Niebieski jak niebo. Kolory są w dłoniach
Najbardziej tęskni za wzrokiem. Do braku słuchu się przyzwyczaiła. Jak każda nastolatka marzy o księciu. Uwielbia też podróżować. Gdzie najbardziej chce pojechać? - Do Olsztyna, bo są tam piękne parki - odpowiada Paulina.
Szatynka z grzywką, oczy ciemne jak węgiel, czarna sukienka do kolan. Duszę ma jednak kolorową. Jej ulubiony jest niebieski. - Kojarzy mi się z niebem - opowiada 19-letnia Paulina Wiśniewska z Lublina. Dla niej każdy drobny szczegół ma ogromne znaczenie. Nie widzi i nie słyszy, ale czuje. Jej pasją jest tkactwo, a tworzy tkaniny pełne kolorów.
Nie słyszy od urodzenia. W wieku 10 lat straciła wzrok.
Dopóki widziała, to słowo nie było dla niej żadną barierą. Nie stresowała się tym, że nie słyszy. Prowadziła zupełne inne życie niż teraz
- mówi Małgorzata Wiśniewska, mama dziewczyny.
Jej córka jest po trzech operacjach oczu. Widzenie jednak się nie poprawia. Lekarze mówią, że na odklejenie siatkówki nie ma już ratunku. Jaki obraz skrywa się pod powiekami Pauliny?
- Widzę jasność i ciemność. Jak ktoś przechodzi, to widzę to przed oczami jako cień, bo zmienia się natężenie światła - odpowiada Paulina.
Ma bardzo wrażliwy węch. Czuje nosem, jak ktoś nadchodzi. Nauczycielki rozpoznaje po zapachu perfum. Paulina dodaje, że bardzo lubi poznawać nowe osoby. Kolejnym sposobem na to jest dotyk. Najpierw sięga po rękę, później dotyka twarzy i włosów.
Czy jest w stanie odróżnić osobę dobrą od tej mniej przychylnej?
- Wyczuwam emocje. Podejrzewam, czy ktoś jest dobry, czy nie. Zdenerwowani ludzie głośniej mówią i szybciej zachowują - wyjaśnia. Podobno żadna nauczycielka nie potrafi ukryć przed nią i koleżankami z klasy, że przyszła do pracy w nerwach, bo od razu padają pytania: „dlaczego jest pani zdenerwowana”.
Jakie widoki ma w pamięci sprzed utraty wzroku? - To trudne pytanie, bo trochę już pozapominałam, ale pamiętam Zalew Zamborzycki, bo mieszkam w jego okolicy i lubię spacerować nad wodą - mówi Paulina.
Sny i marzenia miewa czarne. A śni, jak każda nastolatka, o chłopakach. Jaki ma być ten jedyny? - Dobry, uczciwy, opiekuńczy i pomocny. A z wyglądu opalony, oczy niebieskie, szatyn, z brodą - precyzuje.
Poznała już takiego? - Jeszcze nie - mówi Paulina.
Dzięki implantowi o wiele lepiej słyszy niż widzi. Rozróżnia śpiew ptaków od szczekania psa. Słyszy stukanie obcasów, muzykę w radiu. Jeśli chodzi o głos ludzki, to słyszy go słabo, ale nie rozumie, o czym jest mowa. Czasem powtórzy: mama, tata, tak i nie.
- Pamiętam, że jak Paulina miała jeszcze dwa latka, to odwracała głowę, gdy wołałam ją po imieniu. Później już nigdy. Niedawno, po wszczepieniu implantu, zrobiliśmy eksperyment - opowiada mama.
- Gdy stała odwrócona do nas tyłem, powiedziałam „Paulina” i się odwróciła. Lekarz powiedział, że mózg pamięta te proste wyrazy, które słyszała w wieku dwóch lat. Innych słów już nie - dodaje mama.
Uśmiech daje siłę
Paulina przyznaje, że najbardziej tęskni za zmysłem wzroku. Przeżywała ogromny bunt, gdy widzenie się pogarszało. Nie mogła się z tym pogodzić.
Dziś już akceptuję ten stan. Nie czuję się gorsza od innych. Staram się nie pokazywać, że jest mi ciężko. Żyję normalnie
- mówi.
Jest to o tyle łatwiejsze, bo jej brat od 16. roku życia też nie widzi, teraz siostra również powoli traci wzrok.
- Natomiast Paulina ma jeszcze dodatkowo niedosłuch od dzieciństwa. Ja z mężem jesteśmy zdrowi, ale jak się okazało, mamy jakiś konflikt genetyczny, z powodu którego nasze dzieci wraz z dorastaniem tracą wzrok - opowiada pani Małgorzata.
I przypomina sobie, jak na samym początku koleżanki pytały ją, w jaki sposób sobie z tym wszystkim radzi. - Oczywiście, bardzo to przeżywałam, ale już mam to przepłakane. Trzeba było się wziąć w garść i żyć, na tyle, na ile można, normalnie - wyjaśnia mama Pauliny.
19-latka jest wesołą i uśmiechniętą dziewczyną. - Umacnia nas to, że nie rozżala się nad swoim losem. Jak się uśmiecha, to mam wrażenie, że nic się nie dzieje. Tak jest o wiele lżej - dodaje pani Małgorzata.
Choć na początku nie było łatwo. Gdy straciła wzrok jako 10-latka, nikt nie umiał za bardzo do niej dotrzeć. Rodzina nie wiedziała, co dalej zrobić, bo okazało się, że dla takich osób jak Paulina nie ma żadnego miejsca w Polsce.
- Są szkoły dla dzieci upośledzonych, które nie słyszą i nie widzą, a dla dzieci zdrowych nie ma takich miejsc. Musieliśmy coś szybko zrobić, bo kontakt się z nią urwał. Trudno było się porozumieć - wspomina mama.
Wtedy właśnie dyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci i Młodzieży w Lublinie zatrudniła Agnieszkę Lachowską, byłą absolwentkę tej szkoły, do pomocy w czasie lekcji dla Pauliny.
- Agnieszka nam ją otworzyła. Najpierw próbowały porozumiewać się za pomocą alfabetu Lorma, który polega na tym, że każdej literze odpowiada konkretny punkt na dłoni - mówi mama.
Jednak Paulina od dzieciństwa porozumiewała się językiem migowym. I tak do dzisiaj zostało. Dziewczyna kontaktuje się tzw. migowym do ręki. - Jeśli chcę się ją o coś zapytać, to muszę podejść, trzymam jej ręce i pokazuję migi na sobie, które Paulina odczytuje - wyjaśnia pani Małgorzata.
Dzisiaj Paulina z Agnieszką traktują się jak siostry. Mimo że 19-latka nie zdążyła jej zobaczyć zanim straciła wzrok. - Z kolei Agnieszka bardzo dobrze rozumie sytuację swojej przyjaciółki, bo sama jest niesłysząca. Odczytuje słowa z naszych ust. Aga ma wielkie serce, rozumie, czego Paulina potrzebuje - dodaje mama.
I przyznaje, że urzędnicy radzili jej, aby Paulina miała lekcje w domu. - Wtedy zamknęłaby się w domu, a tak się bardzo cieszy, że wychodzi do koleżanek i kolegów. To dowód na to, że dzieci nie można zamykać w klatce. One i tak są już wystarczająco pokrzywdzone przez los. A dzięki kontaktowi z rówieśnikami, mogą się rozwijać i czerpać radość - zaznacza Małgorzata.
Paulina jest obecnie uczennicą klasy 3a w technikum dla niesłyszących przy ul. Lucyny Herc, która kształci w zawodzie: turystyka wiejska.
- Paulina jest wyjątkową osobą w naszej szkole, bo jednocześnie nie słyszy i nie widzi. Agnieszka na lekcjach wszystko jej tłumaczy. Ma wysoką frekwencję, odrabia lekcje, ma dobre oceny. Jest jedną z najlepszych osób w klasie. Oprócz tego bardzo lubi grać w szachy. No i ma zdolności plastyczne - mówi Anna Stasiak, dyrektor technikum nr 1 przy ul. Lucyny Herc.
Kolory ma w głowie
Chodzi dokładnie o tkactwo. We wtorek odbył się pierwszy w życiu wernisaż prac tkackich Pauliny. Wystawę można podziwiać w Galerii po 111 Schodach w MDK nr 2 przy ul. Bernardyńskiej.
- Tkactwem zajmuje się od 2011 roku. Na początku moja nauczycielka wytłumaczyła mi, jak trzeba pracować - wyjaśnia dziewczyna.
- Kiedy mama Pauliny poprosiła mnie, abym nauczyłą ją tkać, od razu się zapaliłam. Pomysł wydawał się wspaniały, chociaż zupełnie nie wiedziałam, jak zacząć go realizować. Paulina okazała się niezwykle zdolną, twórczą i pracowitą artystką. Sama na własne wyczucie wybiera kolory materiałów, sama wymyśla sploty. Cały świat jest w jej dłoniach - mówi Helena Sakowicz, nauczycielka.
Jak dobiera kolory? Tłumaczy, że włóczki są różne w dotyku, bo mają inny materiał i fakturę. - Jak są identyczne to czasem pyta się, gdzie leży czerwona, a gdzie niebieska. Wtedy chowa je do różnych pudełek. Następnie, wyjmuje czerwone nici, tka np. dwie linijki, a potem wyjmuje niebieskie nici - tłumaczy mama.
I zwraca uwagę, że Paulina ma niezwykłą pamięć.
Ostatnio pytała się mnie, jakie są kolory plasteliny w pudełku, a było ich sześć. Wymieniłam jeden raz wszystkie po kolei: biała, żółta, czerwona itp. Ona mówi dziękuję i idzie już lepić z plasteliny
- śmieje się pani Małgorzata.
Nie martwić się bzdetami
Paulina w przyszłości chce zostać masażystką. A tak naprawdę, o czym marzy?
- Chciałabym założyć własną rodzinę i mieć dzieci - odpowiada. Dziewczyna uwielbia też podróżować. Gdzie chce najbardziej pojechać? - Do Olsztyna, bo jest tam dużo parków - dodaje.
Była np. już w Wieliczce, Malborku, Zakopanem, Przemyślu czy nad morzem.
- Chociaż nie widzi i nie słyszy, ale chcemy, by czerpała jak najwięcej z życia i cieszyła się jak każdy człowiek. Muszę zaznaczyć, że my z rodzicami w szkole nie płaczemy nad swym losem, nie zastanawiamy się, dlaczego to akurat nas spotkało. Rozmawiamy o tym, jaką spódniczkę czy bransoletkę dziewczyny chcą, by im kupić. Nie mówimy o słuchu - wyjaśnia mama.
I dodaje: - Życie nas już nauczyło, żeby nie martwić się bzdetami. Zawsze powtarzam, że duży problem jest do momentu, kiedy nie spotka nas jeszcze większy.
Czym się martwi najbardziej pani Małgorzata? - Jak nas, rodziców, zabraknie. Zastanawiam się, co z Pauliną się wtedy stanie, gdzie będzie, czy da sobie radę - mówi mama.