- Nikogo nie naraziłam na niebezpieczeństwo, a musiałam zapłacić 50 zł. Za nic - mówi Czytelniczka . Co na to funkcjonariusze?
Pani Danuta K. (nazwisko do wiadomości redakcji) opowiedziała ,,GL’’ historię pechowego mandatu. 23 listopada br. już po zapadnięciu zmroku szła al. Wojska Polskiego na wysokości fabryki wódek w kierunku centrum. W tym miejscu trwały jeszcze prace przy budowie nowej ścieżki rowerowej. Codziennie, po zakończeniu robót wykonawca zamykał ten odcinek trotuaru ustawiając znak - zakaz wstępu pieszych.
- Było ciemno, mały ruch, a ja mam problemy ze wzrokiem - mówi pani Danuta. - Nie zauważyłam, że minęłam znak, bo chodnik był nowy, równiutki. Nagle zatrzymało się nieoznakowane auto. Wysiadł z niego policjant i spytał, czy wiem, że naruszam przepisy. Odpowiedziałam, że jeśli tak - to się cofnę. Nie pozwolił mi na to.
Czytelniczka została zaproszona do auta. Policjant zaproponował jej mandat bądź w razie odmowy jego przyjęcia, skierowanie sprawy do sądu.
- Sąd kojarzy mi się z wysokimi kosztami, a ja na rękę mam miesięcznie 820 zł. Nie zgodził się, żeby mnie puścić bez mandatu, nie zadowolił się pouczeniem mnie. Podobno spowodowałam zagrożenie w ruchu drogowym. A ja nikomu nie przeszkadzałam - mówi Czytelniczka. - Gdy spisywano moje dane obok radiowozu w ten sam sposób co ja przechodzili inni i nie było reakcji policjantów. Powiedzieli mi, że ,,jak skończymy z panią, zajmiemy się nimi’’. I rzeczywiście po wyjściu z auta zatrzymali jakiegoś młodzieńca.
Czytelniczka podkreśla też, że miejsce, w którym dostała mandat, było idealne dla policjantów do ,,polowania’’ na pieszych.
Pani Danuta nie mogąc pogodzić się z tak surową karą sfotografowała komórką moment zatrzymania pechowego przechodnia. Zaczęła zwracać też uwagę na inne roboty na chodnikach. - Okazuje się, że nie wszędzie stoją znaki zakazu dla pieszych. Np. na ul. Batorego można sobie chodzić. Czytelniczka podkreśla też, że miejsce, w którym dostała mandat, było idealne dla policjantów do ,,polowania’’ na pieszych. Znaki zakazu zostały ustawione z dwóch stron chodnika, a pośrodku znajdował się czynny przystanek PKS, z którego korzystali ludzie wysiadający z autobusu. Każdy nieświadomie łamał przepisy.
- Ciekawe ile mandatów ludzie tu zapłacili? Spotkałam przypadkiem sąsiadkę, która też mi powiedział, że została ukarana za tę samą sprawę co ja - mówi Danuta K. - Mam żal, że za taką błahą sprawę musiałam płacić.
O powód ukarania Czytelniczki zapytaliśmy policję. - Pani Danuta została ukarana zgodnie z przepisami art. 86 kodeksu wykroczeń. Spowodowała zagrożenie w ruchu drogowym - mówi Kamila Wydrych z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze. - A o tym, czy znak powinien tam stać czy nie decyduje nie policja a zarządca drogi. Nasza Czytelniczka nie może się pogodzić z karą. Napisała w tej sprawie list do wojewody lubuskiego z prośbą o anulowanie kary.