Nowy rok - nowe życie. Trwa zbiórka na operację serca niemal półrocznej Julki. Został tydzień

Czytaj dalej
Fot. Archiwum A. Ciesińskiej
Dorota Witt

Nowy rok - nowe życie. Trwa zbiórka na operację serca niemal półrocznej Julki. Został tydzień

Dorota Witt

Rodzice Julki, Alicja i Kamil Ciesińscy, o guzie, który zajmuje 80 proc. lewej komory serca dziewczynki, dowiedzieli się na ostatnim ciążowym USG. Kolejną zwalającą z nóg informację usłyszeli chwilę później: w Bydgoszczy nie ma szpitala, w którym pomogą Julce. Trzeba jechać do Gdańska, natychmiast. Ale i tam specjaliści rozłożyli ręce. Już po porodzie rodzinę przetransportowano do Warszawy. Teraz jasne już jest, że żaden specjalista w Polsce nie podejmie się operacji serca Julki. Ale szansa jest - w Bostonie. Na operację potrzeba ponad 2 mln zł. Ciągle brakuje kilkuset tysięcy złotych. Na zebranie całej kwoty zostało jeszcze tylko 7 dni.

Lekarze w Gdańsku przygotowywali rodziców na najgorszą możliwość: że Julka nie przeżyje porodu lub będzie w stanie krytycznym. W dniu umówionego cięcia cesarskiego w pogotowiu miał czekać zespół kardiochirurgów. Ale Julka postanowiła przyjść na świat trzy dni wcześniej. Walczyła. Oddychała samodzielnie, jednak gdańscy lekarze nie umieli jej pomóc. Rodzice znaleźli specjalistów w Warszawie. Samolotem przetransportowano dziewczynkę do stolicy.

Bydgoszcz cała jest wzruszeniem, czyli Julka wykop tę chorobę! [komentarz]

Walka o życie

W warszawskim szpitalu Julka spędziła pierwsze miesiące życia. - Po tym czasie wreszcie mogła pojechać do domu - opowiada jej mama, Alicja Barlik-Ciesińska. - Pobyt w domu nie trwał jednak długo, bo u Julki pojawiły się groźne częstoskurcze. To one, a nie sam guz, zajmujący 80 proc. lewej komory serca, są prawdziwym problemem.

Pierwszy przyszedł nocą. Julka zrobiła się blada, zimna, oblała się potem. - Pojechaliśmy do szpitala - opowiada jej mama. - Lekarze zbadali tętno: 240. Ten częstoskurcz trwał 11 godzin. W szpitalu powiedzieli nam, że to tak, jakby człowiek biegł pod górę przez 11 godzin bez przerwy.

W Samodzielnym Publicznym Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie próbowano pomóc dziewczynce w ramach eksperymentalnych terapii farmakologicznych, które miały spowodować zmniejszenie guza. Te niestety nie przyniosły rezultatu. Arytmie serca i częstoskurcze nie mijają. Teraz stan Julki jest stabilny dzięki lekom, ale to rozwiązanie doraźne. Dziewczynka jest w domu z rodzicami i starszą siostrą, Laurą. Rodzice mówią, że to twardzielka. Już dziś pokazuje, że umie postawić na swoim. Nie dopuszczają do siebie myśli, że walka o jej życie, którą toczą od pół roku, mogłaby się nie powieść.

Nadzieja czeka w Bostonie

- Polscy lekarze rozkładają ręce. Medycy we wszystkich szpitalach, do jakich się zwróciliśmy, uznali guz za nieoperacyjny. Brakuje wystarczającego doświadczenia w leczeniu tego typu schorzeń, bo występują one bardzo rzadko - mówi mama Julki.
Szansa jednak jest. Na początku lutego lekarze w szpitalu w Bostonie w Stanach Zjednoczonych mogą zoperować serce Julki. - To najlepsza na świecie placówka specjalizująca się w takich przypadkach. Lekarze prowadzą tam specjalny program leczenia guzów serca i mają na swoim koncie 40 podobnych operacji, przeprowadzanych u bardzo małych i starszych dzieci. Wszystkie zakończone sukcesem - dowiedzieli się rodzice dziewczynki.

Polscy lekarze rozkładają ręce. Medycy we wszystkich szpitalach, do jakich się zwróciliśmy, uznali guz za nieoperacyjny. Brakuje wystarczającego doświadczenia w leczeniu tego typu schorzeń, bo występują one bardzo rzadko. Szansa jednak jest. Na początku lutego lekarze w szpitalu w Bostonie w Stanach Zjednoczonych mogą zoperować serce Julki.

- Julka została zakwalifikowana do tego programu, tyle że koszt operacji, transportu medycznego do USA oraz opieki medycznej po operacji to w sumie 2 mln złotych. Kwota dla nas nieosiągalna. Dlatego zdecydowaliśmy się poprosić o pomoc, choć to nie była łatwa decyzja - mówi Alicja Barlik-Ciesińska. - Byliśmy w szoku, jak wiele osób zaangażowało się w akcję. Liczyliśmy na rodzinę, przyjaciół, ale pomaga też bardzo wiele ludzi, którzy wcale nas nie znają. To piękne. Niesamowite. Dostajemy mnóstwo pokrzepiających wiadomości od obcych osób, to dla nas wspaniały zastrzyk pozytywnej energii. Trudno pohamować łzy wzruszenia.

Jak pomóc?

Internauci z Polski i zagranicy wystawiają na licytację niemal wszystko: od cennych przedmiotów, przez noclegi w hotelach, treningi personalne, sesje fotograficzne, wystawy puzzli ułożonych przez dzieci po własne wypieki, ślubne suknie, zabytkowe samochody (ciągle do zgarnięcia skoda 105s z 1982 r.) czy wspólną zabawę ze swoimi dziećmi. W akcje włączają się osoby prywatne i firmy. Laura, 7-letnia siostra Julki, jako jedna z pierwszych przekazała na licytację namalowany przez siebie obrazek. I podkręciła tempo zbiórki, wzruszając wszystkich listem do Świętego Mikołaja, w którym prosiła o zdrowie dla siostrzyczki.

Aukcje prowadzone są na Facebooku, w wyszukiwarkę wystarczy wpisać hasło Licytacje dla Julki - Operacja w Bostonie.

Operację trzeba przeprowadzić w lutym, a zbiórkę zakończyć do połowy stycznia. Każdy kolejny częstoskurcz to dla Julki ogromne ryzyko.

Zbiórka na operację jest prowadzona na portalu zrzutka.pl
Wsparło ją już prawie 16 tysięcy osób. Licznik bije, na koncie jest już prawie 1 300000 zł. To dotychczasowy rekord tego portalu.
Dziewczynka jest podopieczną Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym Kawałek Nieba, która zebrała ok. 300 tys zł.

Pieniądze można wpłacać przez PayPal TUTAJ
lub bezpośrednio na subkonto Fundacji: 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374, w tytule wpisując „2477 pomoc dla Julii Ciesińskiej”.

Ciągle brakuje kilkuset tysięcy złotych. A pełną kwotę na konto szpitala w Bostonie rodzice muszą przelać dokładnie za tydzień, by operacja mogła się odbyć.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.