O skarbach między kartkami książek opowiada Zbigniew Kulczycki
O tym, co można znaleźć pomiędzy kartkami starych książek i czasopism, rozmawialiśmy z Zbigniewem Kulczyckim, który prowadzi antykwariat Saski.
Co można znaleźć pomiędzy kartkami starych książek?
Bardzo wiele. Pojawiają się akty chrztu, świadectwa komunijne, raz zdarzyło się też maturalne. Również świadectwa szkolne, ale rzadko. Najciekawszym znaleziskiem było ogłoszenie z czasów okupacji o rozstrzelaniu dziesięciu mieszkańców miasteczka Pyrzyce w Zachodniopomorskiem obecnie. Pojawia się również sporo banknotów, najwięcej tych z PRL. Znajdowałem też zagraniczne, na przykład radzieckie ruble, NRD-owskie marki i czechosłowackie korony.
Pojawia się również cała masa zdjęć. Począwszy od tych rodzinnych, matek z dziećmi na ręku, po te bardzie ciekawe i odważne. Raz miałem klienta, który przychodził do mnie co jakiś czas i oddawał książki. Znajdowałem w nich zdjęcia tej samej kobiety. To była jego była żona. Powiedział mi, żebym wyrzucił te fotografie. Kolejną liczną grupą są opakowania po słodyczach. Kiedyś za komuny, gdy w sklepach nie było za wiele, dzieci, w tym też ja, zbierały opakowania np. po czekoladach czy cukierkach. Jak ktoś z rodziny kupił w Peweksie milkę, to trzeba było zostawić sobie opakowanie na pamiątkę. W ostatnim czasie trafiła się mi strona z czasopisma psychologicznego z lat 80., widokówka zespołu De Mono z autografem wokalisty i rysunki postaci z komiksów. Wielką ciekawostką, którą trzymam osobno, jest bilet na berliński koncert zespołu Hall and Oates z lat 80.
A co dalej z pana kolekcją?
Już od lat zbieramy to wszystko do pudełek. Przez te lata zebrało się już ich kilkanaście. Myślimy więc o zrobieniu jakiejś wystaw z tymi znaleziskami. To już byłaby druga. Pierwszą zorganizowaliśmy 15 lat temu. Rozmawiałem wtedy z kolegą Igorem Myszkiewiczem, który organizuje wystawy galerii Galera. To właśnie on zaproponował mi stworzenie wystawy.
Czytelnicy chętnie tu zaglądają?
Ostatnio narzekam na brak klientów. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Myślę, że powodem jest wystawianie książek w internecie. Ale jak czasem sprawdzam ceny, jakich żądają sprzedający, to zastanawiam się, kto to kupi. Kiedy zakładaliśmy ten antykwariat 18 lat temu, to sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. W okolicach wypłaty ustawiały się tu kolejki.