Pedro Almodovar z Alice Munro o wybaczeniu [recenzja, wideo]
Nowy film Pedro Almodovara „Julieta”, który wszedł właśnie do kin, kłuje w najbardziej czułe miejsca. Bo jak po stracie nie oceniać krzywd?
W pięknie i intensywności przeżywania łatwiej oswaja się lęki. I Pedro Almodovar o tym wie.
Jego nowy film „Julieta” rozpoczyna wspaniały obraz ciemnokrwistego materiału, który mieni się w oczach widza przywodząc na myśl a to krew menstruacyjną, a to waginę, a to morderstwo, zaś jeszcze dalej idącym w odczytywaniu symbolicznych znaczeń jawić się może jako zapowiedź historii, która ma moc oczyszczania. Przede wszystkim zaś siebie. W drugiej kolejności - rodzinnych relacji.
Pedro Almodovar po filmach, w których oswajał widza z wie-lokobiecością, wieloznacznością, wielokulturowością i odmiennością seksualną, tym razem daje nam możliwość zmierzenia się i raz na zawsze rozprawienia z indywidualną przeszłością, która uwiera tak bardzo, że nie można przyjrzeć się rzeczywistości w taki sposób, by wreszcie zrozumieć, że jest naszym lustrem.
W nowym filmie Almodo-vara bowiem manifestuje się słynne zdanie noblisty Josifa Brodskiego „Nie ma innego lekarstwa na wulgarność ludzkiego serca jak wątpliwość i dobry smak, które łączą się w dziełach wielkiej literatury”. Wątpliwości bohaterki, która znajduje się w emocjonalnym potrzasku towarzyszą nam przez cały film.
Wideo: Twórcy filmu „Julieta”na czerwonym dywanie
źródło: DE RTL TV/x-news
Dobra literatura (film oparty jest na trzech opowiadaniach Alice Munro) pokazuje nam złożoność postępowania kogoś, kto nie opiera się temu, co niesie życie. I ostatecznie wygrywa. Dzieje się tak i w przypadku głównej bohaterki i jej ukochanego, który nawet jeśli ma ku temu powody, nie ocenia jej postępowania. I też ma rację.
Julieta (Emma Suarez), dojrzała kobieta mieszkająca w Madrycie, ma wyprowadzić się do Portugalii z miłością swojego życia, Lorenzo (Dario Gran-dinetti znany z „Porozmawiaj z nią”). Gdy wszystko już jest gotowe do wyjazdu, Julieta spotyka na ulicy dawną przyjaciółkę swojej córki. I wtedy ożywa w niej przeszłość. Choć właściwie słowo ożywa nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Córka Juliety uciekła od niej, gdy skończyła 18 lat. I mimo że minęło kilkanaście lat, matka nigdy się z tym nie pogodziła. Niewiele zmieniał fakt, że nie miała wyboru. „Twoja nieobecność wypełnia całe moje życie i niszczy je” - matka wyznaje w liście do córki. I tylko ten, kto doznał straty wie, o czym mówi muza Almodovara.
Wprawdzie Julieta stworzyła nowy związek, jednak próba zapomnienia o zniknięciu córki była daremna. Nigdy nie mówiła Lorenzo o swoim dziecku. Jakby nie chciała się przyznać do tego, że cierpi z powodu uzależnienia od niespełnionej miłości. Tyle się przecież mówi o miłości kobiety i mężczyzny, ale czy znalazł ktoś język na opowiedzenie o zawiedzionej miłości matki do dziecka?
Zwiastun filmu "Julieta"
Julieta jakby się bała, że mówiąc prawdę, powie też coś o sobie, z czym nigdy nie udało jej się skonfrontować. Spotkanie dawnej przyjaciółki odświeżyło pamięć o córce. Było jak nagły powrót do narkotyku, który karmił przez lata. A gdy narkoman złamie dane sobie słowo, jego upadek jest straszny - przyznaje Julieta w liście do córki. Pisze go już wtedy, gdy postanawia nie jechać z Lorenzo do Portugalii, ale zmierzyć się z prawdą o swojej przeszłości w dawnym mieszkaniu, w którym nastoletnia córka pomagała dźwigać się matce po bolesnej utracie męża. Pisanie listu jest dla niej sposobem autoterapii, w której poznaje rzeczywiste powody zachowań młodszej wersji siebie, tej, której nie potrafiła wybaczyć.
To bowiem czy Julieta cierpi z powodu straty, czy jednak bardziej z powodu poczucia winy, którym obciążyła się na długie lata, jest dla widza zagadką dotykającą jego osobistych doświadczeń.
W sytuacjach granicznych niewinność każdego z nas nie jest już tak pewna - zdaje się mówić nam Almodovar poprzez adaptację opowiadań Munro. Oboje robią to bardzo przekonująco, wnikając pod powierzchnię doświadczeń każdego z bohaterów. Słusznie Alice Munro nazwana została „wspaniałą nudziarą”. Jeśli zatopić się w nudzie, jaką oferują nam jej opowieści, wejść w nią bez oceniania, rzucić się nawet, można naprawdę ożyć.
Inny niż ten, którego znaliśmy, Almodovar, reżyser opowiadający z wielką moralną wrażliwością, tym razem daje nam w prezencie obraz dojrzałej kobiety, która w pięknie nie dozna spełnienia (obie aktorki grające wersję młodszą - Adriana Ugar-te i starszą Juliety są zjawiskowo piękne). Reżyser gra kolorami, wszystko w świecie, który pokazuje jest soczyste i intensywne na zewnątrz, wnętrza bohaterów są jednak wypełnione mrokiem, którego tajemnicę rozwikłać może tylko życie. Ten kontrast jest oddechem dla widza, który po raz kolejny dowiaduje się, że w tragedii, jaka dotkęła dwie najbliższe sobie kobiety jest przestrzeń na rozmowę bez wymówek i oskarżeń.
Julieta spełni się jednak zanim padną sobie z córką w objęcia. Widz wprawdzie nie będzie tego świadkiem, dozna za to wspaniałego uczucia zrozumienia, które właściwe jest historiom opowiedzianym z wielkim wdziękiem: żeby wybaczyć emocjonalne zranienie, trzeba przeżyć to samo.