Pierwszy Krawiec Rzeczypospolitej był krakusem. Gdyby żył, miałby dzisiaj 100 lat
Na pytanie o nazwisko legendarnego, polskiego krawca krakowianie i pewnie nie tylko oni, odpowiedzieliby bez wahania. To Józef Turbasa, twórca znanej i renomowanej Artystycznej Pracowni Krawieckiej. „U Turbasy” - jak mówi się pod Wawelem - ubierali się laureaci Nagrody Nobla, filmowych Oscarów, wielcy kompozytorzy, muzycy, literaci, poeci, reżyserzy, prezydenci, premierzy.
Nic więc dziwnego, że ten „artysta igły”, głosami czytelników „Dziennika Polskiego”, znalazł się w gronie siedemnastu „Wielkich Krakowian”, którzy w wyjątkowy sposób wpisali się w powojenne dzieje miasta. Wśród takich postaci jak Jan Paweł II, Wisława Szymborska, Sławomir Mrożek, Stanisław Lem, Tadeusz Kantor, Ewa Demarczyk, Piotr Skrzynecki. Mistrz krawiecki Józef Turbasa był równolatkiem Stanisława Lema, jednego ze swoich klientów. Obaj, gdyby żyli, mieliby dzisiaj po 100 lat.
Więzienna edukacja
Mistrz Turbasa został krawcem jeszcze przed wojną. Jednak tajniki tej profesji dane mu było poznać w okolicznościach niezwykłych i dramatycznych. Aresztowany po wojnie przez UB - był żołnierzem Armii Krajowej - trafił do jednej celi z Józefem Aksakiem, ówczesną krakowską sławą krawiecką. Wielomiesięczny pobyt za kratkami dla Józefa Turbasy był nie tylko walką o przetrwanie. Aksak, skazany na powieszenie, u kresu życia postanowił przekazać swoją fachową wiedzę Turbasie.
Turbasa był pilnym uczniem, a krawiectwo było jego pasją. Dlatego po wyjściu na wolność postanowił robić to, do czego czuł się powołany. Jako „wrogowi ludu” nie było mu łatwo. Tym bardziej że miał sporo konkurentów. W Krakowie funkcjonowało wówczas prawie sto pracowni krawieckich. Turbasa szył najpierw we własnym mieszkaniu. W kamienicy przy ulicy św. Gertrudy 14, potem przeniósł pracownię kilka kamienic dalej, pod „piętnastkę”. Św. Gertruda jest patronką rodziny Turbasów do dziś. Nawet gdy komuniści zmienili nazwę ulicy na „Ludwika Waryńskiego”, Turbasa wciąż podbijał swoje pisma i wykroje pieczątką z dawną nazwą.
Propozycja od Cardina
Artystyczna Pracownia Krawiecka, którą równo 75 lat temu stworzył od podstaw Józef Turbasa, szybko zyskała renomę. Jej twórcę okrzyknięto Pierwszym Krawcem Rzeczypospolitej i „ambasadorem prawdziwej elegancji”. Był jednym z nielicznych, być może nawet jedynym krawcem zza żelaznej kurtyny, który w latach 60. ub. wieku otrzymał propozycję pracy w Paryżu, u samego Pierre’a Cardina.
Jak to możliwe? Tego nawet najbliżsi Mistrza mogą się jedynie domyślać. - Ojciec ubierał wielu bardzo znanych ludzi. Jego klientami byli też dyplomaci, między innymi pracownicy Konsulatu Generalnego Republiki Francji w Krakowie. Być może tą drogą sława ojca dotarła do jednego z najlepszych paryskich krawców - mówi Jerzy Turbasa, syn Józefa, architekt, który kontynuuje krawieckie dzieło ojca.
Tak mogło być. Albowiem, gdy dwie dekady później Andrzej Wajda odbierał w Paryżu dyplom członka Akademii Francuskiej, mając na sobie frak „od Turbasy”, zauważył, że bacznie przygląda mu się właśnie Pierre Cardin. „Ma pan bardzo dobrego krawca. Zapewne z Krakowa” - usłyszał reżyser z ust dyktatora światowej mody. Andrzej Wajda przytaknął i nie omieszkał wspomnieć o tym Mistrzowi Turbasie, gdy cztery lata później bywał w jego pracowni, by mierzyć smoking.
I tym razem okazja była szczególna. W smokingu szytym przez Turbasę reżyser odbierał statuetkę Oscara, którą Hollywoodzka Akademia Filmowa przyznała Wajdzie za całokształt twórczości.
Trzeba w tym miejscu wspomnieć, że frak, którym zachwycił się sam Pierre Cardin, bogato szamerowany haftem reżyser przekazał, podobnie jak statuetkę Oscara, do muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uznał, że jest to najlepsze miejsce dla tak niezwykłego stroju.
Lem, Miłosz i Penderecki
Andrzej Wajda to niejedyna znana powszechnie osoba, którą ubierał Józef Turbasa. W szytym przez Mistrza fraku rozpoczynał swoje międzynarodowe triumfy Krzysztof Penderecki. W smokingu „od Turbasy” Lucjan Kydryński zapowiadał festiwale piosenki w Opolu i Sopocie. W czasie jednej z transmisji telewizyjnych odchylił nawet połę marynarki, informując, kto tak po mistrzowsku go ubrał. We frakach szytych w krakowskiej pracowni dyrygowali orkiestrami światowej sławy
Kazimierz Kord i Antoni Witt.
Pracownię Turbasy odwiedzali Stanisław Lem i Czesław Miłosz. Dla uczczenia zmarłego w 2004 r. noblisty w witrynie pracowni umieszczono wykroje garniturów wykonanych dla poety. Miłośnicy twórczości autora „Zniewolonego umysłu” mogli nawet otrzymać na pamiątkę miniatury tych wykrojów.
Mistrz Turbasa nie tylko szył ubrania znanym osobom. Z wieloma również się przyjaźnił. Przy kawiarnianym stoliku spotykał się regularnie ze sławnym kardiochirurgiem prof. Antonim Dziatkowiakiem i zmarłym w 1998 r. znakomitym pisarzem oraz tłumaczem literatury Maciejem Słomczyńskim.
O tym, jak wysoko cenili oni Mistrza Turbasę, świadczy choćby taka oto historyjka, zapamiętana przez Jerzego Turbasę, syna Józefa. Otóż raz, w czasie pogawędki przy kawie, prof. Dziatkowiak miał powiedzieć, że przeszczep serca to po prostu „grubsza krawiecka robota” i że „nawet Józiu”, w domyśle Turbasa, „mógłby to zrobić”. Podobno Maciej Słomczyński odparował: „Nawet? A czy ty Antoni potrafiłbyś uszyć taki garnitur jak Józiu?”.
Ubierać, a nie szyć
Trudno wymienić wszystkie wybitne postaci goszczące w pracowni znakomitego krawca. Nie bez powodu Wisława Szymborska w książce „Nowe lektury nadobowiązkowe” pisała, że „(…) smoking musi być uszyty na miarę. Najlepiej przez takiego mistrza, jak zamieszkały w Krakowie Józef Turbasa”.
Na czym polega krawiecki sukces Józefa Turbasy i jego pracowni? Czym wyróżnia się tak doskonałe krawiectwo? Pytam Jerzego Turbasę, który jest następcą ojca. - Tata trzymał się żelaznej zasady - i my wszyscy się do niej stosowaliśmy - że najważniejszy jest klient - odpowiada. - U nas nigdy nie mówiło się, że „szyjemy garnitury”. Myśmy naszych klientów ubierali! Bo to nie garnitur czy kostium miał się doskonale prezentować, ale człowiek, który miał go na sobie. To było dla ojca najważniejsze.
Obdarzony sześcioma palcami
Artystyczne zdolności i wrażliwość na piękno są w rodzinie Turbasów przekazywane w genach. Po raz pierwszy te talenty objawiły się pod koniec XIX wieku u Pawła Turbasy, rzeźbiarza, ucznia krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych za czasów, gdy jej dyrektorem był Jan Matejko.
Wśród 24 zabytków sztuki sakralnej w Małopolsce, które ozdabiał swoimi pracami, jest arcydzieło na skalę europejską. To wnętrze świątyni w Bolesławiu koło Olkusza. Niemal całe rzeźbiarskie wyposażenie tego kościoła tworzył jeden człowiek, właśnie Paweł z rodziny Turbasów. W świątyni zachwyca zwłaszcza ołtarz główny, przywodzący na myśl słynny tryptyk Wita Stwosza z kościoła Mariackiego w Krakowie.
Gdy Paweł Turbasa umierał, wspomniane geny, równo sto lat temu „jakby przeskoczyły” na kolejnego Turbasę, tworząc zadziwiającą sztafetę pokoleń. 25 sierpnia 1921 r. urodził się bowiem Józef Turbasa. O takich ludziach Francuzi mówią, że są obdarzeni sześcioma palcami. Tym szóstym jest oko, które odnajduje piękno w każdym człowieku.
Dzieło Józefa kontynuuje z prawdziwą pasją syn - Jerzy Turbasa. Podobnie jak ojciec stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiego krawiectwa. Od ponad 30 lat ubiera znane postacie z kręgu nauki, kultury, sztuki, biznesu oraz dyplomacji. Jerzy Turbasa jest z zawodu architektem. Jeśli kogoś to zdziwi, wyjaśnia, że krawiectwo nie tak bardzo różni się od architektury. - I w krawiectwie, i w architekturze chodzi o to, żeby materiałowi - wełnie, jedwabiowi, betonowi, stali lub szkłu - nadać odpowiedni kształt - wyjaśnia obecny właściciel Artystycznej Pracowni Krawieckiej.
Ubierają się w niej ludzie z pierwszych stron gazet. Zapewne niektórzy w październiku odwiedzą pracownię krawiecką przy ulicy św. Gertrudy. Okazja będzie szczególna. „Skromne” obchody stulecia urodzin Mistrza Józefa. On sam nigdy nie zabiegał o popularność. Prawie nie udzielał wywiadów. Pewnie obruszyłby się, gdyby wiedział, że w 2017 r. krakowscy radni podjęli uchwałę o nadaniu jednej z ulic imienia Józefa Turbasy. Pewnie byłby zażenowany, gdyby słyszał peany na swoją cześć, wygłoszone 11 lat temu w trakcie pogrzebu. A to, że był „osobą wyjątkową”, bo najpierw walczył o Polskę w szeregach Armii Krajowej, a potem „wspiął się w swoim fachu na same wyżyny”. A to, że stał się „krawcem artystą, krawcem, jakiego nie było nigdy w Polsce”. Pewnie byłby wzruszony honorami, z jakimi żegnali go przyjaciele, klienci i całkiem obcy mu ludzie. Honory były zasłużone. Józef Turbasa był bowiem nie tylko genialnym krawcem, ale też nauczycielem zawodu i działaczem społecznym. Zawsze blisko ludzi i Kościoła. Zapamiętany zostanie m.in. jako pierwszy król kurkowy Towarzystwa Strzeleckiego Bractwo Kurkowe w odrodzonej w 1989 roku Polsce.