Odszedł pasterz - arcybiskup Tadeusz Gocłowski

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Bolt
Barbara Szczepułab.szczepula@prasa.gda.pl

Odszedł pasterz - arcybiskup Tadeusz Gocłowski

Barbara Szczepułab.szczepula@prasa.gda.pl

Był dla wielu punktem odniesie-nia, autorytetem, wskazywał kieru-nek i prostował ścieżki. Jego dziełem był Gdański Areopag. To Jego nazwisko otwierało wszystkie drzwi i było argumentem nie do odrzucenia. Był bez wątpienia jednym z architektów wolnej polski, Człowiekiem oddanym jej całym sercem.

Rozdzwoniły się telefony, rozlał się smutek. Zmarł Ksiądz Arcybiskup Tadeusz Gocłowski, wielki Polak, prawdziwy Książę Kościoła, bez wątpienia jeden z architektów wolnej Polski. Człowiek oddany jej całym sercem, homo politicus w najlepszym znaczeniu tego słowa, dyskretny dyplomata, wyznający gdańską dewizę: „nec temere, nec timide”.

Lubił podkreślać, że do polityki się nie miesza, ale był okres, a myślę tu w szczególności o latach 80., gdy w politykę się angażował, bo taka była konieczność dziejowa. Biskup, a potem arcybiskup Tadeusz Gocłowski rozumiał politykę - za Arystotelesem - jako roztropną troskę o dobro wspólne. Mieliśmy szczęście, że w trudnym okresie naszej historii - nie tylko w stanie wojennym, ale także w pierwszych latach niełatwej transformacji i kształtowania się systemu demokratycznego - mieliśmy tak mądrego biskupa, życzliwego i otwartego na ludzi, ciekawego świata.

***

Każdy, kto uczestniczył w papieskiej mszy na Zaspie w 1987 roku, pamięta, że tego dnia płyta dawnego lotniska stała się przestrzenią wolności i radości w przytłoczonym kłamstwem, brakiem nadziei i perspektyw PRL. Podniesieni na duchu słowami Jana Pawła II uwierzyliśmy, że wszystko może się zmienić. Uskrzydliły nas słowa papieża wypowiedziane na Westerplatte. Tamta pielgrzymka zapoczątkowała de facto powrót Solidarności na scenę polityczną, a w konsekwencji - przyczyniła się do niepodległości Polski. To arcybiskup Gocłowski tę pielgrzymkę przygotowywał, On stworzył odpowiednie warunki, byśmy mogli ją przeżyć w sposób godny i radosny. Jego rola gospodarza diecezji była ogromna. W roku 1988 arcybiskup Gocłowski wspierał strajki w stoczni gdańskiej i na uniwersytecie. Strajk majowy zakończył się w gruncie rzeczy porażką, ale Jego obecność w kościele Świętej Brygidy i wygłoszona tam homilia podniosły wszystkich na duchu, wręcz dały poczucie sukcesu!

***

W imię polskiej racji stanu Arcybiskup wziął udział w rozmowach w Magdalence przygotowujących obrady Okrągłego Stołu. Opowiadał mi w jednym z wywiadów: - „Wałęsa powtarzał bez przerwy: »Nie ma wolności bez Solidarności«. To zirytowało Kiszczaka i Cioska. Rzucili: - No to kończymy! - I ruszyli w kierunku drzwi. Wtedy, jak to opisał Kiszczak, Gocłowski wygłosił homilię. Powiedziałem: - Polska nie jest ani wasza, ani nasza, jest wspólna, nie ma się co obrażać, trzeba rozmawiać!”. Arcybiskup zawsze potem podkreślał, że w Magdalence nie było żadnego spisku. Debatowano o tym, jak wyjść z impasu bez rozlewu krwi.

Trzeba przypomnieć jeszcze papieską mszę świętą w 1999 roku na hipodromie w Sopocie. Jan Paweł II, nawiązując do mszy na Zaspie, powiedział: - Słyszałem wtedy w Gdańsku od was: nie ma wolności bez solidarności. Dzisiaj trzeba powiedzieć: nie ma solidarności bez miłości.

To były już zupełnie inne czasy, mieliśmy wolną i demokratyczną Rzeczpospolitą. Ale z budową cywilizacji miłości ciągle mieliśmy problemy. Ba, okazywały się większe i większe. W ostatnim czasie był zatroskany pogłębiającym się podziałem społeczeństwa na dwa wrogie obozy, ale nikogo nie piętnował, nie potępiał. Starał się przekonywać, tłumaczyć. Jego homilie trafiały nie tylko do serca, ale i do rozumu. Oczywiście pod warunkiem że się Go słuchało. Był dla wielu z nas punktem odniesienia, autorytetem, wskazywał kierunek i prostował ścieżki. Gromadziliśmy się wokół Niego my, ludzie małej wiary.

Jako metropolita gdański organizował co roku w oliwskiej katedrze rekolekcje wielkopostne dla inteligencji. Głosili je najlepsi kaznodzieje z całej Polski: ksiądz profesor Józef Tischner, biskup Józef Życiński, biskup Tadeusz Pieronek... To były przeżycia duchowe, których się nie zapomina, pozostające na dnie serca na zawsze.

Wielkim dziełem księdza arcybiskupa Gocłowskiego był Gdański Areopag. To Jego nazwisko otwierało wszystkie drzwi i było argumentem nie do odrzucenia. Pamiętam, że Ryszard Kapuściński, człowiek daleki od Kościoła, powiedział mi: „Nie mogłem odmówić arcybiskupowi Gocłowskiemu, więc jestem”. Przyjeżdżali zatem do Gdańska intelektualiści wierzący i niewierzący, ludzie z różnych obozów politycznych, by dyskutować na ważne tematy: wolności, sprawiedliwości, prawdy, dobra wspólnego. Lubił rozmawiać z intelektualistami, ale też - jak prawdziwy pasterz diecezji - uczestniczył w wigiliach dla biednych i samotnych i z nimi łamał się opłatkiem. Wszystkich przytulał do serca. Co roku w Wielkanocną Niedzielę mieliśmy z mężem zaszczyt spotykać się z księdzem arcybiskupem Gocłowskim u księży zmartwychwstańców. Podczas mszy świętej wygłaszał homilię, która zawsze zapadała w pamięć i dawała do myślenia, a potem było wspólne świąteczne śniadanie - radosne i pełne interesujących rozmów. W tym roku nie było jednak tak pogodnie jak zwykle. Powiedział od ołtarza: „Może jestem u was już po raz ostatni…”.

Opłakuję Go jak ojca.

Autor: Barbara Szczepuła

Barbara Szczepułab.szczepula@prasa.gda.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.