Z polskim systemem politycznym dzieje się coś bardzo niedobrego, a w czasach zarazy ten proces bardzo przyspieszył. Właściwie można by tę rubrykę zamienić w kronikę procesu zamieniania się polskiej demokracji w państwo pod władzą partii.
W ubiegłą sobotę został zatrzymany senator Jacek Bury, posłanka Klaudia Jachira została poturbowana, na posła Sławomira Nitrasa została nałożona dotkliwa finansowa kara. W każdym przypadku represje dotyczyły członków parlamentu, którzy wykonywali swoje obowiązki, w dwóch pierwszych przypadkach bezprawne działanie przedstawiciela władzy wobec parlamentarzystów było oczywiste, kara dla S. Nitrasa od marszałek E. Witek była polityczną zemstą za krytykę obozu władzy.
Nową dynamikę sytuacji politycznej nadało wejście do gry prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Jako kandydat na prezydenta Polski ma on szansę stanąć na ubitej ziemi z Andrzejem Dudą, wejść do drugiej tury wyborów i poważnie zawalczyć o zwycięstwo. Badania wskazują, ze szansa ta jest całkiem realna. Gra o prezydenturę toczy się jednak w warunkach, gdy obóz władzy jest na boisku w korkach, a przeciwnicy boso.
Nie ma już równych reguł gry. Nie ma jeszcze ostatecznej wersji zasad wyborczych, właściwie cały proces szykowania wyborów toczy się poza Konstytucją i założeniami Kodeksu Wyborczego. O dacie wyborów zadecyduje marszałek Sejmu a o sposobie ich przeprowadzania w dużym stopniu minister zdrowia, czyli politycy, którzy popierają jednego z kandydatów. Trudno w tych warunkach mówić o sprawiedliwej walce. Czy w tych warunkach Rafał Trzaskowski dostanie faktyczną szansę, by powalczyć o najważniejszy urząd w państwie?
Jednak nic tak nie rozhuśtało opinii publicznej jak nieformalna cenzura w Trójce. Ingerencja władz radia w układ na liście przebojów rozpoczęła łańcuszek rezygnacji, w wyniku którego Trójka w kilka dni zamieniła się w radio bez załogi. Ingerencja w program radia na ul. Myśliwieckiej odbiła się echem w najpoważniejszych światowych mediach. Rójka to przecież tylko wierzchołek góry lodowej – wicepremier Gliński otwarcie przyznaje, że władza wykorzystuje media publiczne do swoich celów. W takich warunkach jeszcze wyborów w Polsce Niepodległej nie było.
Ludzie tego nie wytrzymają. Koniec systemu politycznego PIS zacznie się od zwycięstwa kandydata opozycji w wyborach. A jeśli władza zrobi wszystko, by normalnej rywalizacji nie było, to początkiem końca systemu będzie gromkie wołanie narodu o prawdę, o wolne media. Lont społecznego buntu już się pali.