O porwaniu jego córki mówiła cała Polska. "Chciałem, żeby nasza rodzina znów była razem"
Wspólnik Cezarego R. przyznał, że planowali to od kilku miesięcy. W samochodzie żony oskarżonego znaleziono też nadajnik GPS. Mimo to, 37-latek idzie w zaparte i twierdzi, że nie było to żadne uprowadzenie, bo Amelka i jej matka dobrowolnie wsiadły do samochodu. A po drugie - jak tłumaczy - wciąż ma pełnię władz rodzicielskich i to żona bez wyroku sądu wywiozła 3-latkę z Niemiec, gdzie mieszkali. Sprawę rozstrzygnie białostocki sąd. Wreszcie ruszył proces.
- Wszystko to zrobiłem dla dobra mojej córki, która została w 2017 roku uprowadzona do Polski z Niemiec. Chciałem, żeby Amelia wróciła do domu. Chciałbym, żebyśmy dalej byli pełną rodziną - tłumaczył Cezary R.
W czasie przesłuchania stwierdził, że w Polsce i innych krajach władza wykonawcza i sądownicza łamie prawa dziecka i człowieka. Przez to dochodzi do porwań rodzicielskich.
- Ja chciałbym to zakończyć, żeby nie dochodziło do takich sytuacji. Ponieważ to jest krzywda dla wszystkich członków rodziny - podkreślał. Gdy prokurator wytknął mu niekonsekwencję, stwierdził, że potrzebny jest złoty środek i walczy o niego od 1,5 roku w sądzie cywilnym.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień