Relatywizowanie zbrodni wojennych to największy grzech polityka demokratycznego świata. Siedzi sobie w bezpiecznej stolicy w środku Europy. Bezpieczeństwo jego kraju jest gwarantowane przez państwa NATO, w tym szczególnie USA i bez żadnych konsekwencji snuje rozważania, czy fotografie z Buczy nie są przypadkiem „zmanipulowane” i że „trzeba sprawdzić”.
Oczywiście mógłby „sprawdzać” - zakładane przez niego samego instytucje, które dokumentują totalitaryzm Terror Haza w Budapeszcie mogły nawet już zacząć „sprawdzać”. Ale oczywiście nie o żadne „sprawdzania” chodzi, bo nie ma czego „sprawdzać”. To postawa Wiktora Orbana. Brak potępienia zbrodni to wstęp do kolejnych - tak działa ta machina. Drogowskaz mamy jasny - jeśli nie walczymy z wojną i złem jako politycy, to bierzemy współodpowiedzialność za wojnę i jej konsekwencje. To proste przesłanie wynika z wystąpienia Jana Pawła II w Auschwitz w 1979 r.
Dla Karola, który przeżył wojnę i nie pierwszy raz zobaczył Auschwitz jako papież, nie było o czym rozprawiać. Przez pryzmat jego słów i gestów patrzę na milczenie LePen i jej opowieści o strefach wpływów Rosji. To wszystko ściąga na takie postaci jak Orban czy LePen współodpowiedzialność za dalszą wojnę. Polityczna pozycja domaga się w pierwszym rzędzie politycznej reakcji.
Świat się doczekał głosu papieża Franciszka - i pytania o miejsce Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Wielu katolików odetchnęło z ulgą, pełna przyjdzie wtedy, gdy papież poleci na Ukrainę z wizytą. Patrzyliśmy dotąd na prawosławnych chrześcijan i nieszczęsnego patriarchę Cyryla w półukłonach wobec Putina, który błogosławi mordom wojennym i myśleli: gdzie jest Pan Bóg i gdzie „nasz papież Franciszek” w tym wszystkim?
Telefony prezydenta Macrona to straszny błąd polityczny, ale jednak innej wagi niż postępki Orbana i LePen - on przecież nie podżega do dalszych rozbiorów ani nie udaje Greka w sprawie zbrodni wojennych. Macrona trzeba krytykować i to głośno, ale sprawiedliwie rozróżniając, co jest kardynalnym politycznym błędem, a co jest milczeniem w sprawie agresora i zbrodni. Tak samo jak trzeba rozróżnić, co było przed wojną, a co teraz. Inaczej rozmowa toczyć się będzie już tylko na zasadzie „wy macie Orbana” lub „a Niemcy to to i tamto”. Szkoda w takim razie pióra strzępić i gęby otwierać.
Dzisiaj widać, że żyliśmy jak głusi w strasznym świecie, w którym zbrodnie z Czeczenii ani zabory z Gruzji nie powstrzymywały Zachodu przed handlowaniem z Putinem i budowaniem Gazociągu Północnego, także polskie firmy żyły z taniego rosyjskiego węgla. Każdy ma swoje grzeszki i grzechy sprzed 24 lutego. Poranne bombardowanie Kijowa tego dnia zamknęło jednak epokę i podzieliło świat na tamten i ten, nowy, świat z masowymi grobami. Będzie czas na rozliczenia i debaty historyczne o przyczynach putinizmu, a teraz jest czas na jego zatrzymanie. I czas na potępienie cichych współpracowników Putina. Na szali leży ludzka krew, nieszczęście Ukrainy i w przyszłości może Polski. Wybór jest chyba prosty?