Państwo Liskowie od 9 lat stanowią rodzinę zastępczą. Ich dom jest pełen miłości
W kuchni Gabrieli i Arkadiusza Lisków zastaję trzech chłopców pochylonych nad laptopami w trakcie lekcji online.
To 12-letni Bartosz i Kamil oraz 10-letni Rafał. Przy drugim stole półtoraroczny Filip na kolanach u taty pałaszuje kaszę. Dwóch sześciolatków, Igor i Michaś, gania między kuchnią a pokojem. Po chwili dołącza do nich Filip, wesoło pokrzykując.
- I tak u nas cały czas - śmieje się Gabriela, jedyna kobieta w tej męskiej drużynie.
Gabriela i Arkadiusz są małżeństwem od trzynastu lat. Od dziewięciu lat stanowią rodzinę zastępczą dla dzieci krzywdzonych przez los i biologicznych rodziców. W tym czasie znalazło u nich schronienie jedenaścioro dzieci. Od trzech lat sprawują pieczę zastępczą nad trzema braćmi - Kamilem, Rafałem i Igorem, od półtora roku opiekują się Filipem. Męska drużyna jest coraz lepiej zgrana.
Do rodziny Lisków kierowane są dzieci z domów dotkniętych przede wszystkim alkoholizmem, czasami też przemocą. Zaniedbane emocjonalnie i wychowawczo, czasem zdruzgotane psychicznie, niekiedy maltretowane, często wygłodzone. Czyli, właściwie, spragnione wszystkiego.
Trudne rozstania
- Pierwszym naszym podopiecznym był trzylatek Krzyś, który po dwóch latach poszedł do rodziny adopcyjnej - wspomina Gabriela. - Później zamieszkała z nami pięcioletnia Julcia - po dwóch latach też została adoptowana, przez włoską rodzinę. Potem kierowano do nas same niemowlaki: dwumiesięczna Alicja, która po kolejnych dwóch miesiącach, na mocy decyzji sądu, wróciła do rodziców - jako jedyne z naszych dzieci. Potem był maleńki, półtoramiesięczny Kubuś, z zespołem dziecka maltretowanego. To było dla nas bardzo ciężkie przeżycie. Nie dał się dotknąć, od razu płakał przerażony. Można było tylko na niego patrzeć i ostrożnie przebierać. Przez rok staraliśmy się, by pozwolił się przytulić, staraliśmy się łagodzić traumę tego maleństwa. To było straszne. I dla mnie, i dla męża. Trzy razy Kubusia odwiedzili rodzice, ale on bardzo źle reagował na te kontakty. Ostatnim razem matka przyjechała tak pobita, że się przeraziliśmy. Po dwóch latach Kubuś znalazł rodzinę adopcyjną. Oddaliśmy uspokojone emocjonalnie dziecko, reagujące bez lęku na objawy czułości. Bardzo do niego tęskniliśmy przez długi czas. Z Kubusiem był Piotruś, jego rówieśnik, przez rok i trzy miesiące, Boże Narodzenie 2015 roku spędził już z rodzicami adopcyjnymi w Warszawie. W tym czasie była też z nami dwuletnia Patrysia. Miała nią się zaopiekować babcia, jednak okazało się to niemożliwe, więc przeszła do innej rodziny zastępczej, bo wymagała znacznej pomocy, a nam trudno było sobie poradzić z trójką schorowanych dzieci. W tym czasie trafił do nas też ośmiodniowy noworodek, Albert, bo w jego domu rodzinnym nie było absolutnie warunków do wychowania dziecka, ale on był u nas bardzo krótko - wspomina „swoje” wcześniejsze dzieci Gabriela.
Najstraszniejsze są te wszystkie rozstania. Nieuniknione przecież w rodzinie zastępczej, twierdzą Liskowie.
- Przeżywaliśmy każde odejście dziecka - mówi z przejęciem Gabriela. - Słyszałam płacz, podrywałam się w nocy, żeby zajrzeć do łóżeczka, choć dziecko było już w innym domu. Jak oddawaliśmy pięciomiesięczną Alicję, to był dla mnie dramat. Z takim maleństwem bardzo szybko rodzi się silna więź. To było pierwsze rozstanie.
- Byliśmy w takim stanie, że powiedziałem dyrektorce PCPR, że już nie chcemy dzieci, nie damy rady. Ale pani dyrektor spytała, czy będziemy płakać nad sobą, czy dalej razem pomagamy. Po tygodniu dostaliśmy kolejne niemowlę. Które znów trzeba było oddać. I znów był dramat - wspomina Arkadiusz.
Słyszeliśmy czasem, że jesteśmy bez serca, bo tak bierzemy i oddajemy te maluchy. To jest strasznie przykre i bardzo krzywdzące
- dodaje.
- My chcemy zapewnić tym dzieciom taką bliskość, jak w domu rodzinnym. One już przeżyły traumę pierwszego rozstania, z rodzoną mamą, oderwane od piersi. Niektóre z nich trafiają do domu małego dziecka, ale nie będą tam miały stabilności uczuć. Dla takiego maleństwa jest ważne, że przytula je wciąż ta sama osoba, a nie codziennie inna pielęgniarka czy wolontariuszka, bo to rodzi poczucie bezpieczeństwa. Dlatego dla nas traumatyczne jest każde rozstanie , bo wiemy, że to dziecko po raz kolejny takie poczucie bezpieczeństwa traci. Ale jednocześnie zawsze mamy nadzieję, chcemy wierzyć, że trafia do dobrej, adopcyjnej rodziny, już na stałe. Myślę, że dzieci w rodzinach zastępczych są lepiej emocjonalnie przygotowane do dalszej drogi, bardziej ustabilizowane psychicznie - uważa Gabriela.
Zaufanie i cierpliwość
Trzy lata temu w domu Lisków znaleźli się Igor, Rafał i Kamil, a od półtora roku rodzinę cieszy Filip.
- Wszystkie decyzje konsultujemy z chłopcami. Jak Filipa chcieliśmy przyjąć do rodziny, pytaliśmy ich o zdanie. Tym razem zaakceptowali, choć zdarzyło się wcześniej, że byli przeciwko nowemu dziecku - mówi Gabriela. Dodaje, że oboje z mężem wolą opiekować się chłopcami.
Mamy dwóch własnych synów, a mnie zawsze było łatwiej dogadywać się z chłopakami. Oni między sobą też łatwiej się dogadują, choć konkurują dosyć często w różnych sprawach, ale do większych konfliktów nie dochodz
i - zapewnia.
Żeby rozumieć lepiej dzieci Gabriela skończyła w Kolegium Nauczycielskim studia z pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej z terapią pedagogiczną, cały czas też wraz z mężem jeżdżą na szkolenia. To niezbędne, żeby utrzymać status zawodowej rodziny zastępczej, ale przede wszystkim dla doskonalenia umiejętności wychowawczych, też potrzebnych, niezależnie od serca. Wychowankowie Lisków pozostają pod opieką Przychodni Pedagogiczno-Psychologicznej w Myszyńcu.
- Zawsze możemy liczyć na życzliwość dyrektorki, Barbary Bączek i fachowców z tej poradni: rehabilitantki Elżbiety Bajstak, psycholog Katarzyna Łady i Katarzyny Dragow, terapeutki integracji sensorycznej. Wspiera nas bardzo PCPR w Ostrołęce z dyrektor Edytą Pędzich, która przez lata opiekowała się rodzinami zastępczymi. Mamy też oparcie w staroście i radzie powiatu. Założyliśmy w 2015 r. stowarzyszenie rodzin zastępczych „Razem z dziećmi”, żeby pomagać sobie nawzajem. Cieszymy się życzliwością prywatnych darczyńców, którzy nie zapominają przy różnych okazjach o naszych podopiecznych - mówi Gabriela Lisek.
Nie każde dziecko ma szczęście żyć w rodzinnym domu, bo nieraz jest w nim więcej alkoholu i nieodpowiedziałności niż miłości. Takie dzieci mają czasem szansę rozpocząć nowe życie w rodzinach zastępczych.