Nie spłacają długów, bo… deszcz pada albo kot się pochorował

Czytaj dalej
Fot. 123RF.com
Andrzej Plęs

Nie spłacają długów, bo… deszcz pada albo kot się pochorował

Andrzej Plęs

Cudze pieniądze wydaje się chętnie, mniej chętnie oddaje się długi. Niektórzy wymyślają najdziwniejsze uzasadnienia, dlaczego nie płacą rachunków, rat kredytowych i faktur.

Podkarpaccy dłużnicy solidniejsi, niż mieszkańcy wielu innych regionów kraju, ale i tu zdarzają się rekordziści. Najbardziej zadłużonym obywatelem Polski jest 56-latek z Rzeszowa, który „uzbierał” 46,8 mln zobowiązań płatniczych, najbardziej zadłużoną firmą jest spółka budowlana też z Podkarpacia z 8,7 mln zł zaległości.

Poza tym mieszkańcy Podkarpacia zadłużają się niechętnie, bo jeśli w skali kraju na tysiąc mieszkańców 87 osób ma zadłużenia, to w południowo – wschodniej Polsce jest ich tylko 47, co stanowi najniższy wynik w kraju. Najmniej chętnie spośród rodaków jeździmy „na gapę” środkami komunikacji zbiorowej, najsolidniej i terminowo spłacamy kredyty i płacimy rachunki.

Nawet w trudnych, pandemicznych czasach, które wygenerowały trudności ekonomiczne, a wielu ludzi skłoniły do mocniejszego zaciskania pasa. A niektórzy uznali to za pretekst, by zobowiązań nie płacić. Choć nie tylko pandemia sprawiła, że przybyło obywateli, którzy uznali, że ich długi, to nie jest ich problem.

Niezapłacone rachunki, faktury, raty kredytów czy alimenty, ma obecnie 2,4 mln osób w Polsce. Suma tych należności przekroczyła już 45 mld zł, a windykatorzy mają coraz większe kłopoty z odzyskaniem tych należności dla wierzycieli. Inflacja, galopująco rosnące ceny wszystkiego, pojawiający się na horyzoncie cień recesji gospodarczej rzeczywiście niektórym utrudniają regulowanie swoich zobowiązań.

Ale jest wielu takich, którzy nie spłacają długów, bo… nie chcą. Nawet jeśli mogą. Firma windykacyjna Kaczmarski.Incasso na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji, zebrała listę najbardziej absurdalnych i zadziwiających wymówek, którymi dłużnicy tłumaczyli, dlaczego nie regulują swoich należności.

Jeden z zadłużonych nie płacił abonamentu za telewizję, bo… skończył się jego ulubiony serial. Twierdził, że teraz już nic nie ogląda, więc nie musi regulować comiesięcznego zobowiązania. Inny przekonywał, że nie pamięta hasła do bankowości elektronicznej i PIN-u do karty, dlatego nie spłaca rat. Na pytanie, jak w takim razie żyje i płaci choćby za zakupy, tłumaczył, że korzysta z karty jedynie zbliżeniowo do 100 zł.

Pewien mężczyzna przekonywał z kolei, że nie ma z czego oddać zaległości, bo nie stać go nawet na opłaty za telefon. Gdy negocjator zauważył, że przecież rozmawiają przez telefon, dłużnik stwierdził, że dzwoni zawsze od pani z piekarni.

Inna osoba uzasadniała, że dziecko rzekomo usunęło jej SMS-a z danymi do przelewów.

Zaginione karty i PIN-y, to już klasyka, podobnie, jak wymówki, że „ja tylko poręczyłem”, czyli wziąłem pożyczkę lub kupiłem sprzęt RTV czy AGD na raty na swoje nazwisko, ale skorzystał z tego ktoś inny.

Dłużnicy informują bez ogródek, że nie czytali, co podpisywali.

Kolejna wymówka to „skoro złożyłem reklamację na kupiony towar, to nie muszę płacić rat”. I nieśmiertelne: „przebywałem za granicą, więc nie miałem jak zrobić przelewu”.

Pretekstem bywają też sytuacja geopolityczna, zwierzęta, a nawet pogoda. Ostatnio także wojna w Ukrainie.

- Idą w zaparte, że „zaraz będzie u nas wojna i wszyscy zginiemy, dlatego nie ma co płacić” – relacjonują pracownicy Kaczmarski.Incasso. - Inni mówią wprost, że, jak wejdzie wojsko, to uciekną z Polski i nikt ich nie zwindykuje. Zasłaniają się też rzekomą depresją, jaką wywołuje w nich sytuacja za wschodnią granicą.

Bywają uzasadnienia, które nawet windykatorów wprawiają w osłupienie, choć niejedno już słyszeli. Jeden z dłużników tłumaczył, że nie zapłacił ani jednej raty za sprzęt, który kupił za kredyt, bo sprzęt skradziono mu trzy dni po zakupie.

Rekord absurdu pobił ten, który nie zapłacił raty za kupiony telewizor, bo – jak tłumaczył - od kilku dni pada deszcz, co uniemożliwia wyjście z domu i dotarcie do banku. Natłok innych spraw też uniemożliwia spłatę długów. Nawet choroba kota.

Pewnego razu jeden z windykatorów usłyszał: „bank dawał, to brałem – niech się martwi ten, co dawał a nie ten, co brał”. A na przestrzeni roku, jak długi, też trudno płacić długi. Na święta Bożego Narodzenia jest moc innych wydatków, na Wielkanoc identycznie, w wakacje urlop kosztuje i nie starcza pieniędzy, we wrześniu zaczyna się rok szkolny i dziatwę trzeba za coś wyposażyć. A na Wszystkich Świętych zniczy nie rozdają za darmo.

A windykator musi jakoś przekonać dłużnika, żeby dobrowolnie podjął trud uregulowania zobowiązań. Straszenie komornikiem nie zawsze pomaga, a czekać, aż kot wyzdrowieje, nie zawsze się da.

Andrzej Plęs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.