23 listopada przed godziną 5 rano w pobliżu przystanku tramwajowego na ul. Królowej Jadwigi. Kobieta, która znalazła dowód, odesłała go do rodziców Ewy. Ten został zabezpieczony przez policję i poddany badaniom. Prokuratura nie chce jednak podawać informacji na temat dotychczasowych ustaleń i tego, czy na dokumencie są odciski palców Adama Z. On sam był zarejestrowany przez kamery monitoringu w pobliżu tego przystanku około godziny 4 nad ranem.

Tajemnicą owiane jest również śledztwo w sprawie SMS-a, którego rodzina Ewy otrzymała 29 listopada. Przypomnijmy, że potencjalni porywacze żądali wtedy od bliskich Ewy zapłaty pół miliona złotych. W przeciwnym przypadku kobieta miała zginąć. Ostatecznie okazało się, że SMS był fałszywy. Sprawą jednak zajęła się policja i prokuratura.

- Ustalamy kto i po co wysłał taką wiadomość - wyjaśnia Magdalena Mazur-Prus, rzecznik prasowy poznańskiej Prokuratury Okręgowej.

Bez odpowiedzi zostaje także wątek telefonu znalezionego w pobliżu Warty kilka dni po zaginięciu Ewy. Był to taki sam model, jaki posiadała poszukiwana. Początkowo przypuszczano, że może należeć do niej, ale policja zaprzeczyła takim informacjom.

Poszukiwania nad rzeką

Poznańscy policjanci w środę po raz kolejny przeszukiwali tereny nad Wartą oraz samą rzekę.

- Funkcjonariusze z komisariatu wodnego przeszukali odcinek Warty między Wronkami a Międzychodem. Z kolei druga łódka patrolowała rzekę na terenie powiatu poznańskiego - opowiada Maciej Święcichowski z biura prasowego wielkopolskiego policji. Tym razem w policyjnych działaniach nie wykorzystywano płetwonurków.

- Nurkowanie w rzece jest bardzo niebezpieczne. Nurek schodzi pod wodę, kiedy mamy wskazane konkretne miejsca, w których może coś być. W innym przypadku prowadzimy poszukiwania z łodzi - wyjaśnia Maciej Święcichowski.

Ponadto poszukiwania prowadzone przez nurków w rzece są również o wiele trudniejsze niż w przypadku np. jezior. - Rzeka jest niewiadomą. Ukształtowanie dna się stale zmienia, przez co mogą być różne odczyty sonaru. Ponadto nurt może przenieść ciało w inne miejsce. Nie da się również określić, po jakim czasie wypłynie ciało, bo może zahaczyć o jakieś przeszkody w rzece - opowiada Krzysztof Trawiński, płetwonurek z OSP Mistral Poznań.

Przekonuje również, że w przypadku poszukiwań w jeziorze, dzięki użyciu sonaru można byłoby odnaleźć ciało nawet w jeden dzień. A w przeciwnym razie zwłoki same wypłynęłyby na powierzchnię najpóźniej tydzień po utonięciu.

- Z kolei w przypadku rzeki, jeśli ciało jest w wodzie, poza wykorzystaniem sonaru trzeba też patrolować nabrzeże do najbliższej zapory wodnej - mówi Krzysztof Trawiński. I wspomina, że strażacy często dopiero po jakimś czasie dostają informację, że na brzegu jest coś, co przypomina ciało. - Po długim czasie spędzonym w wodzie ciało będzie już zdeformowane - opowiada.

Krzysztof Trawiński przyznaje również, że do odnalezienia ciała w rzece potrzebny jest… łut szczęścia. - Do poszukiwań angażuje się duże siły i środki, specjaliści mogą też wytypować pewne miejsca i zakola, gdzie ciało może się zatrzymać, ale i tak trzeba mieć szczęście - opowiada.

Ręka bezdomnego?

Fragment ręki, który odnaleziono kilkanaście dni temu w Warcie, prawdopodobnie należy do bezdomnego mężczyzny. Jak dowiedział się „Głos Wielkopolski”, śledczy ustalili tożsamość mężczyzny, do którego może należeć ręka, na podstawie linii papilarnych. To by oznaczało, że za życia musiał być notowany przez policję. Ta w swoich bazach miała jego odciski palców.

- Wytypowaliśmy mężczyznę, to bezdomny z Poznania. Jego rodzina od dłuższego czasu nie miała z nim kontaktu - mówi Mateusz Pakulski, szef prowadzącej postępowanie Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto. Śledczy pobrali już materiały do badań genetycznych od rodziny bezdomnego. Porównają je z odnalezioną ręką. Te badania mają dać stuprocentową pewność, że ręka należała do bezdomnego.

Z dotychczasowych badań wynika, że rękę odcięto już po śmierci. Ale kiedy nastąpił zgon bezdomnego, w jakich okolicznościach, ile dni ręka była w rzece i jak tam trafiła - tego nie wiadomo. Nie ma bowiem ciała bezdomnego. Nikt też, co zrozumiałe biorąc pod uwagę jego bezdomność, nie zgłaszał jego zaginięcia.

W ostatnich dniach wokół odnalezionej ręki, podobnie jak wokół sprawy Ewy Tylman, pojawiło się wiele różnych wersji. Niektóre brzmią niewiarygodnie, wręcz makabrycznie. Pojawiały się głosy, że w świetle rzekomego preparowania dowodów przez współpracownika Krzysztofa Rutkowskiego, za co Radosław B. usłyszał zarzuty i trafił do aresztu, nie można wykluczyć, że ktoś mógł podrzucić uciętą ręką do Warty. Policjanci przeczesywali rzekę i jej nie znaleźli. Tymczasem, gdy do akcji wkroczyli ludzie Rutkowskiego, dokonali nietypowego odkrycia.

- Nikt nie poszedł na cmentarz i nikogo nie wykopał. Nie poćwiartowaliśmy żadnych zwłok i nie puszczaliśmy nic do Warty - zapewnia jednak Krzysztof Rutkowski. I zapowiada, że w najbliższych dniach podejmie masowe poszukiwania nad Wartą. - Myślę, że w sobotę zaskoczymy policję - mówi tajemniczo.


Zaginięcie Ewy Tylman
Create your own infographics

***
Zachęcamy do przeczytania rozmowy „Gazety Pomorskiej” z doktorem Wiesławem Baryłą z Uniwersytetu SWPS w Sopocie o „modnych” zbrodniach.

- Ewa Tylman w Poznaniu, Iwona Wieczorek w Sopocie, mama Madzi w Sosnowcu... Jak to się dzieje, że niektóre z przestępstw rozpalają wyobraźnię użytkowników serwisów społecznościowych, a informacje o innych przemykają niemal niezauważone?
- Na to może składać się bardzo wiele przyczyn. Zapewne jedną z głównych jest to, że ludzie mają naturalną potrzebę dopełniać figury...

- ????
- To jedna z podstawowych prawidłowości psychologicznych. Jeśli jest ofiara, musi być i kat. Nie ma innego wyjścia. W sprawach, które pan wymienił sprawstwo nie było oczywiste. Tu działa odwieczna zasada, taka sama jak w przypadku fascynacji Kubą Rozpruwaczem. Nasz umysł domaga się dopełnienia faktów, chce wiedzieć, kogo z nas stać na zabójstwo, kto z nas jest na tyle inny, żeby tego dokonać. Niemniej ważna jest potrzeba sprawiedliwości - mamy oczekiwanie, że przestępca poniesie karę.

- Ale zabójstw jest w Polsce każdego roku około 500. W wielu przypadkach sprawca również długo pozostaje niewykryty. Ale nie wszystkie z tych przypadków nas interesują.
- Tu również funkcjonuje mechanizm mody, który jest trudny do zdefiniowania. Nauka nie była do tej pory w stanie wiarygodnie zdiagnozować, dlaczego pewne zjawiska stają się modne a inne nie. Więcej możemy powiedzieć o sposobie rozprzestrzeniania się mody, która postępuje na zasadzie kuli śnieżnej. Tak dzieje się również z modnymi zbrodniami. To dotyka szerszego zjawiska - ludzie interesują się tym, czym interesują się inni ludzie. Bardzo często ziarno zainteresowania rozsiewają media, ale nie zawsze. To ciekawe, że czasem media nagłaśniają mocno jakiś temat, ale pies z kulawą nogą się tym nie interesuje.

- Zauważmy, że we wszystkich tych przypadkach w centrum są młode kobiety. Czy to przypadek?
- Nie jestem pewien, czy ten trop jest właściwy. Ważna jest raczej struktura narracji. Niektórzy bohaterzy bardziej przemawiają do zbiorowej wyobraźni niż inni. Ale na ten temat więcej wiedzą prawdopodobnie literaturoznawcy.

- A może historia młodej kobiety w cieniu zbrodni pociąga, bo wielu ludziom łatwo się z nią utożsamić. Jak z własną żoną, córką, czy siostrą. Wobec ludzi bardzo młodych i starszych empatia nie jest tak powszechna.
- Być może, ale pamiętajmy, że powszechnym mechanizmem w psychologii jest to, że obiekt, którym się interesujemy, nie może być zbyt podobny do nas. Interesujemy się tymi, z którymi łączy nas jakaś wspólna cecha, ale którzy są jednak od nas odmienni. To pozwala nam dowiedzieć się więcej o sobie samym.

Rozmawiał Adam Willma

Norbert Kowalski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.