Oksford nie zapomni. Polski profesor nazwał konstytucję dramatem
Sędzia łamał konstytucję, wyrażając swoje opinie w Oksfordzie - mówi dr Renata Mieńkowska-Norkiene o wystąpieniu Lecha Morawskiego.
„Czołowi polscy politycy są skorumpowani, łapówki biorą także sędziowie, a konstytucja to dramat - mówił w ubiegłym tygodniu sędzia Trybunału Konstytucyjnego prof. Lech Morawski (pochodzący z Torunia) na Uniwersytecie w Oksfordzie. Stwierdził, że polski rząd jest przeciwny homoseksualistom, ale ich nie prześladuje. Zaznaczył, że prezentuje stanowisko „tak krytykowanego polskiego rządu”.
Sędzia a racja stanu
Wypowiedź Lecha Morawskiego wywołała wielkie oburzenie. Po pierwsze, bo sędzia TK, zgodnie z obowiązującym konstytucyjnie trójpodziałem władzy, nie może prezentować stanowiska rządu. Po drugie, apolityczność jest obowiązkiem sędziego TK, bez względu na jego osobiste przekonania. Czy zachowanie sędziego kwalifikuje się jako szkodzenie racji stanu?
Dr Renata Mieńkowska-Norkiene, politolog z UW, przypomina art. 195 konstytucji , który zakłada, że sędziowie TK nie mogą należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej niedającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
- To, co powiedział sędzia, stawia Polskę w złym świetle - dodaje dr Mieńkowska-Norkiene. - Krytykował UE, Komisję Wenecką, wyrażał stanowisko rządu na temat homoseksualistów, od czego rząd się później odżegnał. To wszystko było nieeleganckie i łamiące zasadę apolityczności. Więdły mi uszy, gdy słyszałam, jak bardzo sędzia, mówiąc te słowa, łamał konstytucję. Ona może mu się nie podobać, ale nadal obowiązuje. Taka postawa sędziego jest niedopuszczalna.
A miała być uczta
Konstytucjonalistka prof. Agnieszka Bień-Kacała z UMK przyglądała się debacie w Oxfordzie podczas transmisji internetowej. Było to jedno z pierwszych spotkań poświęconych zagadnieniom kryzysu konstytucyjnego w Polsce, a sama w marcu tego roku miała okazję przedstawienia tej problematyki na tle sytuacji na Węgrzech wspólnie z prof. Tímeą Drinóczi z Uniwersytetu w Pécs na Uniwersytecie w Maastricht.
- Spodziewałam się uczty akademickiej i poziom naukowy dyskusji był bardzo wysoki, poza jedną wypowiedzią - prof. Lecha Morawskiego, którego znam od lat i do tej pory ceniłam - mówi prof. Bień-Kacała. - Pan profesor wystąpił nie jako naukowiec, lecz jako sędzia TK, a jego celem było przedstawienie stanowiska rządu polskiego. Nie budziłoby to oczywiście wątpliwości, gdyby za tym kryło się naukowe uzasadnienie.
Jednak zdaniem prof. Bień-Kacały, nie ma wątpliwości, że były to wypowiedzi o charakterze czysto politycznym, których spodziewałaby się na wiecu wyborczym. - Jest to tym bardziej niepokojące, że mamy do czynienia z opiniami sędziego TK - przypomina prof. Bień-Kacała. - Konstytucyjny zakaz przynależności do partii politycznych nie może być rozumiany jedynie formalnie, lecz także jako powstrzymanie się w działalności publicznej od wyrażania własnych poglądów politycznych i popierania któregokolwiek z aktorów sceny politycznej. To prawda, że istnieją powiązania między polityczną władzą ustawodawczą a władzą sądowniczą, której również można przypisać pewien walor polityczny (zwłaszcza gdy ocenia konstytucyjność ustaw). Ale w ramach wykonywania własnych kompetencji to władza sądownicza powinna mieć wpływ ograniczający funkcjonowanie politycznego ustawodawcy, nie zaś odwrotnie. To smutne, że postępują tak osoby, o których sądziliśmy lub powinniśmy zakładać, że będą pełnić funkcję autorytetów.
Dr Hubert Stys z WSB w Toruniu jest zdania, że wiele wypowiedzi sędziego Morawskiego opiera się na bardzo stronniczym postrzeganiu rzeczywistości. - Nie sądzę, by tego rodzaju występy były mocno szkodliwe, mam nadzieję, że słuchacze odebrali je tylko z wielkodusznym politowaniem - mówi dr Stys. - Trudno przewidywać, by osoby znające ogólną sytuację w Polsce nie wiedziały, że nasz Trybunał Konstytucyjny jest wydmuszką. Nieodpowiedzialne jest jednak bezrefleksyjne angażowanie się sędziego po jednej stronie sceny politycznej i traktowanie tego jako normy.
Dr Stys twierdzi też, że z prof. Morawskim jest trochę tak jak z postaciami filmu „Zniewolony umysł”.- Popularna idea zaczyna zasłaniać fakty, a „bohater” za wszelką cenę chce się wpisać w zwycięską polityczną rzeczywistość - przekonuje dr Stys. - Martwić może jeszcze inna sprawa - władza łamiąca konstytucję, dobre zwyczaje, posługująca się brutalnym językiem w walce politycznej, obskurancka i szowinistyczna - inspiruje i trafia w gusta doświadczonych akademików. Tych, którzy mają kształtować umysły kolejnych pokoleń, wychowywać dojrzałych obywateli, otwartych i nowoczesnych Polaków XXI wieku. Jak można uczyć odpowiedzialności za państwo, samemu jej nie wykazując?