Od Krakowa do Brukseli. Kto komu łaskę robi?
Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia. Na kilka dni przed wyborami prezydent USA spotka się prezydentem Polski – wyśle sygnał, kto mu pasuje jako lokator Pałacu Namiestnikowskiego w Warszawie na kolejne pięć lat.
Prezydent Andrzej Duda ubiega się o drugą kadencję. Jego notowania niedawno były na przyzwoitym poziomie i dawały szansę na wybór drugi raz. Teraz wygląda, że powtórzy się historia, której głównym bohaterem 5 lat temu był Bronisław Komorowski – wchodził do gry jako faworyt, a wyszedł jako przegrany.
Członkowie sztabu prezydenta zapewne uważają, że pokazanie się u boku D. Trumpa pomoże zdobyć A. Dudzie brakujące punkty. Nie jest to jednak oczywiste. Pewnie obrazek z prezydentem Polski w Białym Domu spodoba się zdecydowanym wyborcom PiS, ale ich akurat przekonywać do Dudy nie trzeba.
Rozmowy prezydentów Polski i USA miały tradycyjnie wyjątkowe znaczenie. Bywały okazją do przypieczętowania ważnych ustaleń. Takim zaś ustaleniom kampania nie służy. W rozmowach z prezydentem USA pojawią się zapewne takie sprawy jak pytanie o dalszy los żołnierzy amerykańskich, którzy maja opuścić Niemcy. Polsce jeszcze nie udało się przygotować na przyjęcie tych wojsk amerykańskich, co do których już się umówiliśmy, a skłonność do kolejnych obietnic po stronie władzy jest duża. Decyzje są podejmowane taśmowo: bez dyskusji, czy dla bezpieczeństwa Polski opłaca się, żeby USA wycofywały się z Niemiec, bez debaty o tym na ile wojsk amerykańskich Polska jest przegotowana i na jakich warunkach ich ugości.
Dla prezydenta USA wizyta Dudy jest poręczna na wiele sposobów, po pierwsze będzie to jeszcze jeden prztyczek w nos dla Niemiec, po drugie jeszcze jedna demonstracja lekceważenia UE. I najważniejsze. Przecież nie tylko prezydent Duda walczy o ponowny wybór. Także Donald Trump ma za pasem wybory. Nagle okazuje się, że w kilku kluczowych stanach zaczyna zyskiwać poparcie główny rywal Trumpa Joe Biden. Tak się składa, ze w niektórych z tych stanów pewna rolę odgrywa Polonia, a raczej osoby polskiego pochodzenia. Sztabowcy Trumpa wierzą, że pokazanie się z prezydentem Polski może pomóc w przekonaniu ich do kandydata Republikanów.
Paradoksalnie ekspresowe zaproszenie dla Dudy może być sygnałem, że prezydent Trump nie jest pewien jego zwycięstwa, a nie jest oczywiste, że prezydent Trzaskowski, jeśli zostanie wybrany będzie chciał od razu jechać do USA i popierać akurat Donalda Trumpa?
A sam Trump? Polacy są dla niego jak talizman. Nie jest tajemnicą, że on po prosty wierzy, że on po prostu wierzy, iż Amerykanie polskiego pochodzenia przynoszą mu szczęście. W trudnym momencie kampanii wyborczej Andrzej Duda jest mu bardzo potrzebny, by „szczęśliwe” głosy pozyskać. Tak naprawdę nie jest jasne, kto w tej dziwnej wizycie wyborczej w USA komu robi łaskę.