Nie poleci do Brazylii! [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. Filip Kowalkowski
Jan Szczutkowski

Nie poleci do Brazylii! [rozmowa]

Jan Szczutkowski

Jerzy Kowalski, zawodnik Klubu Wioślarskiego Gopło Kruszwica nie powalczy o medal olimpijski w Rio de Janeiro. Dlaczego tak się stało?

Wylał pan siódme poty w walce o nominację olimpijską, ale w decydujących regatach w Lucernie czwórka bez sternika wagi lekkiej, w składzie z panem, nie zdołała zakwalifikować się do decydującego wyścigu. A duże nadzieje na start w Rio de Janeiro miał prezes kruszwickiego klubu Stefan Janeczek, tworząc na początku roku z działaczami AZS Szczecin i LOTTO Bydgoszcz, nowy skład osady.
Po regatach w Szwajcarii wróciłem do rodzinnego Sławska Wielkiego bardzo zmęczony. Podobnie było po długim zgrupowaniu w Portugalii. Nie oszczędzaliśmy się. Był zapał do pracy. Przepłynąłem ponad 900 km. To był solidny kilometraż. Nawet podczas krótkiego pobytu w domu trenowałem na ergometrze, wypożyczonym z klubu. Dobre przygotowanie w zimie miało się przełożyć na końcowy sukces. Rywale okazali się silniejsi. Zwłaszcza Rosjanie, którzy w poprzednich regatach nie startowali, a w kwalifikacjach olimpijskich błysnęli niesamowitą formą.

A co z pańską dyspozycją?
Z mojej formy byłem zadowolony. Utrzymywałem ją na wysokim poziomie przez długi czas. W mistrzostwach Polski w ergowiosłach, które w styczniu rozegrano we Wrocławiu, zająłem drugie miejsce, ustępując jedynie koledze klubowemu Arturowi Mikołajczewskiemu zaledwie o dwie dziesiątce sekundy. Wyprzedziłem zaś Miłosza Jankowskiego, partnera Artura w dwójce wagi lekkiej, która w ub. roku na mistrzostwach świata we Francji zdobyła kwalifikację olimpijską.

Dlaczego z Mikołajczewskim nie tworzycie jednej osady?
Plany pokrzyżowała kontuzja. Konieczna była operacja kręgosłupa po tym, jak ze zgrupowania przed dwoma laty w Portugalii wróciłem o kulach. Wówczas dalsza kariera sportowa wisiała na włosku. Skończyło się na szczęście tylko na strachu. Operacja, przeprowadzona w grudniu 2014 roku, powiodła się. Później nastąpił żmudny okres rehabilitacji. W lutym podjąłem treningi, m.in. jeździłem na rowerze do Poznania, korzystałem z kąpieli w inowrocławskim basenie. Gdy uległem kontuzji, szkoleniowcy zdecydowali, że partnerem Mikołajczewskiego będzie Miłosz Jankowski z AZS AWFiS Gdańsk. Tymczasem moja forma z upływem miesięcy się poprawiała. Wróciłem do niezłej dyspozycji. W lipcu 2015 r. w Korei Południowej zostałem mistrzem Uniwersjady w jedynce wagi lekkiej. To mój największy sukces. Dwa lata wcześniej w regatach tej samej rangi w Kazaniu byłem drugi.

Nie poleci do Brazylii! [rozmowa]
Archiwum prywatne Jerzy Kowalski teraz marzy o kolejnych sukcesach w jedynce. A że ma możliwości i talent potwierdził podczas Uniwersjady.

Dlaczego więc nie zdecydował się pan na przygotowanie do igrzysk olimpijskich w jedynce? Zapewne byłaby większa szansa niż w czwórce, w której liczy się dyspozycja czterech zawodników.
Jedynka wagi lekkiej, a startować w niej mogą jedynie skiffiści, ważący nie więcej niż 70 kg, na razie nie jest w olimpijskim programie. Prawdopodobnie zostanie włączona do igrzysk za cztery lata Również w czwórce wagi lekkiej bez sternika średnia waga zawodników nie może przekroczyć 70 kg. Wspomniał pan o dyspozycji czterech wioślarzy. A w tej osadzie mieliśmy pod górkę, mimo dużego zaangażowania prezesa pana Janeczka i sponsora klubowego Zakładów Tłuszczowych „Kruszwica” SA. Dopiero w maju, po wygraniu eliminacji z klubową czwórką akademików z Gdańska podczas Pucharu Świata we Włoszech, zostaliśmy objęci centralnym przygotowaniem. Do dyspozycji mieliśmy łódź z 2008 r. Nowa łódka z wyposażeniem to byłby wydatek około 40 tys. zł. Na to klubów i PZTW nie było stać. W trakcie przygotowań, krótko przed startem w Lucernie doszło też do niespodziewanej zmiany trenera. Ponadto podczas decydujących regat zbijaliśmy wagę, a jeden z naszych partnerów zachorował.

Jak potoczy się pańska kariera?
Mam 28 lat. I przed sobą jeszcze kilka lat startów. Z trenerem klubowym ustaliliśmy program przygotowań do dalszych zawodów w jedynce. Są inne niż w czwórce. W skiffie inaczej jest rozłożona praca mięśni, do dyspozycji mam dwa wiosła a nie jedno. Pierwszym poważniejszym sprawdzianem formy będą wrześniowe akademickie mistrzostwa Polski i w następnym miesiącu mistrzostwa kraju seniorów w Poznaniu. Indywidualny tok przygotowań sprawi, że będę miał więcej czasu na pisanie pracy magisterskiej. W zeszłym roku zaliczyłem bowiem wszystkie egzaminy na Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy i obroniłem licencjat.

Jan Szczutkowski

Jan Szczutkowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.