Paweł Szkotak o premierze “Don Bucefalo” w Operze Bałtyckiej: Lubię różne formy teatru
z Pawłem Szkotakiem, reżyserem, szefem teatru Biuro Podróży rozmawiamy o jego premierze operowej w Gdańsku, związkach z muzyką i planach.
W piątek w pana reżyserii w Operze Bałtyckiej w Gdańsku premiera opery komicznej Antonio Cagnoniego „Don Bucefalo”. Skąd ten pomysł?
To już moja trzecia realizacja w Operze Bałtyckiej. Pierwszą była polska i światowa prapremiera „Sądu ostatecznego” Krzysztofa Knittla. Drugą realizacją był „Cyrulik sewilski” Gioacchina Rossiniego, a teraz „Don Bucefalo”. W jakiejś mierze jest to kontynuacja „Cyrulika”, bo to też opera, która ma w sobie dużo humoru. Jest całkowicie nieznana w Polsce i nawet nieobecna w polskich przewodnikach operowych. To trzecie wykonanie w XXI wieku na świecie tej dziewiętnastowiecznej opery.
Co jest najtrudniejsze w realizacji tej opery?
Myślę, że fakt iż jest ona zupełnie nieznana, kładzie na naszych barkach spory ciężar. Od tego jak ją zrealizujemy, być może będzie zależało to, czy ktoś po nią sięgnie po raz kolejny w Polsce czy gdzie indziej. To duża odpowiedzialność. A więc jesteśmy niejako pionierami. To piękna muzyka z typowym włoskim bel cantem, a sama opera jest interesująca o tyle, że jest operą w operze, teatrem w teatrze. To historia o tym, jak kompozytor tworzy operę. Przy pomocy środków używanych w operze opowiada, jak powstaje opera. Cagnoni skomponował nawet strojenie orkiestry. Oprócz tego pojawia się wiele trafnych obserwacji na temat życia operowego a także krytyka sposobów, w jaki wystawiano opery w czasach Cagnoniego. To wszystko jest o tyle zdumiewające, że Cagnoni napisał ją mając zaledwie 19 lat. A był twórcą dość płodnym, bo przez całe życie skomponował 20 oper.
Jak to się stało, że pan - reżyser związany głównie z teatrem alternatywnym - zajął się operą?
To stało się już jakiś czas temu. Jako reżyser operowy zadebiutowałem kilkanaście lat temu operą „Carmen” z Małgorzatą Walewską w ruinach niemieckiego teatru Victoria w Gliwicach. Oprócz teatru Biuro Podróży, który jest moim pierwszym i ukochanym dzieckiem, miałem sporo realizacji w teatrach dramatycznych w tym operowych, a nawet lalkowych, bo lubię bardzo różne formy teatru.
I stąd zainteresowanie operą?
Muzyka towarzyszy mi od dziecka. Marzyłem, aby zostać muzykiem. Chodziłem nawet do szkoły muzycznej. To mi trochę ułatwia pracę w świecie muzyki. W ostatnim roku akademickim miałem też przyjemność i zaszczyt prowadzić zajęcia na Akademii Muzycznej w Poznaniu. A więc moje związki z muzyką zawsze były dość ścisłe.
W piątek premiera w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, a kiedy zobaczymy nową pańska rzecz w Poznaniu?
Tego nie wiem, bo parafrazując powiedzenie, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, nikt nie jest prorokiem we własnym mieście. Kalendarz mam wypełniony bardzo ściśle, bo za chwilę, w maju następna realizacja operowa - „Jaś i Małgosia” we Wrocławiu. W czerwcu w Londynie premiera nowego spektaklu teatru Biuro Podróży. Jedziemy na ten sam festiwal, który finansował naszą poprzednią produkcję „Cisza w Troi”. A w listopadzie kolejna premiera operowa w Bydgoszczy. A wcześniej jeszcze praca w Koszalinie. Dużo tego. Na razie w kalendarzu nie ma Poznania, ale jeśli taka propozycja się pojawi to z radością ją przyjmę.