Pieniądze od rodzin zmarłych nie są nigdzie księgowane
W publicznych prosektoriach pieniądze pochodzące od rodzin zmarłych nie są nigdzie księgowane. Prywatne placówki wystawiają faktury.
Na śmierci robi się wielkie biznesy i małe interesiki. Smutna to prawda, która nie dociera do rodziny zmarłego. Gdy bliscy muszą przekroczyć próg prosektorium, świat wali im się na głowę po raz drugi. Kontynuujemy temat, który wywołał ogromne odzew wśród Czytelników „Pomorskiej”. Chodzi o swoisty haracz, pobierany w prosektoriach.
Ułomne prawo rodzi nadużycia
Bywa, że to rodziny pytają: -Ile ubranie i zabiegi upiększające zwłoki będą kosztować? Niestety, są przypadki, kiedy to pracownik prosektorium sam uprzedza, że będę musieli za coś zapłacić. Pytanie: za co?
Z mocy ustawy o działalności leczniczej personel prosektorium jest obowiązany umyć i okryć ciało. Za darmo! Innych czynności ustawodawca nie przewidział. Zatem wszystko, co jest robione ponad ustawowy obowiązek, wykonywane jest nielegalnie. Tymczasem ktoś musi zwłoki ubrać. Kto? Może to np. zrobić przedstawiciel firmy pogrzebowej, której rodzina zleci pochówek. Pozostaje jeszcze kosmetyka i wszelkie czynności, które mają ukryć „niedoskonałości” ciała zmarłej osoby. Z mocy ustawy pracownikom prosektorium tego robić nie wolno.
Mamy zatem poważną lukę w przepisach. Pora najwyższa, by ktoś zainicjował zmiany, dzięki którym „podziemie finansowe w prosektoriach” przestanie istnieć.
Usłyszał: „Zwyczajowo stówka”!
- Gdy w marcu tego roku zmarł mój tato, za umycie i ubranie zwłok w w szpitalu wojskowym zapłaciłem 100 zł. Trochę mi to nie pasowało, bo widziałem, że pieniądze poszły do kieszeni - bez żadnego kwitu, paragonu. Dotąd mi to w głowie siedzi - mówi pan Norbert.
- W „Bizielu” za ubranie zmarłego poproszono nas o opłatę. Mąż bardzo się zdziwił, na szczęście miał tylko 20 zł, ale i to „przyjęto”. Życia to nie wróci , pieniądze niewielkie ale tak nie może być - uważa żona pana Roberta (nazwisko znane redakcji).
Inny Czytelnik (personalia do wiadomości redakcji) opisał bardzo szczegółowo dwa przypadki: z prosektorium w szpitalu wojskowym i w „Juraszu”. W pierwszym na pytanie o koszt (przywiózł ubranie dla zmarłego ojca) usłyszał: - Zwyczajowo stówka!
- W tych trudnych chwilach rodzina nie myśli, czy to jest godne, czy opłata nie jest za wysoka a tym bardziej legalna - zauważa. Pan Krystian (nazwisko znane redakcji) dwa razy płacił w prosektorium w „Bizielu” - po śmierci ojca w 2014 r. i rok później, gdy zmarła mama.
- Pobrano ode mnie po 100 zł, na które nie otrzymałem żadnego pokwitowania. Rzekome wpłaty miały pokryć ubranie zwłok w przyniesione rzeczy. Widzę, że zostałem oszukany podwójnie. Pieniądze zostały schowane w „słynną szufladę”.
Tablica ma być widoczna
Zanim zmieni się prawo, „Pomorska” proponuje, by w prosektoriach, na widocznym miejscu, pojawiła się informacja o tym, jakie usługi mogą być wykonywane. - Dyrekcja już w poniedziałek zleciła wykonanie takiej tablicy. Znajdzie się w niej m.in. zapis z ustawy - mówi Kamila Wiecińska, rzeczniczka prasowa Szpitala Uniwersyteckiego nr 2.
Niektóre szpitale wydzierżawiają prosektoria. Tak jest np. w Świeciu (wczoraj pisaliśmy o przypadku pobrania opłaty w 2016 r., bez żadnego rachunku). Informowaliśmy też, od marca br. prosektorium prowadzi nowa firma, która wygrała przetarg.
- Wszystko, co robię, jest legalne. Za każdą usługę, wykraczającą poza ustawę, wystawiam fakturę - zapewnia Joanna Młodzianowska z Zakładu Usług Prosekcyjnych w Świeciu.
Przypomina, że gdy rodzina życzy sobie, aby wykonać toaletę i zabiegi kosmetyczne, to jest informowana o kosztach.
- Jeśli bliscy zmarłego nie mogą pokryć takich wydatków z własnej kieszeni, wystawiam fakturę na zakład pogrzebowy - dodaje Młodzianowska.
Brak dostatecznej informacji o jakie prosektorium chodzi może rodzić nieporozumienia. Jedna z Czytelniczek przesłała nam fakturę na 350 zł. wystawioną przez Zakład Usług Pogrzebowych Mariusz Nowak, którego siedzibą jest „Medycyna Sądowa” przy ul. Marii Skłodowskiej-Curie 9 (to adres Szpitala Uniwersyteckiego nr 1). Do wczoraj żyła w przekonaniu, że opłata była nielegalna.
- Nie mamy nic wspólnego z tą jednostką - mówi nam Marta Laska, rzecznik prasowy „Jurasza”. - Placówka należy do Zakładu Medycyny Sądowej CM UMK. Tam trafiają zwłoki np. z wypadków. W szpitalnym prosektorium pracownicy informują rodziny o zakresie usług.
Mariusz Nowak, pracownik Zakładu Medycyny Sądowej prowadzi swoją firmę od 23 lat. - Wszystko wykonuję legalnie i nikt nie może mi nic zarzucić - zapewnia.