Polskie ligi na sprzedaż. Dla dobra sportu? [opinie]

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Capar
Joachim Przybył

Polskie ligi na sprzedaż. Dla dobra sportu? [opinie]

Joachim Przybył

Dziś w Polsce w wielu dyscyplinach łatwiej miejsce w ekstraklasie kupić niż wywalczyć. Sama idea nie jest zła, ale tracimy nad nią kontrolę.

Zaczęli siatkarze. W 2011 roku Plus Liga została zamknięta. Branżowy portal siatka.org zatytułował informację znacząco: „Biznes wygrał ze sportem”. Trzy lata później tą samą drogą podążyła żeńska Orlen Liga, zasady ligi kontraktowej obowiązują w Tauron Basket Lidze koszykarzy. Ta przed rokiem pobiła wszelkie rekordy, zapraszając aż cztery kluby, które nie zdołały awansować na parkiecie.

Dzikie karty rozdawane są hokeju. Takim praktykom nie oparła się nawet piłka nożna, choć w tej akurat dyscyplinie zaproszeń się nie stosuje, za to namiętnie powiększa się i zmniejsza ligi. Dotyczy to zwłaszcza niższych klas rozgrywkowych, w których często po sezonach dochodzi do prawdziwych rewolucji.

Daleko od idei sportu

To wyraz siły czy raczej słabości polskiego sportu?

- Tworzenie zamkniętych lig jest odpowiedzią na rosnące potrzeby komercjalizacji. Sport stał się towarem, popularną rozrywką oferowaną kibicom, objazdowym cyrkiem, w którym nikt nie przegrywa, zwłaszcza z zamkniętego grona wzajemnej adoracji. Zapraszanie czy kupowanie dzikich kart do zamkniętych lig jest fundamentalnie sprzecznie z ideą sportu, ale wpisuje się w logikę show-biznesu - mówi Dominik Antonowicz, socjolog z UMK i badacz sportu.

Plusy takich rozwiązań dostrzega z kolei Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska. - To narzędzie strategiczne, które powinno być stosowane dynamicznie w zależności od okoliczności i stanu rozwoju danej dyscypliny. Jeżeli poziom jest niski, to wymienność zespołów na zasadzie spadków i awansów też przestaje być wartością nadrzędną. Zdarzało, że najwyższe klasy okazywały się po prostu za wysokimi progami sportowymi, finansowymi ale też organizacyjnymi dla wielu klubów sportowych.

Toruń na dziko

Przykro mówić, ale prym w tym procederze wiedzie miasto z naszego regionu. W Toruniu klubom sportowym promocja na zaproszenie weszła mocno w krew. Przed rokiem dziką kartę w ekstraklasie kupili hokeiści, zaproszenie - bo tak to się ładnie nazywało - otrzymali koszykarze. Wcześniej, kuchennymi drzwiami do Superligi wrócili tenisiści stołowi, a teraz na zaproszenie do Orlen Ligi czekają siatkarki. Już mało kto pamięta, kiedy po raz ostatni drużyna z Torunia wywalczyła awans do ekstraklasy na parkiecie.

Oficjalnym powodem zamykania lig jest zawsze „rozwój i dobro dyscypliny”. Dziś wiemy już, że konserwowanie układu nie zawsze sprzyja rozwojowi. Wydaje się, że zwłaszcza poziom żeńskiej ligi siatkarek mocno stracił na jakości w ostatnich latach. Okazało się, że zamknięcie ligi pomogło nie najmocniejszym, ale głównie tym biedniejszym i mniej zaradnym. Kibicom nie podoba się także ekstraklasa koszykarzy, w której może zagrać w kolejnym sezonie aż osiemnaście klubów!

Zespoły środka tabeli bez zagrożenia spadkiem nie mają żadnej motywacji, żeby szukać większych pieniędzy. To chyba nie przypadek, że ubiegłym roku padł rekord w transferach siatkarek z I ligi do Orlen Ligi.

Zdaniem Grzegorza Kity, sam pomysł nie jest do końca zły, ale brakuje narzędzi kontroli. - To rozwiązanie musi być stosowane bardzo elastycznie, z dużą częstotliwością działań audy-towych, trzeba badać wpływ tych działań na rozwój dyscypliny. Trzeba zachować wrażliwość społeczno-sportową, zabezpieczyć się zapisami czy regulacjami w zakresie rywalizacji sportowej. Nikt przecież nie będzie chciał oglądać zespołów, które regularnie przegrywają wszystkie mecze i to jeszcze w jakichś skandalicznych wymiarach - mówi Kita.

Betonowanie ligi

Zamknięte ligi stają się w pewnym sensie zakładnikiem najsłabszych. W ten sposób ratował się przed spadkiem siatkarski Pałac, na kolejną szansę liczą teraz zdegradowani hokeiści z Torunia, w lidze koszykarzy wegetuje od lat Siarka Tarnobrzeg.

Jest jeszcze jeden problem - zamknięcie lig źle wpływa na niższe klasy rozgrywkowe i rodzi coraz poważniejsze konflikty w środowisku. W ubiegłym roku mistrzem I ligi siatkarek został Zawisza Sulechów. Odmówiono klubowi awansu i dziś drużyny w tym mieście już nie ma. W tym roku kluby orlen-ligowe chcą zablokować promocję zespołów z Łodzi, Warszawy i Torunia. Niewiele brakowało do skandalu, bo I-ligowcy w ramach protestu rozważali bojkot meczów play off.

- Zamknięte ligi służą wielu aktorom, sprzyjają stabilizacji, generowanie stabilnych przychodów klubom i telewizji, ale odbywa się to kosztem tych, którzy do tych lig dobić się nie mogą, którym dostęp jest odmawiany - przyznaje Antonowicz.

- Takie rozwiązania dla Polski są obce kulturowo - dodaje Kita. - Wyrastaliśmy i wychowywaliśmy się w dominującym układzie ścieżki awansów i spadków sportowych i uwarunkowań społeczno-kulturowych nie można lekceważyć. Trzeba pamiętać, że brak możliwości awansów w sposób radykalny ogranicza poziom sportowy niższych lig, a więc ma negatywny wpływ na ogólny stan dyscypliny. Od pewnego momentu można też prowadzić rozważania o zabetonowaniu danej ligi (również ekonomicznym) i de facto systemowemu uniemożliwieniu rozwoju dyscypliny - przestrzega Kita.

Joachim Przybył

Fan koszykówki, rowerowych wypraw, historii i astronomii. Toruński (i nie tylko) sport obserwuję i opisuję od prawie 20 lat. Piszę o koszykówce, żużlu, hokeju, piłce nożnej, MMA, ale także o kibicach i sportowych zjawiskach. Dlaczego sport? Za prostotę, kontakt z ludźmi, jasne reguły i prawdziwe emocje. Na platformach Polskapress staram się odpowiadać na wszystkie Wasze potrzeby, dlatego równie ważne dla mnie są rekreacja i sport zwykłych ludzi.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.