Obyczaje. Prostytucja była nieco inaczej rozumiana niż dziś. Teolog Jan Falkenberg dowodził, że prawo Boże zakazuje jej popierania. Ale też przekonywał, że prawo ludzkie pozwala na nierząd.
Kraków w średniowieczu był bez wątpienia centrum prostytucji w Europie Środkowej i Wschodniej, a być może na całym kontynencie! Niemożliwe?
Oczywiście, że sam Kraków, choć w późnym średniowieczu był dość sporym, około 30-tysięcznym miastem, nie mógł być stolicą europejskiego nierządu. Ale już łącznie z Pragą - tak. A właśnie w czeskiej Pradze, wtedy jednym z najważniejszych i najpotężniejszych miast, główny ośrodek prostytucji mieścił się w... Krakowie. Tak popularnie nazywana była w niej ulica Krakowska.
Dzięki m.in. Janowi Husowi, niezwykłej postaci w dziejach świata, wielkiemu i heretykowi, i wizjonerowi, wiemy o organizacji tego fachu w mieście nad Wełtawą. Każde źródło dotyczące prostytucji w wiekach średnich, szczególnie w naszej części Europy, jest w zasadzie bezcenne. W dokumentach polskich instytucja ta pojawia się bowiem dopiero w XIV w. - Ale źródła pokazują, że wtedy była już w pełni ukształtowana, czyli musiała mieć za sobą długą tradycję - podkreśla prof. Adam Krawiec, autor m.in. książki „Seksualność w średniowiecznej Polsce”.
Pogański nierząd
Pierwszą wzmiankę o nierządzie na terytorium dzisiejszej Polski zawdzięczamy Thietmarowi, biskupowi merseburskiemu. Na początku XI w. pisał o obyczajach naszych przodków, gdy ci jeszcze byli poganami: „Jeśli znaleziono nierządnicę jakową, obcinano jej srom (by ją w ten szpetny sposób pokarać, następnie zaś wieszano ów wstydliwy okrawek nad drzwiami domu...)”. Thietmar przyznaje przy tym, że prostytucja kwitła nie tylko wśród słowiańskich pogan, ale i chrześcijańskich Niemców. Rozpusta przybrała, gdyby mu wierzyć, ogromną skalę. Biskup Merseburga apelował i do kapłanów, i do świeckich, by stanęli do walki z nierządem.
Wszędzie podobnie
Prof. Krawiec uważa, że podobnie działały prostytutki w niemal całej Europie, w tym w Polsce. Można zatem przyjąć za Husowskim opisem prostytucji w Pradze, że i w średniowiecznych większych polskich miastach najniższa grupa przedstawicielek tego fachu klientów przyjmowała na stosach drewna, starych szmatach. Najwyższa grupa pracowała w domach publicznych, oddając właścicielowi lub właścicielce zwykle jedną trzecią utargu.
Historycy nie mają natomiast pewności, co w Polsce działo się z prostytutkami, które około 30. roku życia wychodziły z zawodu i zostawały żonami. Prof. Krawiec przypuszcza, że część spraw sądowych, wytaczanych przez kobiety mężczyznom nazywającym je nierządnicami, związanych było z publicznym wypominaniem byłym prostytutkom ich przeszłości, o której chciałyby zapomnieć.
Czym był wtedy nierząd?
Jeżeli w tym artykule zatrzymamy się nad prostytucją za Piastów, Andegawenów i pierwszych Jagiellonów, to trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach rozumiano ją nieco inaczej niż dzisiaj. Ci, którzy w średniowieczu analizowali ją, kierowali się głównie nauką rzymskiego prawnika Ulpiana (piszącego na przełomie drugiego i trzeciego wieku naszej ery). Za nim przyjmowano, że prostytutką jest kobieta, która współżyje z każdym chętnym, bez możliwości wyboru. I robi to z chęci zysku.
- Ważniejsza była jednak sprawa liczby partnerów - twierdzi prof. Krawiec. Przypomina, że średniowieczni prawnicy i moraliści toczyli niekończące się dyskusje, które miały ustalić, ilu partnerów wystarczy, by uznać kobietę za prostytutkę. Dysproporcje były olbrzymie: jedni twierdzili, że wystarczy czterdziestu, a inni głosili, iż dopiero 23 tysiące. Takie rozumienie nierządu powodowało, że za prostytutkę nie była uważana utrzymanka zamożnych mężczyzn, ale już tak określano kobiety, które często zmieniały partnerów.
Po łacinie prostytutki nazywano z reguły meretrix. W późnośredniowiecznej potocznej polszczyźnie najpopularniejszy był termin „k...” oraz liczne jego zdrobnienia. - Wyraz ten wtedy nie miał najpewniej tak wulgarnego znaczenia jak teraz - uważa prof. Adam Krawiec.
Historyk ten zwraca uwagę, że księgi sądowe pełne są przykładów z procesów, w których w roli poszkodowanych występowały kobiety tak nazywane. W roli oskarżycieli występowali też niekiedy mężczyźni, którzy chcieli ukarania nazywających ich „kurwimi synami”. Te słowa rozumiano wtedy jako przynależność do określonej, niechlubnej grupy społecznej lub jako zarzut nielegalnego pochodzenia. Niemniej, według prof. Krawca, trudnienie się prostytucją było w średniowiecznej Polsce jednoznacznie negatywnie oceniane, uznawane jako zajęcie hańbiące.
Sporo istniało również określeń stręczyciela. Nazywano go „porobnikiem”, „rajfurem”: czy „zamtuznikiem”. Z dokumentów wiemy, że w Augsburgu w latach 1349-1360 za stręczycielstwo wypędzono 190 mężczyzn. Także w Norymberdze stręczyciele byli często karani. Za to w Krakowie źródła nie odnotowały żadnej kary dla rajfura.
Nierządny Kraków
Prof. Henryk Samsonowicz, mediewista, w jednej z ksiąg sądów ziemskich znalazł słowo „przypłotnica”, które odnosiło się do prostytutki wiejskiej, najpewniej uprawiającej nierząd pod płotem. Jednak niemal całą wiedzę, jaką czerpiemy o prostytucji w wiekach średnich, zawdzięczamy dokumentom wytworzonym w miastach. Najwięcej pochodzi z Krakowa.
Kto czytał „Kulturę wieków średnich” Jana Ptaśnika, z tej książki dowie się, że w średniowiecznym Krakowie jego władze wydały ostrą walkę prostytucji, czym różnić się mieli od przymykających oko, a nawet sprzyjających nierządowi ich odpowiednikom w miastach zachodniej Europy. Współcześni badacze wytykają jednak swojemu znakomitemu poprzednikowi, że około stulecia temu dysponował nielicznymi źródłami. Nie mają wątpliwości, że stosunek do tej profesji w Krakowie był podobny jak w innych częściach wtedy znanego świata.
Średniowieczny Kraków utrzymywał trzy domy publiczne. Katusza i Dorota - to pierwsze ladacznice wymienione w księgach z XIV w.
Nierząd w średniowiecznym Krakowie był czynem karalnym tylko wtedy, gdy przekraczał pewne normy, na przykład w razie kazirodztwa, stosunków z duchownymi, najpewniej także współżycia na cmentarzu. Prof. Adam Krawiec powołuje się na wygnanie w 1382 r. z Krakowa niejakiej pani Nory za uprawianie seksu na cmentarzu.
Glejt od Falkenberga
Niemniej na początku XV stulecia krakowscy rajcowie zwrócili się do Jana Falkenberga, dominikanina, teologa z Akademii Krakowskiej, z pytaniem, czy miasto może przystać na istnienie nierządnic. Falkenberg, jeden z najtęższych umysłów tamtych czasów,odpowiedział jak na wybornego prawnika przystało. Jego traktat był popisem prawniczej sofistyki. Sięgając po cytaty z Biblii i z Ojców Kościoła, dowodził, że prawo Boże zakazuje popierania prostytucji. Ale też przekonywał, powołując się na św. Augustyna, że prawo ludzkie pozwala na nierząd, bo jest on mniejszym złem. Augustyn pisał: „Usuń prostytucję ze społeczeństwa, a rozpusta rozszaleje się wśród kobiet uczciwych”. Falkenberg uznał zatem, że w Krakowie prostytucja może istnieć, lecz nie powinno się czerpać z niej korzyści. Jednak przed swego rodzaju zalegalizowaniem nierządu przez Fal-kenberga w księgach zachowały się przypadki karania za odwiedzanie domów publicznych. Groziło za to więzienie lub dyby.
Bezkarni rajfurzy
Autor „Seksualności w średniowiecznej Polsce” zauważa, że w porównaniu z innymi miastami w Krakowie brakuje w źródłach przypadków karania za nakłanianie do prostytucji. Co prawda w 1364 r. proskrybowany został niewymieniony z imienia krawiec za to, że w jego mieszkaniu koło Bramy Sławkowskiej jakiś żebrak zgwałcił dziewicę. Zgwałcona oskarżyła krawca o stręczycielstwo. Zdaniem prof. Krawca jest to prawdopodobnie najstarsza wzmianka o istnieniu w Krakowie zorganizowanego domu publicznego, być może z zatrudnionymi etatowymi prostytutkami. Prof. Hanna Zaremska, znawczyni życia w średniowieczu, twierdzi natomiast, że wzmianka o krawcu dowodzi raczej istnienia w Krakowie potajemnej prostytucji, poza siecią domów publicznych.
Biedna Kasia
O ile historycy do końca pewności nie mają, co było powodem wygnania krawca ze Sławkowskiej, to niemal na pewno sutenerem był niejaki Jancewicz (Jankowicz) z Wrocławia i jego konkubina Anna, która w źródłach została określona jako „dziwka”. Ta para została wygnana w 1384 r. z Krakowa za to, że Anna nakłoniła do zanocowania w ich domu pewną Kasię, którą jej konkubent Jancewicz zgwałcił. W gwałcie pomagała mu Anna. Prof. Zaremska sugeruje, że celem pary było nakłonienie Kasi do podjęcia pracy prostytutki. Sąd skazał ich jednak tylko za gwałt.
Lubieżni duchowni i żacy
Z innych miast polskich źródeł mówiących o prostytucji w średniowieczu jest dużo mniej niż z Krakowa. Ale wiemy np., że z płatnego seksu dość często korzystali duchowni. I tak np. przed poznańskim sądem w 1443 r. stanęli dwaj klerycy: Albert z Łekna i Stanisław z Chodzieży. Zarzucono im, że przebywali w domu rozpusty, a po wyjściu z niego śpiewali „brzydkie piosenki”.
W tym samym roku również przed poznańskim sądem toczył się proces, w którym na ławie oskarżonych zasiedli czterej studenci. Obwiniano ich, że do domu sprowadzili cztery kobiety, które miały zaspokajać „pożądliwości ich ciał”. Według prof. Adama Krawca te kobiety albo były zawodowymi prostytutkami, albo trudniły się nierządem dorywczo, co było wtedy praktyką stosunkowo częstą lub też miały opinię rozrywkowych. W Pyzdrach toczył się natomiast proces Jana Skórni, prezbitera z Miłosławia. Po pijanemu zabrał do swojego wozu prostytutkę, a potem na oczach gapiów odbył z nią stosunek. Sąd dał mu wybór: albo miesiąc pobytu w wieży w Pyzdrach, albo opuszczenie swojej diecezji.
W mieścinach również
Badacze obyczajów w średniowieczu zgodni są, że w tym okresie domy publiczne były nie tylko w dużych miastach, ale i w sporo mniejszych, jak we wspomnianych Pyzdrach i Busku, o czym informuje nas zapis w księdze lwowskiego sądu mówiący, że Jan Wyszota z Tyczyna uzyskał rozwód z żoną Katarzyną, bo ta od 12 lat mieszkała, „publicznie cudzołożąc”, w buskim lupanarze.
W dużych polskich miastach, zdaniem historyków, prostytucja jako instytucja była zorganizowana podobnie jak w aglomeracjach zachodnioeuropejskich. - Istniały zorganizowane, oficjalne domy publiczne, poddane kontroli ze strony miasta - szkicuje ówczesne realia prof. Krawiec. - Obok nich istniała prostytucja nieoficjalna, obejmująca różne kategorie, m.in. w wykonaniu dziewczyn pracujących na własny rachunek, zatrudnione w łaźniach. Usługi erotyczne dla zarobku wykonywały też tzw. uczciwe kobiety, gdy zmusiła je do tego trudna sytuacja materialna, co wcale nie było rzadkie.
Historycy zwracają też uwagę, że sporo było prywatnych, niewielkich domów publicznych. Prowadzone były głównie przy warsztatach rzemieślniczych, a kierowały nimi przede wszystkim żony rzemieślników.
wlodzimierz.knap@dziennik.krakow.pl