Palestra jest kobietą. Z dużą torbą na akta [zdjęcia]
„Kobiety adwokatury” to pierwszy w Polsce dokument o pracy i codzienności polskich prawniczek. Remigiusz Zawadzki, bydgoszczanin, jego twórca opowiada nam o tym, jakie stereotypy próbował obalić i czy mu się to udało.
Magda M. i Ally McBeal - to wzorce kobiet prawniczek, które istnieją w świadomości Polaków. Ich codzienność to kawa na mieście z klientem, chwila w sądzie, chwytające za serce mowy końcowe i drogie samochody. Czy tak wygląda życie adwokatek w Polsce?
Odczuwają, że to stereotyp, zresztą ja też. To schematy, które w różnych wariantach i mutacjach trafiły do nas z Ameryki. Pierwszym przekłamaniem jest już sam system prawny - w Polsce jest oparty na innych wzorcach niż w Stanach. Inna sprawa to cała prawnicza rzeczywistość. Gdy tylko w mojej głowie zakiełkował pomysł na film, odkryłem, że dokumentów o tym, jak w naszym kraju stanowi się prawo, jaka jest codzienność adwokatów, tak naprawdę nie ma. Jest jeszcze drugi schemat, do którego chciałem się odnieść, ale już na etapie realizacji filmu okazało się, że tak naprawdę go nie ma. Mówię o kobiecie-prawniku. W tej chwili podział na męskie i kobiece zawody w Polsce już nie istnieje. To dotyczy również palestry. Wszystkie moje rozmówczynie zgodnie stwierdziły, że ścieżek awansu w tym zawodzie nigdy im nie ograniczano. Pracują, pną się w górę, są wybitnymi fachowcami, osiągają sukcesy. Niech świadczy o tym fakt, że już drugą kadencję stanowisko dziekana Izby Adwokackiej w Bydgoszczy pełni kobieta.
„Kobiety Adwokatury” to film, który pokazuje codzienność zawodową oraz pracę współczesnych polskich kobiet adwokatów. Na ekranie śledzimy ich zaangażowanie w ludzkie dramaty i reprezentowanie ludzi, których popełnione błędy postawiły w konflikcie z obowiązującymi w społeczeństwie regułami. Widzimy dylematy z którymi bohaterki mają na co dzień do czynienia w swojej pracy. Film stawia pytania o współczesną kondycję polskiej adwokatury, w sposób świeży i zwięzły opisuje przemiany zachodzące w tej grupie zawodowej. „Kobiety Adwokatury” są zatem swoistym „skanem” stanu polskiej palestry początku XXI wieku.
Jakie są bohaterki Twojego filmu?
Jest ich 12 i pochodzą z różnych zakątków kraju. Zależało nam, by przekrój był duży - od pań pracujących w wielkich miastach po praktykujące na prowincji. To również generacyjna reprezentacja zawodu. Jedną z moich bohaterek jest pani mecenas Krystyna Skolecka-Kona z Łodzi, która jest w zawodzie od 60 lat i dalej prowadzi kancelarię. Jest chyba jednym z najstarszych, wciąż praktykujących adwokatów w Polsce. Najmłodsza z kolei to 24-letnia aplikantka z Bydgoszczy, która dopiero wchodzi w ten zawód z pewnymi nadziejami, wyobrażeniami, ale też niepokojami. Niepokojami, bo dużym wyzwaniem są zmiany zachodzące na rynku pracy.
Mówisz, że kobietom w palestrze nigdy nie ograniczano ścieżki rozwoju. Mimo wszystko nie jest im trudniej? Wybieramy chętniej adwokatów mężczyzn czy kobiety?
Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że płeć nie ma znaczenia. Liczą się umiejętności, skuteczność i rzetelne wykonywanie zawodu, choć wielu osobom wydaje się, że np. w sprawach karnych lepiej sprawdzą się mężczyźni, bo będą bardziej walczyć. Ten stereotyp delikatnej, słabej kobiety rozmywa się zazwyczaj w czasie pierwszego kontaktu klientów z kobietami prawnikami, gdy okazuje się, że są równie, jeśli czasem nie bardziej waleczne.
O ile nikt chyba nie ma wątpliwości, że same studia prawnicze są jednymi z najtrudniejszych, to wydaje nam się, że później jest już z górki. Że prawnicy zarabiają krocie, biegają po sądzie, robią niewiele. Jaka jest ta praca?
Sporo moich bohaterek podkreśla, że to zawód bardzo ciężki. Owszem, gwarantujący niezależność, dużą samodzielność, ale bardzo trudny do pogodzenia z codziennym życiem. Sporo kobiet płaci za ten wybór cenę samotności. Jaka jest praca? Zaczyna się wcześnie rano, zazwyczaj od kilku spraw w sądzie. Często to duży logistyczny wysiłek, by zdążyć z jednego wydziału do następnego. Trzeba pamiętać, że przebieg rozprawy jest nieprzewidywalny, posiedzenie może się przedłużyć. Później kancelaria, wizyty klientów, które bywają okupione dużym wysiłkiem psychicznym. Mamy jakąś dziwną przypadłość, że pomocy szukamy dopiero, gdy już jesteśmy pod ścianą. Tak jest, jeśli chodzi o zdrowie - do lekarza często trafiamy za późno. Tak jest też, jeśli chodzi o pomoc prawną. Zazwyczaj prosimy o nią w ostateczności. I wtedy prawnik musi wchodzić także w rolę terapeuty. Do tego dochodzi wysiłek intelektualny - przygotowywanie linii obrony, pozwów, pism, wniosków. Co ciekawe, to praca, która może wyczerpywać także fizycznie - nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zachwycamy się cywilizacją cyfrową, ale prawda jest taka, że wciąż mimo wszystko prawnicy muszą dźwigać gigantyczne teczki z kilogramami akt. Okazuje się, że w przypadku prawniczek o wyborze torebki często nie decyduje jej wygląd, a wielkość! Po to, by mogły się tam zmieścić akta. Akta, które nie zostają wieczorem w kancelarii, tylko ślęczy się nad nimi do późnej nocy. I to jest prawnicza codzienność, a nie przesiadanie się z jaguara do mercedesa - czy wędrowanie po najmodniejszych knajpach w mieście.
Ustaliliśmy, że kobiety to żadna słaba płeć. Jednak jak to jest, gdy filigranowa prawniczka musi bronić zwyrodnialca - człowieka, który bestialsko zabił, gwałciciela…
Ten temat także pojawia się w filmie. Porusza go m.in. słupska mecenas Anna Bogucka-Skowrońska mówiąc, że każdy człowiek zasługuje na kolejną szansę i w każdym trzeba umieć dostrzec choć iskierkę dobra. Że należy okazać zrozumienie dla okoliczności, które sprowadziły go do miejsca, w którym się znajduje. Obrońca ma po pierwsze zachować absolutną uczciwość względem materiału dowodowego, po drugie zdobyć się na głębokie zrozumienie kontekstu społecznego. Adwokat nie jest od tego, by osądzać. To może truizm, ale trudno to zrozumieć, bo lubimy pochopnie wydawać osądy. Z drugiej strony obrońca musi być absolutnie szczery z klientem. Nie może mu obiecać rzeczy, których nie będzie w stanie dotrzymać.
Rozmawialiśmy o tym, że są kobiety, który wybór kariery prawniczej przypłaciły samotnością. Ale chyba więcej jednak jest takich, które godzą jedno z drugim?
Zdecydowanie. Kobiety w pracy są zdyscyplinowane, zorganizowane, sumienne. I to powoduje, że potrafią pogodzić kilka różnych zadań i robić to doskonale. Niech przykładem będzie mecenas Anna Ślęzak z Wrocławia, jedna z bohaterek filmu. Na początku lat 80. zrobiła sobie trzyletnią przerwę od zawodu na urodzenie dwójki dzieci. Większość środowiska stwierdziła wtedy, że do zawodu już nie wróci. A ona nie dość, że wróciła, to jeszcze od zera zbudowała potężną kancelarię, w dodatku stała się jednym z najlepszych adwokatów we Wrocławiu. Czyli można!
Film zobaczymy we wrześniu w bydgoskim kinie Orzeł. Długo powstawał?
Całość dojrzewała około roku. Pierwsze konkretne rozmowy na ten temat pojawiły się w wakacje zeszłego roku. Wiosną byliśmy gotowi, by dokonać doboru naszych bohaterek. Mówię „byliśmy”, bo wybór bohaterek w dużej mierze zależał od pomocy dziekan bydgoskiej Izby Adwokackiej, mec. Justyny Mazur i mec. Ewy Czerskiej. Do współpracy na etapie zdjęć zaprosiłem Jarka Piskozuba z Bydgoskiej Kroniki Filmowej. Zdjęcia realizowaliśmy od maja do końca czerwca - przy okazji zjechaliśmy całą Polskę. W lipcu zaplanowaliśmy kilka dokrętek w Bydgoszczy. Film jest zrealizowany w technice 4K, staraliśmy się, by był bardzo elegancki pod względem formalnym. Intensywna praca na planie trwała prawie dwa miesiące. Potem tak naprawdę dopiero się zaczęło - mówi się, że filmy dokumentalne powstają głównie na etapie montażu. Ten trwał dwa tygodnie. Z Arturem Owczarczakiem zmontowałem pierwszą wersję filmu na 65-lecie Izby Adwokackiej w Bydgoszczy, z efektu jesteśmy zadowoleni. Mam nadzieję, że nasze bohaterki też będą.