Po prawdzie i po sprawie [FELIETON]
Kończymy właśnie rok, któremu, wedle słowników oksfordzkich, patronowało słowo „post-prawda”. Właściwie to można powiedzieć jeszcze dobitniej - tryumfowało ono i to w najważniejszej bodaj światowej rywalizacji: wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Czym „post-prawda” różni się od pospolitego kłamstwa? Czy nie jest jedynie uperfumowaną wersją starego jak świat zjawiska?
Nie bardzo. Z kilku powodów. Amerykański prezydent elekt Donald Trump raczej nie mógłby powtórzyć za niesławnej pamięci węgierskim premierem Ferencem Gyurcsánym: „Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem”. A to z tej prostej przyczyny, że on swoich kłamstw nie uznaje za kłamstwa. To po prostu element jego strategii biznesowej, którą przeniósł do świata polityki.
Atrakcyjne kłamstwo klika się znacznie lepiej niż prawda, a co za tym idzie lepiej monetyzuje
W dodatku ma do tego idealne medium - internet, gdzie nie sposób wprowadzić choćby minimum ładu zapewniającego odróżnienie co jest kłamstwem, a co zmyśleniem. W dodatku atrakcyjne kłamstwo klika się znacznie lepiej niż prawda, a co za tym idzie lepiej monetyzuje. Tradycyjne media, mimo swoich wad, na ogół starają się trzymać kanonów przyzwoitości. To także powód wojny, jaką wytoczył im Trump w kampanii wyborczej.
I wreszcie druga strona - okłamywani. Najwyraźniej wcale im to nie przeszkadza. Jeśli ktoś nie bardzo chce przyjąć czegoś do wiadomości - wypiera to i przyjmuje „inną wersję prawdy”. To mechanizm doskonale znany np. w rodzinach patologicznych. Czyżbyśmy powoli stawali się taka globalną rodziną?
Ralph Keyes, autor wizjonerskiej (bo wydanej jeszcze w 2004 roku) książki „Epoka post-prawdy: Nieuczciwość i oszustwo we współczesnym życiu”, przestrzega: „jedną z cech charakterystycznych zdrowej demokracji jest zdolność jej obywateli do wyrażenia wściekłości, kiedy są oszukiwani”. Jak mają się wściekać ci, którzy nie rozumieją, że żyją w matriksie?
A może w ogóle nie powinniśmy się tym przejmować? W końcu panowanie systemów demokratycznych to tylko marny ułamek dziejów ludzkości. Przez resztę czasu problemy polityczne rozwiązywano poprzez ucisk, wyrzynanie nieposłusznych, względnie mordowanie nie dość silnych i bezwzględnych władców. Tylko trochę żal nam pokolenia, które pokochało Czerwiec 1989.