Po sejmowej debacie są szanse na uczelnię medyczną. Ale małe

Czytaj dalej
Fot. Piotr Smoliński
Joanna Pluta

Po sejmowej debacie są szanse na uczelnię medyczną. Ale małe

Joanna Pluta

Po pierwszym czytaniu ustawa o uniwersytecie medycznym w Bydgoszczy nie wylądowała w koszu. Zastrzeżeń do niej jest jednak całkiem sporo. Łącznie z negatywną opinią rządu.

Wczoraj rano w Sejmie „Pomorska” przysłuchiwała się pierwszemu czytaniu ustawy o powołaniu w Bydgoszczy samodzielnej uczelni medycznej i odłączeniu Collegium Medicum w Bydgoszczy od UMK w Toruniu. Jego początek zapowiadał się spokojnie, szybko okazało się, że bez emocji się nie obejdzie. Szczególnie iskrzyło na linii Bydgoszcz - Toruń.

Projekt przedstawiał jego inicjator, poseł Zbigniew Pawłowicz. Zaczął od wymieniania zalet utworzenia w Bydgoszczy samodzielnej medycyny, wspomniał też o błędzie, jakim miało być przyłączenie przed laty bydgoskiej akademii medycznej do toruńskiej uczelni. - Już wtedy przecież Rada Miasta Bydgoszczy protestowała przeciw takiemu pomysłowi. Nie było do tego połączenia żadnych przesłanek - mówił, po czym wypunktował to, co jego zdaniem jest największym problemem.

- Sprawy CM są traktowane przez Uniwersytet Mikołaja Kopernika w sposób drugorzędny - wskazywał. - Władze UMK wykorzystują dorobek Collegium jako szyld do zdobywania środków na rozwój. A prawda jest taka, że Bydgoszcz z tego nic nie ma.

Po wystąpieniu Pawłowicza głos zabrali przedstawiciele klubów parlamentarnych. I od razu pojawił się zgrzyt. Okazało się bowiem, że PO reprezentuje poseł Tomasz Lenz z Torunia, a nie jak było to planowane Bartosz Arłukowicz. - Największą przeszkodą dla powołania samodzielnego uniwersytetu jest autonomia, jaką ma UMK - mówił Lenz. - Ponadto przypomnijmy, że połączenie dwóch uczelni przed laty nastąpiło za zgodą i na wniosek tych obu uczelni. Projekt nie ma merytorycznego uzasadnienia i stoi wbrew temu, do czego teraz się dąży.

Kilkudziesięcioosobowa grupa bydgoszczan - wśród których znaleźli się prezydent Rafał Bruski i samorządowcy - „wybuczała” wystąpienie Lenza. Na tym się jednak nie skończyło. - Nie rozumiem, dlaczego właśnie Lenz został wystawiony jako przedstawiciel klubu PO. To zdrada bydgoskich interesów, a dokonała jej Platforma - komentował na gorąco Roman Jasiakiewicz, radny Sejmiku województwa. Radna PO Dorota Jakuta natomiast zapowiedziała, że po tym „incydencie” chce opuścić szeregi partii. - To dla mnie policzek. Na takie rzeczy nie ma mojej zgody - mówiła.

Dyskusja w Sejmie trwała niemal dwie godziny. W tym czasie głos zabrało kilkudziesięciu posłów. Tak jak mogliśmy się spodziewać, opinie posłów ułożyły się w poprzek przekonań politycznych. I tak na przykład wspólnym głosem mówili bydgoscy politycy - zarówno Tomasz Latos (PiS), Michał Stasiński (.Nowoczesna), Teresa Piotrowska (PO) czy Paweł Skutecki (Kukiz’ 15).

- Jestem pewien, że na sali nie ma ani jednej osoby, która miałaby czelność dziś wrzucić do kosza ten projekt i 160 tys. podpisów pod nim - mówił ten ostatni. Latos z kolei podkreślił, że nie występuje w imieniu partii, a swoim własnym.

Suchej nitki na projekcie ustawy nie zostawili za to toruńscy parlamentarzyści. - UMK jest najlepszą marką w naszym województwie i jedną z najlepszych w Polsce - wyliczała z sejmowej mównicy Iwona Michałek, posłanka PiS. - Ten projekt ma to zniszczyć. Wszyscy tu powołują się na te 160 tys. podpisów, a może warto powiedzieć, jak manipulowano ludźmi, którzy je składali. Mogę stwierdzić, że cała ta inicjatywa służyła zaistnieniu w kampanii wyborczej, podczas której przecież Zbigniew Pawłowicz ją rozpoczął. Zastanówcie się, co chcecie zrobić? - grzmiała z mównicy.

Krzysztof Ardanowski z PiS powiedział z kolei, że tworzenie w Bydgoszczy samodzielnej uczelni medycznej jest jedynie podsycaniem wojny bydgosko-toruńskiej i działaniem politycznym. W czasie jego wystąpienia z galerii, na której siedzieli bydgoscy samorządowcy, parę razy padło „to kłamstwo”. Prezydent Bruski również tak uważa. - Pan Ardanowski jako poseł nie powinien insynuować czegoś, co nie miało miejsca.

Parlamentarzyści niezwiązani z regionem mieli różne opinie. Niektórzy uznali, że ten projekt jest bardzo ważną i potrzebną inicjatywą, deklarowali też, że będą kibicować Bydgoszczy w jej dążeniach. Niektórzy stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem byłoby utworzenie uniwersytetu w Bydgoszczy przy jednoczesnym powołaniu wydziału lekarskiego w Toruniu.

Inni, np. poseł Anna Cicholska (posłanka PiS z okr. płocko-ciechanowskiego), dosłownie wbiła bydgoską inicjatywę w ziemię.

- Niechlujność tego tekstu jest porażająca, trudno go nawet nazwać projektem ustawy - mówiła. - Ta inicjatywa powstała na potrzeby kampanii i chyba po to, żeby skłócić społeczeństwo.

To może źle wróżyć projektowi, który decyzją marszałka ma trafić pod obrady komisji edukacji, nauki i młodzieży. Komisji, w której zasiada m.in. posłanka Cicholska. Jeśli do tego dołożyć negatywną opinię rządu, którą przedstawił Aleksander Bobko, sekretarz stanu w MNiSW, wydaje się, że szanse na uniwersytet maleją. Bydgoscy politycy, ze Zbigniewem Pawłowiczem na czele, wykazują się jednak umiarkowanym optymizmem. - Widać, że spora część posłów dostrzega problem, z którym się borykamy i próbuje szukać jego rozwiązań - mówił. - Jestem dobrej myśli i wierzę, że uda nam się znaleźć takie rozwiązanie, by obie strony, a mówię tu o Bydgoszczy i Toruniu, wygrały w tej sprawie.

Na razie wiadomo, że projekt trafi do komisji edukacji, nauki i młodzieży. Pojawił się jednak wniosek, by skierować go także do procedowania przez komisję zdrowia. Ten będzie głosowany podczas kolejnego posiedzenia Sejmu.

Joanna Pluta

W "Pomorskiej" zajmuję się dwoma tematami - kulturą i zdrowiem. Ten pierwszy jest zdecydowanie bardziej fascynujący. Drugi natomiast daje o wiele więcej satysfakcji.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.