Patriota na zakupach nie powinien przesadzać [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. archiwum "Gazety Pomorskiej"
Lucyna Talaśka-Klich

Patriota na zakupach nie powinien przesadzać [rozmowa]

Lucyna Talaśka-Klich

Rozmowa z Andrzejem Gantnerem, dyrektorem generalnym Polskiej Federacji Producentów Żywności, uczestnikiem Welconomy Forum in Toruń.

Czy patriotyzm konsumencki, dotyczący produktów rolnych, ma sens? Odpowiedzi na to pytanie szukano podczas toruńskiego forum gospodarczego. Pan jest patriotą na zakupach?
Zdecydowanie tak, bo do koszyka wrzucam przede wszystkim polskie produkty żywnościowe. Za polskie rozumiem również te, które wyprodukowano w naszym kraju, ale w firmach np. z kapitałem zagranicznym. Przecież one zatrudniają Polaków, wykorzystują polskie surowce, wspierają lokalne społeczności.
Z surowcami bywa różnie. Zdaniem rolników przetwórcy najczęściej nie kierują się patriotyzmem, ale ceną surowców.
Gdyby firmy przetwórcze w Polsce nie uwzględniały czynnika ceny surowca w stosunku do jego jakości, to szefowie takich firm mogliby być posądzeni o działania na szkodę firmy. To czysta ekonomia, która z ideologią ma niewiele wspólnego. Należy pamiętać, że ciągle głównym wyznacznikiem konkurencyjności naszej żywności w UE i na świecie jest właśnie korzystny stosunek ceny do jakości produktów.



Zatem patriotyzm przegrywa z ekonomią?
Czasami, ale w sytuacji gdy przetwórca ma do wyboru surowiec od dziesięciu dostawców, a jego jakość oraz cena są na zbliżonym poziomie, to może kierować się patriotyzmem. Niestety u nas problemem jest nie tylko cena, ale i to, że mamy zbyt rozdrobnioną produkcję rolną, która nie może zapewnić dużych jednorodnych partii towaru. I dlatego zakłady częściowo decydują się sprowadzanie surowca np. z Danii albo z Niemiec.

Ma pan na myśli wieprzowinę?
Tak. Za absurdalne należy uznać pomysły niektórych polityków, którzy chcieliby ograniczyć import wieprzowiny. To jest filozofia Kalego w czystej postaci.

To znaczy?
Kiedy Kali ukraść krowę – to dobrze, kiedy Kalemu ukraść krowę – źle. Czyli kiedy my eksportujemy to bardzo dobrze, a jeżeli ktoś eksportuje coś do Polski to już bardzo źle. Polska jest 5 największym eksporterem żywności w Europie. 82 proc. lokujemy na rynku UE, z tego prawie 60 proc. na rynku niemieckim. W niektórych kategoriach jesteśmy numerem jeden np. w drobiu, malinach, pieczarkach. Zachodni odbiorcy cenią je za wysoką jakość i konkurencyjną cenę.

Czy to źle?
Nie, ale gdyby w tamtych państwach zastosowano patriotyzm Kalego, to praktycznie 30 proc. całej naszej produkcji żywności nie miałoby rynku zbytu. Straty z tego tytułu to byłoby ok. 25 miliardów euro rocznie, utrata tysięcy miejsc pracy oraz katastrofa cenowa na rynku surowców rolnych, z powodu potężnej nadwyżki na polskim rynku. Nawet jeżeli w wieprzowinie jak na razie mamy bilans handlowy ujemny to ogółem eksport żywności przynosi ponad 7 miliardów euro nadwyżki w stosunku do tego, co do Polski sprowadzamy.

To jasno pokazuje, że źle zrozumiany patriotyzm gospodarczy może być dla polskiej gospodarki zabójczy.

Wszystkie dane za ostatnie 25 lat pokazują, że tylko dzięki temu, że klienci w innych krajach chcą kupować polską żywność, nasza gospodarka żywnościowa może się rozwijać. I staje się coraz bardziej konkurencyjna. Jednak rolnicy ekologiczni biorący udział na targach w Norymberdze, mieli wiele ofert dotyczących kupna przetworów z polskich surowców, ale pod marką firm francuskich czy niemieckich. Właśnie ze względu na patriotyzm konsumencki, bo wiedzieli że polski towar – choć wysokiej jakości - trudniej będzie im sprzedać. To jest kwestia pozycji danej marki na rynku. Na nią pracuje się bardzo długo, inwestując setki tysięcy euro w promocje. Trudno zatem się dziwić, że kontrahenci z Niemiec czy Francji wolą używać swoich marek niż ryzykować z tymi, które w ich kraju nie są znane. Marka polskiej żywności jest taka sama jak każda inna, bez dobrej i konsekwentnej strategii, dużych nakładów na promocję trudno przekonać kontrahentów, że konsumenci kupią produkt tylko dlatego, że jest on z Polski. Proces tworzenia narodowej marki, która tworzy u konsumentów jednoznaczne skojarzenie z bezpieczeństwem, wysoką jakością, unikalnymi walorami smakowymi, to proces bardzo długi. Jesteśmy dopiero na początku tej drogi, ale polska żywność ma wszelkie atrybuty aby odnieść sukces pod tym względem. Oczywiście o ile będziemy w stanie obronić wspólny europejski rynek przed narastającym w poszczególnych krajach protekcjonizmem opartym właśnie na źle pojętym patriotyzmie.

W praskim metrze widziałam plakat reklamujący polskie kiełbasy. Czesi reagowali na niego pobłażliwym uśmiechem.
No właśnie! W Czechach był spory problem, bo próbowano wmówić konsumentom, że polska żywność jest złej jakości, a nawet może być wręcz szkodliwa dla zdrowia, tylko dlatego, że jest konkurencyjna cenowo w stosunku do czeskiej. To podobny sposób myślenia jaki reprezentują niektórzy politycy twierdząc, że wieprzowina z Niemiec czy Dani jest gorszej jakości, bo jest tańsza. Musimy bardzo uważać, aby nie używać tego typu argumentów, gdyż mogą one dawać pretekst do kolejnych nagonek na polskie towary w różnych krajach.

A czy polskich konsumentów stać na zakupowy patriotyzm? Rozmawiałam w markecie z panią, która powiedziała, że zarabia 1300 zł netto i kieruje się głównie ceną.
W naszym kraju firmy też potrafią produkować tanio, więc nawet ci najmniej zarabiający mają w czym wybierać. Potwierdza to fakt, że polskie produkty zajmują ok. 80 proc. całej sprzedaży żywności w Polsce. Polacy nie mają problemów z patriotyzmem na zakupach, co ułatwia im również fakt, że polskie produkty wyróżniają się specyficznymi cechami jakościowymi oraz smakiem. Co nie znaczy, że jesteśmy narodem ksenofobicznym i nie kupujemy produktów z innych krajów.

Niektóre rodzaje wędlin, nabiału, ryb, słodyczy, ciastek, owoców nie wspominając już o alkoholach, kawie czy herbacie to produkty, które niejako na stałe zagościły w polskim menu.

Polskich mandarynek albo bananów pan nie kupi.
To prawda, ale już chociażby sery, masło, wędliny, warzywa, jabłka, pieczywo i wiele innych – nawet jeśli mam do wyboru z innych krajów – zawsze wybiorę te z Polski.

Włącza się panu patriotyzm?
To też, ale przede wszystkim chodzi o wspaniały, niepowtarzalny smak i jakość. Mamy wiele takich produktów – najwyższej jakości, niepowtarzalnych i to jest naszym atutem.

Zatem patriotyzm na zakupach ma sens?
Owszem, ale bez przesady czyli bez szkodliwego protekcjonizmu. Jeżeli chodzi o produkcję żywności, to osiągnęliśmy olbrzymi eksportowy sukces przy jednoczesnym zachowaniu własnego rynku. Jednak patrząc na potencjał jakim dysponujemy, ten sukces możemy co najmniej podwoić w ciągu następnych 10 lat. To zupełnie możliwe, o ile zamiast stawiać na protekcjonizm, postawimy na rozwój w całym łańcuchu produkcji żywności. To będzie wymagało poważnych reform w obszarze produkcji rolnej, tak aby polskie rolnictwo było w stanie produkować duże jednorodne partie bardzo dobrej jakości surowca. By polscy producenci żywności ekologicznej i i regionalnej mogli łączyć się w duże grupy produkcyjne, które będą w stanie promować swoje marki na całym świecie. Tylko w ten sposób, a nie źle pojętym patriotyzmem będziemy mogli pokonać każdą konkurencję i rozwijać polską gospodarkę.

Lucyna Talaśka-Klich

Kieruję wspaniałym zespołem dziennikarzy, którzy rozkłada gospodarkę na czynniki pierwsze i tłumaczy Czytelnikom w jaki sposób ekonomia wpływa na życie przeciętnego Kowalskiego. Moim konikiem jest rolnictwo. Konie także są moją pasją, szczególnie huculskie i rasy wielkopolskiej.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.